Dziękuję
Pani Danucie Markowskiej za komentarz i uwagi dotyczące teksu „Pić czy nie Pić?
Oto jest pytanie!” Spieszę z kilkoma wyjaśnieniami.
Nie
jestem zwolennikiem załatwiania spraw w oparciu o kieliszek. Mam trochę więcej
niż 40 lat, z czego ponad ¼ przepracowałem w samorządzie terytorialnym (o kilku
latach pracy w szkole nie będę wspominał). Z doświadczenia wiem, że w polskim krajobrazie
społecznym, tak zawodowym, jak i prywatnym, pełna miska i pełne szkło to często dobry początek
rozmowy o wszystkim i niczym.
Jeśli
idzie o mnie, to potrafię powiedzieć stanowcze NIE w kwestii czy pić alkohol,
czy nie. Robię to zwłaszcza wtedy, gdy towarzystwo mi nie odpowiada albo gdy
mam do czynienia ze zwykłymi zakłamańcami, którzy to ze mną dzisiaj wypiją, a
jutro ubiorą to w historie godne scenariuszy filmowych! Mam znajomych, z
którymi z przyjemnością wypijam kieliszek wódki albo lampkę wina i nie mam
zamiaru się tego wypierać!
Jedni
mówią, że mam problem z alkoholem i pić nie powinienem. Inni twierdzą, że nie
ma problemu i siadamy razem do stołu. Moi wrogowie obtrąbili przed światem moje
picie ponad miarę i uczynili z niego narzędzie gminnej walki politycznej, z
czym poszli im w sukurs niektórzy dziennikarze albo dziennikarzyny, co to za
kołnierz nie wylewają, a na innych projektują swoje alkoholowe problemy. Z której
by strony na sprawę nie patrzył, piszę o chorobie alkoholowej po troszę z
doświadczenia, po troszę z tzw. książek i z relacji kolegów i koleżanek, co
powiedzieli gorzałce STOP i kroczą nowa drogą!
Porównywanie
przez mnie alkoholizmu do innych chorób, które sobie, na własny użytek,
posegregowałem, jest moim narzędziem, aby ukazać stosunek Polaków do pewnych
kwestii, w tym przypadku do kwestii alkoholizmu i ludzi z nim się borykających.
Znam
osoby borykające się z chorobami genetycznymi. Znam ich rodziców czy opiekunów.
Mamy ze sobą dobry kontakt. Podziwiam samych chorych, jak i tych, co się nimi
opiekują. Podziwiam ich za to, z jaką determinacją pokonują codziennie, mimo
znużenia i zmęczenia, kolejne bariery.
Widzę
też, jak na przestrzeni lat zmienia się nastawienie środowiska, nastawienie
społeczne do samych chorych, jak i opiekunów.
Trochę
inaczej jest ze społecznym postrzeganiem alkoholików. Nie widzę w tej kwestii
jakichś tam zmian, a zwłaszcza zmian na lepsze.
Natomiast
jeśli idzie o samą chorobę alkoholową, to nie mogę się z Panią zgodzić, że jest
to choroba z wyboru i do wyleczelnia. Znawcy przedmiotu twierdzą jednoznacznie, iż
chorzy nie sięgali po alkohol po to, aby się uzależnić i zachorować. Nie brakuje
specjalistów, którzy źródeł tej choroby doszukują się w uwarunkowaniach
genetycznych z uśpionymi genami odpowiedzialnymi za jej rozwój. Większość
terapeutów twierdzi, że źródeł alkoholizmu należy szukać w ludzkiej psychice,
środowisku i mentalności społecznej.
Znam
ludzi, którzy wiedzą, że są chorzy i doskonale radzą siebie z chorobą
alkoholową. Wszyscy jednoznacznie twierdzą, iż jest ona nieuleczalna. Zresztą,
o takie właśnie założenia oparte są programy terapeutyczne, a następnie codzienne
i nieustanne trzeźwienie każdego trzeźwiejącego alkoholika. Do końca życia
trzeba mieć świadomość, że choroba w każdej chwili może powrócić.
Paradoks
choroby alkoholowej i chorych na tę chorobę polega na tym, że chory, aby zacząć
zdrowieć, musi przyznać, że jest bezsilny wobec alkoholu i skapitulować przed
chorobą. To jest właśnie punkt wyjścia do trzeźwienia.
Alkoholizm
to jak wszystkim znana opryszczka wargowa. Jeśli zarazimy się wirusem HSV1, a
jest nim zarażonych 80% ludzi, choruje ponad połowa z tego i nie wiadomo do
końca, dlaczego chorują, to będziemy nosicielem tegoż wirusa do końca życia. Taki
herpes simplex zagnieżdża się w naszych komórkach nerwowych i czeka, uśpiony,
na odpowiedni moment, np. osłabienie organizmu, żeby zaatakować. Tak jest z alkoholizmem,
którego ofiarą, potencjalnie może być każdy! A że nie każdy jest, to szczęście,
ale i zobowiązanie, aby na tych, co się z tym problemem borykają, odpowiednio
spojrzeć i starać się zrozumieć!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz