W
samorządzie terytorialnym wójt często działa na pograniczu prawa i zdrowego
rozsądku. Najlepiej jednak układać robotę tak, aby nikt nie wiedział, o co ci
tak naprawdę chodzi!
Piątek
Od kilku dni przygotowywałem spotkanie z posłem Kłopotkiem.
Samo nazwisko niewiele mówi o tym, że organizowanie dla niego spotkania to duży
kłopot. Udało mi się jednak zebrać parę osób na sali. Zjechali przedstawiciele
władz powiatowych, wojewódzkich i partyjnych. Nie mogłem ich wszystkich
posadzić za stołem prezydialnym, za którym zresztą dla mnie też miejsca nie
stało!
Gość gadał dużo i nie zawsze z sensem. Ludzie na sali jednak
słuchali i podejmowali dyskusję. Gość zresztą bardzo szybko wyczuł nastroje
wśród publiczności i ostro sobie poczynał z rządzącą teraz ekipą, która jego
partię wykopsała z koalicji.
Po spotkaniu ludzie podchodzili do mnie i gratulowali
zorganizowania spotkania. Cieszyli się i mówili, że to coś nowego. Do tej pory
tego typu spotkań z politykami z krajowej sceny nie było. Prosili o więcej.
Oby tylko tego ludzie potrzebowali, to dam radę! Ci z
pierwszych stron gazet i szklanego ekranu chętnie przyjeżdżają popieprzyć trzy
po trzy, żeby tylko swojej partii przysporzyć ewentualnych punktów
procentowych.
Kiedy się ludzie rozeszli, gość i świta zażądali obiadu. Cóż
było robić? Zaprosiłem ich do restauracji. Nie powiem, że skromnie zjedli,
podziękowali i rozjechali się. Powiem, nażarli się, napili, do północy nie
chcieli się rozjechać. A kiedy w końcu pożegnałem ostatniego z nich, zostałem
sam z niezapłaconym rachunkiem.
Mam w dupie taką organizację i politycznych gości!
Pracująca sobota
Im
bardziej się od czyjegoś działania odżegnujemy, tym bardziej do niego
upodabniamy się!
W
samorządzie karałbym karłów, którzy złożyli niczym niepoparty donos gdzieś tam
na inną osobę. Obarczyłbym odpowiedzialnością tych, którzy nie są pewni tego,
co mówią, a obrzucają innych błotem z takim zapałem i lekkością, jakby głosili
prawdę objawioną.
Świadkowie
Jehowy wierzą, że ludzkie rządy na ziemi zostaną zastąpione przez rządy
Królestwa Bożego. Wywodzą to z proroctw Daniela (Daniela 2:44, 45).
To
może być bardzo fajny punkt odskoczny dla zrozpaczonego samorządowca, który
boryka się z różnymi prawnymi i proceduralnymi ograniczeniami. Zawsze można
mieć nadzieję na zmianę na lepsze!
Udało
mi się spędzić trochę czasu z rodziną. Bardzo się cieszę z chwil spędzonych z
nimi, choć czuję, że cała ta kampania wyborcza i nowa robota trochę nas od
siebie oddaliły. Mamy czas, żeby to nadrobić!
Tusie w gminach
Zastanawiam
się od kilku dni nad pewnym rodzajem człowieka mieszkającego w mojej gminie. To
Tuś. Tuś – to istota dwunożna żyjąca w niewielkich gminach, głownie
miejsko-wiejskich, choć w gminach wiejskich jest on z pewnością powszechniejszą
poczwarą. Tam jednak jest on mniej dostrzegalny i mniej słyszalny, a czasami
nawet brany za dziwaka, zatem mniej niebezpieczny niż w gminach
miejsko-wiejskich.
Nie
sposób też wykluczyć, że niewielkie gminy miejskie Tusiów są pozbawione.
Zresztą, gdy zdefiniować osobnika bardziej szczegółowo, to jasnym staje się
fakt, że funkcjonują one wszędzie. W większych ośrodkach miejskich są oni
bardziej anonimowi i stąd tak nie rzucają się w oczy.
Tusia
można tylko zniecierpieć tak, jak bardzo ogień nie cierpi wody. Najgorsze przy
tym jest to, że Tusia trzeba tolerować, bo jak nie tolerować Tusia w świecie, w
którym nie odmawia się tolerancji wszystkiemu co inne.
Taki
Tuś jest zawsze najmądrzejszy, najmodniej ubrany, najładniejszy,
najprzystojniejszy i w ogóle jest naj pod każdym względem. Nic nie można
Tusiowi powiedzieć, bo on wszystko wie. Nic nie można Tusiowi wytłumaczyć, bo
on wszystko wie. Nic z Tusiem lepiej nie robić, bo wszystko wniwecz obraca.
Najlepiej
byłoby Tusia obchodzić z daleka, jak Stefek Burczymucha obchodził brysia.
Zastanawiam
się, czy w nowej radzie gminy znajduje się jakiś Tuś?
Głupie
pytanie!
Spaprana niedziela
Zamiast cieszyć się dniem wolnym i spędzać czas
z rodziną, myślę jak głupi o samorządzie!
Siedzi w mojej głowie niedawna kampania wyborcza
i emocje z nią związane. To przejdzie. Wiem, że to przejdzie. Proza życia
codziennego wyprze w końcu ten wątek z moich myśli.
Wygrałem! Wygrałem! Wygrałem! Powtarzam sobie
jeszcze, jakbym nie wierzył. Analizuję piętnastkę radnych, wśród których jest
już siedmioro po mojej stronie. Nie jest zatem źle. Jeszcze tydzień, dwa,
miesiąc, dwa, może rok i wszystko się ułoży.
