12 stycznia 2015

Często mówię NIE!

Dziękuję Pani Danucie Markowskiej za komentarz i uwagi dotyczące teksu „Pić czy nie Pić? Oto jest pytanie!” Spieszę z kilkoma wyjaśnieniami.

Nie jestem zwolennikiem załatwiania spraw w oparciu o kieliszek. Mam trochę więcej niż 40 lat, z czego ponad ¼ przepracowałem w samorządzie terytorialnym (o kilku latach pracy w szkole nie będę wspominał). Z doświadczenia wiem, że w polskim krajobrazie społecznym, tak zawodowym, jak i prywatnym, pełna miska i pełne szkło to często dobry początek rozmowy o wszystkim i niczym.
Jeśli idzie o mnie, to potrafię powiedzieć stanowcze NIE w kwestii czy pić alkohol, czy nie. Robię to zwłaszcza wtedy, gdy towarzystwo mi nie odpowiada albo gdy mam do czynienia ze zwykłymi zakłamańcami, którzy to ze mną dzisiaj wypiją, a jutro ubiorą to w historie godne scenariuszy filmowych! Mam znajomych, z którymi z przyjemnością wypijam kieliszek wódki albo lampkę wina i nie mam zamiaru się tego wypierać!
Jedni mówią, że mam problem z alkoholem i pić nie powinienem. Inni twierdzą, że nie ma problemu i siadamy razem do stołu. Moi wrogowie obtrąbili przed światem moje picie ponad miarę i uczynili z niego narzędzie gminnej walki politycznej, z czym poszli im w sukurs niektórzy dziennikarze albo dziennikarzyny, co to za kołnierz nie wylewają, a na innych projektują swoje alkoholowe problemy. Z której by strony na sprawę nie patrzył, piszę o chorobie alkoholowej po troszę z doświadczenia, po troszę z tzw. książek i z relacji kolegów i koleżanek, co powiedzieli gorzałce STOP i kroczą nowa drogą!
Porównywanie przez mnie alkoholizmu do innych chorób, które sobie, na własny użytek, posegregowałem, jest moim narzędziem, aby ukazać stosunek Polaków do pewnych kwestii, w tym przypadku do kwestii alkoholizmu i ludzi z nim się borykających.
Znam osoby borykające się z chorobami genetycznymi. Znam ich rodziców czy opiekunów. Mamy ze sobą dobry kontakt. Podziwiam samych chorych, jak i tych, co się nimi opiekują. Podziwiam ich za to, z jaką determinacją pokonują codziennie, mimo znużenia i zmęczenia, kolejne bariery.
Widzę też, jak na przestrzeni lat zmienia się nastawienie środowiska, nastawienie społeczne do samych chorych, jak i opiekunów.
Trochę inaczej jest ze społecznym postrzeganiem alkoholików. Nie widzę w tej kwestii jakichś tam zmian, a zwłaszcza zmian na lepsze.
Natomiast jeśli idzie o samą chorobę alkoholową, to nie mogę się z Panią zgodzić, że jest to choroba z wyboru i do wyleczelnia. Znawcy przedmiotu twierdzą jednoznacznie, iż chorzy nie sięgali po alkohol po to, aby się uzależnić i zachorować. Nie brakuje specjalistów, którzy źródeł tej choroby doszukują się w uwarunkowaniach genetycznych z uśpionymi genami odpowiedzialnymi za jej rozwój. Większość terapeutów twierdzi, że źródeł alkoholizmu należy szukać w ludzkiej psychice, środowisku i mentalności społecznej.
Znam ludzi, którzy wiedzą, że są chorzy i doskonale radzą siebie z chorobą alkoholową. Wszyscy jednoznacznie twierdzą, iż jest ona nieuleczalna. Zresztą, o takie właśnie założenia oparte są programy terapeutyczne, a następnie codzienne i nieustanne trzeźwienie każdego trzeźwiejącego alkoholika. Do końca życia trzeba mieć świadomość, że choroba w każdej chwili może powrócić.
Paradoks choroby alkoholowej i chorych na tę chorobę polega na tym, że chory, aby zacząć zdrowieć, musi przyznać, że jest bezsilny wobec alkoholu i skapitulować przed chorobą. To jest właśnie punkt wyjścia do trzeźwienia.

Alkoholizm to jak wszystkim znana opryszczka wargowa. Jeśli zarazimy się wirusem HSV1, a jest nim zarażonych 80% ludzi, choruje ponad połowa z tego i nie wiadomo do końca, dlaczego chorują, to będziemy nosicielem tegoż wirusa do końca życia. Taki herpes simplex zagnieżdża się w naszych komórkach nerwowych i czeka, uśpiony, na odpowiedni moment, np. osłabienie organizmu, żeby zaatakować. Tak jest z alkoholizmem, którego ofiarą, potencjalnie może być każdy! A że nie każdy jest, to szczęście, ale i zobowiązanie, aby na tych, co się z tym problemem borykają, odpowiednio spojrzeć i starać się zrozumieć!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...