23 stycznia 2015

Hipokryta w kościele!

Kiedy jestem w kościele, wiem, że jest o jednego hipokrytę za dużo! Nie będę nabijał statystyk! Nie będę naprawdę porządnych ludzi gorszył swoją tam obecnością!

Postanowiłem, że po krótkich rozważaniach nad kolejnym fragmentem katechizmu katolickiego będę sobie robił takie swoiste przerwy, odpoczynek od tematu, który, nie ukrywam, kosztuje mnie dużo zdrowia Zwłaszcza wewnętrzne rozterki i dylematy, jakie we mnie budzi lektura tego dzieła, sprawiają, że co jakiś czas muszę sobie zrobić od niego wolne!
I dzisiaj taka mała dygresja od katechizmu. Opiszę jeden z powodów tego, że rzadko bywam w kościele.
Po drodze mojego rzadkiego chodzenia do kościoła spotykam różnych ludzi. Spotykam tych, na widok których serce szybciej mi bije, oddech przyspiesza, a wargi same układają się do uśmiechu. Cieszę się na samą myśl, że spędzę z nimi kilkadziesiąt minut w świątyni, nawet podczas żałobnego nabożeństwa i nawet wtedy, gdy ksiądz klepie trzy po trzy.
Tylko, co z tego, że cieszy mnie widok przyjaznych mi ludzi?
A ja wam powiadam: Miłujcie nieprzyjaciół waszych (...) Bo jeślibyście miłowali tylko tych, którzy was miłują, jakąż macie zapłatę? Czyż i celnicy tego nie czynią. (Mt. 5; 44 i 46)
Pamiętam o tych słowach po drodze do kościoła. Wiem, że trudno mi będzie modlić się i nie zgrzeszyć! Spotykam bowiem po drodze i tych, na widok których czuję niechęć i strach z powodu ich nienawiści do mnie; na myśl niechęci ich do mnie, z którą się wcale nie kryją. Spotykam tych, co mnie oszukali – mówili mi co innego, robili co innego, a zatem kiedy mówili, wiedzieli, że oszukują! Fałszywi byli i tyle!
Niełatwo jest iść do kościoła i myśleć o nich z miłością, świadomie obdarzać pokojem, udawać, że pięknie przebaczam, choć pamięć mi nie chce szwankować, no i zapomnieć nie mogę!
Spotykam po drodze do kościoła ludzi, co mnie nie widzą, wzrok im ucieka pod nogi, nogi ich niosą na drugą stronę ulicy. Nawet w kościele, gdy idą, uświęceni komunią, nabożnie patrzą w niebo, a raczej w sufit świątyni, żeby się z moim spojrzeniem, broń Boże, przelotnie nie zmierzyć!
Trudno się skupić w kościele, gdy wiesz, że masz ich za sobą i czujesz ich oddech na karku i słyszysz, jak wzniośle się modlą. Tym wznioślej się modlą, im głośniej! Jeszcze można wytrzymać, gdy miejsce zajmiesz na tyłach ze ścianą za plecami! Wtedy łatwiej się skupić, łatwiej w piersi bić po kryjomu!
Po drodze do kościoła spotykam tych, co mnie wylewnie witają, ściskają mocno dłoń, klepią po ramieniu, fałszywie uśmiechają, czule pytają o zdrowie. Uścisk dłoni odwdzięczam, uchylam się nieco z ramieniem, zdawkowo odpowiadam i również zdrówka życzę, potem szybko znajduję powód, żeby odejść na bezpieczną odległość, bo mogę coś palnąć szczerze i zepsuć dzień człowiekowi.
Widzimy się po drodze. Po drodze do kościoła. Siadamy razem w kościele. Udajemy w najlepsze wzorowych katolików. Pięknie przed siebie patrzymy! Wspólnie pięknie śpiewamy! Bijemy się wspólnie w piersi! Oczy wznosimy do nieba! Ścielą się wspólne życzenia o szczęście bliźniego swego. Tylko gdzie kończy się prawda, a odkąd zaczyna fałsz?
Spotykam po drodze do kościoła głupio mądrych cwaniaków, co myślą, że wszystkich ograli i mają z tego zysk! Enigmatycznie się śmieją! Czasem są nawet dowcipni, tylko nie wiem, zaiste, czy z siebie samych nie drwią!
Wchodzimy do kościoła i znowu udajemy! Jacy jesteśmy uczciwi i jacy prawdomówni. Jacy prostolinijni i jacy nieskazitelni! Zaiste, może zaboleć ta katolicka uczciwość!
Spotykam po drodze do kościoła tych, co mnie zapewniali o pewnych swoich działaniach i szybko zapomnieli. Mają już nowe historie, którymi karmią słuchaczy.
Wchodzimy więc do kościoła udawać, że sobie wierzymy!
Nikogo nie chcę obrazić, choć mam to wielką ochotę! Bardzo się staram być miły, choć nie mam pojęcia, po co, bo wiem, że z draniem przestaję i sam fałszywie się śmieję!
Spotykam po drodze do kościoła tych, co życzą mi jak najgorzej, donosy życzliwie piszą i karmią się każdym upadkiem...

Czy jestem lepszy od nich? Skąd! Jestem ostatni z najgorszych! Dlatego właśnie tak rzadko pojawiam się w kościele. Gdy nie ma mnie w kościele, jednego obłudnika mniej! I jakże mniejsze zgorszenie naprawdę uczciwych ludzi!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...