W pierwszym wywiadzie po ślubowaniu
powiedziałem, że chcę załatwiać małe sprawy mieszkańców, gdyż każda
indywidualna, nawet najmniejsza sprawa jest ważna dla tego, kogo dotyczy. Jeśli
idzie o ostre cięcia w oświacie, skłamałem. Nie jestem zwolennikiem ostrych
cięć. Podlizałem się radnym i powiedziałem, że to oni o wszystkim zdecydują. Akurat!
Radni mówili o różnych sprawach. A to, że będą
dbać o sprawy mieszkańców wsi. A to, że zajmą się sprawami szkół na terenach
wiejskich. Jeszcze inny chce pracować dla dobra gminy. Kolejny chce walczyć z
bezrobociem. Kolejnego radnego interesuje oświata i środowisko naturalne oraz
dobro gminy i mieszkańców. Kolejny będzie uzdrawiał finanse gminy. Jeszcze
któryś tam zajmie się sprawami rolnictwa i rolników. Któryś z kolei stawia na
rozwój gminy w zależności od zasobności budżetu. Twierdzi, że można dużo mówić,
ale trzeba po prostu poczekać. Znów walka z bezrobociem. Znów konieczność
reorganizacji gminnej sieci szkół. Znów walka z zadłużeniem gminy. To budować
chodniki i wodociągi. Podreperować budżet gminy. Na koniec rozwój terenów
wiejskich, budować drogi asfaltowe, wodociągi, w przyszłości kanalizować tereny
wiejskie, może jakieś ośrodki kultury na wsi, żeby młodzi ludzie mieli
rozrywkę. I znów reforma gminnej oświaty.
Co radny, to inne pomysły na gminę. Co radny, to
inne zobowiązania wobec wyborców i inne cele. Trzeba to będzie wszystko
poskładać do kupy. Zebrać tych z podobnymi pomysłami i stworzyć z nich
większość. Wtedy będzie można zacząć działać na całego. Trochę czasu i sprawy
pójdą do przodu!
Środa
Zaczynam jazdę po wsiach i tłumaczę ludziom, że
konieczne jest zamknięcie kilku wiejskich szkół, żeby ratować budżet gminy.
Wiem, że to głupie i nie do końca jestem przekonany o konieczności takich
kroków, ale u większości w radzie widzę ostre parcie na takie rozwiązanie. To
może okazać się przełomem w układzie sił w radzie. Czuję, że moja opozycja przy
okazji walki o szkoły posypie się. Nie mam zatem nic do stracenia!
Zabrakło mi czasu, żeby zapoznać się dokładnie z
płacami w gminnej oświacie. Myślę, że można by pogrzebać trochę w regulaminach
płac, w organizacji oddziałów, dodatków do płac i tak dalej. Tam można znaleźć
trochę oszczędności. Tam można szukać rozwiązania problemów z oświatą na
dzisiaj. Nie dążyć od razu do likwidacji. Jednak skoro radni chcą, to wójt im
pomoże!
Jak wspomniałem, parcie w radzie na likwidację
szkół jest jednak tak silne, że mam zamiar to wykorzystać do zorganizowania
pracy rady. Nie tyle więc o reorganizację gminnej sieci szkół idzie, co o przetasowanie
ról w radzie. Wszystko zmierza w dobrym kierunku. Popatrzę z boku, jak rozsypuje
się siła spajająca moją opozycję.
Czwartek
Ostra jazda z likwidacją szkół i ogólnie z reorganizacją
gminnej oświaty. Kilka dni temu odbyła się sesja rady w tej sprawie. Atmosfera
był tak gorąca, a wypowiedzi radnych i słuchaczy tak ostre, że można by napisać
kawałeczek rozprawy na temat zachowania ludzi w sytuacjach podejmowania
trudnych decyzji.
Większość w radzie opowiedziała się za likwidacją kilku
szkół, a koalicja opozycyjna w stosunku do mnie jest już tylko wspomnieniem.
Dotychczasowi koalicjanci publicznie wykrzyczeli sobie nienawiść do końca tej
kadencji. Nie zmartwiło mnie to bynajmniej. Teraz mam wyczyszczone pole do
działania, jeśli idzie o budowanie układu sił w radzie.
Sesja zakończyła się blokadą urzędu. Wszyscy byli tak
nabuzowani, że każde nieopatrznie wypowiedziane słowo mogło podpalić lont
agresji.
Media miały pożywkę. Dziennikarze uwijali się wśród
wzburzonego tłumku i zbierali owoce ludzkich słów wypowiadanych bez
zastanowienia w chwilach silnych emocji i zdenerwowania.
Przybyli funkcjonariusze policji bardzo delikatnie
rozładowywali napięcie pomiędzy uwięzionymi radnymi a blokującymi urząd. Ci
ostatni chcieli wymusić na pierwszych, aby ponownie zwołali sesję i odwołali
swoją poprzednią decyzję o likwidacji szkół.
Blokującym zaproponowałem, że zrobimy kanapki, bo jeśli mamy
przesiedzieć w budynku urzędu całą noc, to warto coś zjeść. Z jednej strony
wydało się to wszystkim bardzo ludzkie i pragmatyczne. Z drugiej, o co głównie
chodziło, odciągnęło myśli protestujących od tematu likwidacji szkół, blokady
urzędu i chęci zlinczowania radnych.
Poskutkowało. Emocje opadły, a przygotowanie kilkunastu
kanapek i poczęstowanie nimi ludzi, osłabiło w nich bojowego ducha.
Po kilku godzinach wszyscy opuścili budynek urzędu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz