13 stycznia 2015

Mieszać, ile się da!

W samorządzie terytorialnym wójt często działa na pograniczu prawa i zdrowego rozsądku. Najlepiej jednak układać robotę tak, aby nikt nie wiedział, o co ci tak naprawdę chodzi!

Piątek

Od kilku dni przygotowywałem spotkanie z posłem Kłopotkiem. Samo nazwisko niewiele mówi o tym, że organizowanie dla niego spotkania to duży kłopot. Udało mi się jednak zebrać parę osób na sali. Zjechali przedstawiciele władz powiatowych, wojewódzkich i partyjnych. Nie mogłem ich wszystkich posadzić za stołem prezydialnym, za którym zresztą dla mnie też miejsca nie stało!
Gość gadał dużo i nie zawsze z sensem. Ludzie na sali jednak słuchali i podejmowali dyskusję. Gość zresztą bardzo szybko wyczuł nastroje wśród publiczności i ostro sobie poczynał z rządzącą teraz ekipą, która jego partię wykopsała z koalicji.
Po spotkaniu ludzie podchodzili do mnie i gratulowali zorganizowania spotkania. Cieszyli się i mówili, że to coś nowego. Do tej pory tego typu spotkań z politykami z krajowej sceny nie było. Prosili o więcej.
Oby tylko tego ludzie potrzebowali, to dam radę! Ci z pierwszych stron gazet i szklanego ekranu chętnie przyjeżdżają popieprzyć trzy po trzy, żeby tylko swojej partii przysporzyć ewentualnych punktów procentowych.
Kiedy się ludzie rozeszli, gość i świta zażądali obiadu. Cóż było robić? Zaprosiłem ich do restauracji. Nie powiem, że skromnie zjedli, podziękowali i rozjechali się. Powiem, nażarli się, napili, do północy nie chcieli się rozjechać. A kiedy w końcu pożegnałem ostatniego z nich, zostałem sam z niezapłaconym rachunkiem.
Mam w dupie taką organizację i politycznych gości!

Pracująca sobota

Im bardziej się od czyjegoś działania odżegnujemy, tym bardziej do niego upodabniamy się!
W samorządzie karałbym karłów, którzy złożyli niczym niepoparty donos gdzieś tam na inną osobę. Obarczyłbym odpowiedzialnością tych, którzy nie są pewni tego, co mówią, a obrzucają innych błotem z takim zapałem i lekkością, jakby głosili prawdę objawioną.
Świadkowie Jehowy wierzą, że ludzkie rządy na ziemi zostaną zastąpione przez rządy Królestwa Bożego. Wywodzą to z proroctw Daniela (Daniela 2:44, 45).
To może być bardzo fajny punkt odskoczny dla zrozpaczonego samorządowca, który boryka się z różnymi prawnymi i proceduralnymi ograniczeniami. Zawsze można mieć nadzieję na zmianę na lepsze!
Udało mi się spędzić trochę czasu z rodziną. Bardzo się cieszę z chwil spędzonych z nimi, choć czuję, że cała ta kampania wyborcza i nowa robota trochę nas od siebie oddaliły. Mamy czas, żeby to nadrobić!

Tusie w gminach

Zastanawiam się od kilku dni nad pewnym rodzajem człowieka mieszkającego w mojej gminie. To Tuś. Tuś – to istota dwunożna żyjąca w niewielkich gminach, głownie miejsko-wiejskich, choć w gminach wiejskich jest on z pewnością powszechniejszą poczwarą. Tam jednak jest on mniej dostrzegalny i mniej słyszalny, a czasami nawet brany za dziwaka, zatem mniej niebezpieczny niż w gminach miejsko-wiejskich.
Nie sposób też wykluczyć, że niewielkie gminy miejskie Tusiów są pozbawione. Zresztą, gdy zdefiniować osobnika bardziej szczegółowo, to jasnym staje się fakt, że funkcjonują one wszędzie. W większych ośrodkach miejskich są oni bardziej anonimowi i stąd tak nie rzucają się w oczy.
Tusia można tylko zniecierpieć tak, jak bardzo ogień nie cierpi wody. Najgorsze przy tym jest to, że Tusia trzeba tolerować, bo jak nie tolerować Tusia w świecie, w którym nie odmawia się tolerancji wszystkiemu co inne.
Taki Tuś jest zawsze najmądrzejszy, najmodniej ubrany, najładniejszy, najprzystojniejszy i w ogóle jest naj pod każdym względem. Nic nie można Tusiowi powiedzieć, bo on wszystko wie. Nic nie można Tusiowi wytłumaczyć, bo on wszystko wie. Nic z Tusiem lepiej nie robić, bo wszystko wniwecz obraca.
Najlepiej byłoby Tusia obchodzić z daleka, jak Stefek Burczymucha obchodził brysia.
Zastanawiam się, czy w nowej radzie gminy znajduje się jakiś Tuś?
Głupie pytanie!

Spaprana niedziela

Zamiast cieszyć się dniem wolnym i spędzać czas z rodziną, myślę jak głupi o samorządzie!
Siedzi w mojej głowie niedawna kampania wyborcza i emocje z nią związane. To przejdzie. Wiem, że to przejdzie. Proza życia codziennego wyprze w końcu ten wątek z moich myśli.
Wygrałem! Wygrałem! Wygrałem! Powtarzam sobie jeszcze, jakbym nie wierzył. Analizuję piętnastkę radnych, wśród których jest już siedmioro po mojej stronie. Nie jest zatem źle. Jeszcze tydzień, dwa, miesiąc, dwa, może rok i wszystko się ułoży.
W pierwszym wywiadzie po ślubowaniu powiedziałem, że chcę załatwiać małe sprawy mieszkańców, gdyż każda indywidualna, nawet najmniejsza sprawa jest ważna dla tego, kogo dotyczy. Jeśli idzie o ostre cięcia w oświacie, skłamałem. Nie jestem zwolennikiem ostrych cięć. Podlizałem się radnym i powiedziałem, że to oni o wszystkim zdecydują. Akurat!
Radni mówili o różnych sprawach. A to, że będą dbać o sprawy mieszkańców wsi. A to, że zajmą się sprawami szkół na terenach wiejskich. Jeszcze inny chce pracować dla dobra gminy. Kolejny chce walczyć z bezrobociem. Kolejnego radnego interesuje oświata i środowisko naturalne oraz dobro gminy i mieszkańców. Kolejny będzie uzdrawiał finanse gminy. Jeszcze któryś tam zajmie się sprawami rolnictwa i rolników. Któryś z kolei stawia na rozwój gminy w zależności od zasobności budżetu. Twierdzi, że można dużo mówić, ale trzeba po prostu poczekać. Znów walka z bezrobociem. Znów konieczność reorganizacji gminnej sieci szkół. Znów walka z zadłużeniem gminy. To budować chodniki i wodociągi. Podreperować budżet gminy. Na koniec rozwój terenów wiejskich, budować drogi asfaltowe, wodociągi, w przyszłości kanalizować tereny wiejskie, może jakieś ośrodki kultury na wsi, żeby młodzi ludzie mieli rozrywkę. I znów reforma gminnej oświaty.
Co radny, to inne pomysły na gminę. Co radny, to inne zobowiązania wobec wyborców i inne cele. Trzeba to będzie wszystko poskładać do kupy. Zebrać tych z podobnymi pomysłami i stworzyć z nich większość. Wtedy będzie można zacząć działać na całego. Trochę czasu i sprawy pójdą do przodu!

Środa

Zaczynam jazdę po wsiach i tłumaczę ludziom, że konieczne jest zamknięcie kilku wiejskich szkół, żeby ratować budżet gminy. Wiem, że to głupie i nie do końca jestem przekonany o konieczności takich kroków, ale u większości w radzie widzę ostre parcie na takie rozwiązanie. To może okazać się przełomem w układzie sił w radzie. Czuję, że moja opozycja przy okazji walki o szkoły posypie się. Nie mam zatem nic do stracenia!
Zabrakło mi czasu, żeby zapoznać się dokładnie z płacami w gminnej oświacie. Myślę, że można by pogrzebać trochę w regulaminach płac, w organizacji oddziałów, dodatków do płac i tak dalej. Tam można znaleźć trochę oszczędności. Tam można szukać rozwiązania problemów z oświatą na dzisiaj. Nie dążyć od razu do likwidacji. Jednak skoro radni chcą, to wójt im pomoże!
Jak wspomniałem, parcie w radzie na likwidację szkół jest jednak tak silne, że mam zamiar to wykorzystać do zorganizowania pracy rady. Nie tyle więc o reorganizację gminnej sieci szkół idzie, co o przetasowanie ról w radzie. Wszystko zmierza w dobrym kierunku. Popatrzę z boku, jak rozsypuje się siła spajająca moją opozycję.

Czwartek

Ostra jazda z likwidacją szkół i ogólnie z reorganizacją gminnej oświaty. Kilka dni temu odbyła się sesja rady w tej sprawie. Atmosfera był tak gorąca, a wypowiedzi radnych i słuchaczy tak ostre, że można by napisać kawałeczek rozprawy na temat zachowania ludzi w sytuacjach podejmowania trudnych decyzji.
Większość w radzie opowiedziała się za likwidacją kilku szkół, a koalicja opozycyjna w stosunku do mnie jest już tylko wspomnieniem. Dotychczasowi koalicjanci publicznie wykrzyczeli sobie nienawiść do końca tej kadencji. Nie zmartwiło mnie to bynajmniej. Teraz mam wyczyszczone pole do działania, jeśli idzie o budowanie układu sił w radzie.
Sesja zakończyła się blokadą urzędu. Wszyscy byli tak nabuzowani, że każde nieopatrznie wypowiedziane słowo mogło podpalić lont agresji.
Media miały pożywkę. Dziennikarze uwijali się wśród wzburzonego tłumku i zbierali owoce ludzkich słów wypowiadanych bez zastanowienia w chwilach silnych emocji i zdenerwowania.
Przybyli funkcjonariusze policji bardzo delikatnie rozładowywali napięcie pomiędzy uwięzionymi radnymi a blokującymi urząd. Ci ostatni chcieli wymusić na pierwszych, aby ponownie zwołali sesję i odwołali swoją poprzednią decyzję o likwidacji szkół.
Blokującym zaproponowałem, że zrobimy kanapki, bo jeśli mamy przesiedzieć w budynku urzędu całą noc, to warto coś zjeść. Z jednej strony wydało się to wszystkim bardzo ludzkie i pragmatyczne. Z drugiej, o co głównie chodziło, odciągnęło myśli protestujących od tematu likwidacji szkół, blokady urzędu i chęci zlinczowania radnych.
Poskutkowało. Emocje opadły, a przygotowanie kilkunastu kanapek i poczęstowanie nimi ludzi, osłabiło w nich bojowego ducha.

Po kilku godzinach wszyscy opuścili budynek urzędu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...