10 stycznia 2015

Pić czy nie pić? Oto jest pytanie!

W Polsce trudno jest żyć, pijąc czarodziejkę gorzałkę i jej podobne, a jeszcze trudniej żyć i nie pić.
Jeszcze nie wiem, jak się żyje w Polsce, gdy odmawia się picia i wspaniałego towarzystwa pijących!

Mam dużo dylematów, siadając do kolejnego wpisu w tej rubryce. Co zrobić, żeby pisaniem swoim nikogo nie urazić? Pytam siebie. Jak pisać i co pisać, żeby nie mijać się z prawdą? Dla każdego człowieka prawda na dany temat jest inna i zależna od osobistych przeżyć i doświadczeń! Warto zatem od razu wyjaśnić, że przemyślenia na dany temat i w tym miejscu sa moje i tylko moje. To moje postrzeganie problemów, z jakimi w moim kochanym kraju borykają się Alkoholicy, od społecznej anatemy począwszy, a na niewybrednych komentarzach skończywszy.
Będę powtarzał do znudzenia, że w Polsce przyznanie się do swoich uzależnień wymaga desperacji i wielkiej odwagi, a stawianie czoła tymże uzależnieniom to już heroizm jak nic! Dodać trzeba, że stawianie czoła swoim uzależnieniom to przede wszystkim pokazanie charakteru, mimo wszystko!
Do problemu przyznawania się do swoich problemów będę wracał jeszcze nieraz. Wcześniej jednak mała dygresja. Już wspomniałem, że alkoholizm jest z psychologicznego punktu widzenia chorobą, jak każda inna choroba z katalogu chorób ludzkich. Alkoholik nie sięgał po alkohol wczoraj po to, aby dziś i jutro stracić nad nim kontrolę, uzależnić się i zachorować. Choroba ta, jak każda inna, poza może tymi, o których będę pisał dzisiaj, powoli, ale konsekwentnie. Dal jednych jej rozpoznanie staje się początkiem NOWEGO. Inni się do niej nigdy nie przyznają i płyną swoim kursem!
Czytałem ostatnio o ludziach dotkniętych chorobami genetycznymi, o chorych z zespołem Downa (m.in. mongoidalne rysy twarzy, niedorozwój umysłowy, niski wzrost, niezborność ruchów, ale przy tym pogodne usposobienie); Pataua (m.in. niedorozwój umysłowy, szczelina w tęczówce, rozszczep wargi, śmierć we wczesnym dzieciństwie); Edwardsa (m.in. niedorozwój umysłowy, śmierć we wczesnym dzieciństwie); Turnera (dotyka głównie kobiet, m.in. liczne znamiona barwnikowe na ciele, niższy wzrost, szeroki kark, bezpłodność); Klinefertera (dotyka mężczyzn, m.in. nienaturalne wydłużenie członów, bezpłodność); zespołem kociego krzyku (m.in. niesprawność intelektualna, jasna karnacja, płaczliwość), nazwa pochodzi od tego, iż po porodzie płacz chorego dziecka brzmi jak miauczenie kota; zespół Wolfa-Hirschohrna (m.in. niedorozwój żuchwy, zahamowanie wzrostu, zaburzenia umysłowe, wrodzone wady serca); zespół Williamsa (ludzie o twarzach elfów). Czytałem o mutacjach punktowych, m.in. o chorych na muscowiscytozę, hemofilię, dystrofię mięśniowa, anemię sierpowatą, skoliozę, alkaptonurię… oraz chorych na choroby spowodowane mutacjami dynamicznymi (kodonowymi). Słowem, czytałem o ludziach dotkniętych chorobami genetycznymi, będącymi skutkiem zmian i zaburzeń w mechanizmach przekazywania cech dziedzicznych.
Ogólne statystyki mówią, że 3% noworodków rodzi się z wadami wrodzonymi, z tych 3% 85% to defekty uwarunkowane genetycznie.
Dlaczego o tym wspominam? Ktoś powie, ten facet bredzi, jak połamany! Spokojnie! Z tego chaosu myśli w końcu wyłoni się mój zamysł, do którego, faktycznie, zmierzam trochę okrężnymi drogami. Jednak, aby wyłożyć innym całokształt swojego myślenia na dany temat, trzeba trochę pooprowadzać innych po bezdrożach swoich poszukiwań, a już na pewno nie wolno iść na skróty, a tym bardziej spieszyć się!
Wspomniałem powyżej o ludziach dotkniętych chorobami genetycznymi, gdyż to bardzo dobry przykład, aby ukazać, jak różnie ludzie, tzw. zdrowi, reagują na różne choroby. A choroba to choroba, nieprawdaż? Choroba to stan, w którym przebywa chory, boryka się z nim, walczy, próbuje przełamywać bariery chorobą wywołane…
No i niech tylko ktoś spróbuje sobie głupio zażartować z ludzi borykających się z chorobami genetycznymi, to takie bęcki dostanie od otoczenia, że szybko odechce mu się takich praktyk i jeszcze szybciej co nieco zrozumie, a najlepiej, jeśli zrozumie swoją głupotę!
I tu wracamy do tematu, ponieważ wszyscy przyznają, ze w społeczeństwie naszym nie brakuje uszczypliwych albo co najmniej pełnych politowania uwag dotyczących ludzi dotkniętych alkoholizmem. A powiedziano już, ze choroba, to choroba!
O ile w materii innych osób w społeczeństwie polskim widać postęp w akceptacji, tolerancji, współczuciu…, o tyle w przypadku alkoholizmu to raczej uczucia oburzenia, politowania i ogólny brak akceptacji…
Znów dygresja. Jeśli idzie o ten chaos w moim pisaniu, to wynika on przede wszystkim z tego, iż na początku mojego pisania obiecałem sobie, że nie będę nigdzie się spieszył. Mam czas i powiem o wszystkim, o czym myślę. Teraz też zrobiłem sobie małą przerwę, albowiem na ekranie komputera wyświetliły mi się zdjęcia rodzinne (wygaszacz) i oddałem się ich oglądaniu.
Wracam. Na poparcie poprzedniej myśli napiszę w kilku słowach o filmie o prof. Relidze. Przyznaję, że filmu jeszcze nie widziałem, ale słyszałem kilka uwag tych, co film oglądali, na temat problemu alkoholowego głównego bohatera. Wypowiadający się przyznawali, ze byli zniesmaczeni tym, że profesor Religa pił, i to pił bez kontroli. Właśnie owo zniesmaczenie wynika z braku wspomnianego wyżej społecznego zrozumienia, że profesor obok tego, iż pomógł rzeszy ludziom, sam chorował. Owo zniesmaczenie to dobry przykład na to, że najlepiej byłoby, gdyby w Polsce nie mówiło się w ogóle o chorobie alkoholowej. Dlaczego? Może dlatego, że niemało jest tych, co golnąć sobie lubią; mało tych, co się do tego przyznają; jeszcze mniej tych, co przyznali się do choroby i postanowili coś z tym zrobić. Tu kłania się psychologiczne zjawisko „projekcji”, o którym wspominałem w poście „Czapka na złodzieju>
Jeszcze dodam. Będę odwoływał się do innych chorób nękających ludzi, aby ukazać, że Alkoholicy jako ludzie chorzy traktowani są inaczej, ale to kwestia zazdrości i głupoty innych…
Wrócę do zjawiska „projekcji” w tym temacie.
Dzisiaj na koniec. Ostatnio przeczytałem wywiad Roberta Mazurka z dziś już nieżyjącym byłym premierem RP Józefem Oleksym (Angora Nr 1 (1281) Rok XXVI 4 stycznia 2015r.). Józef Oleksy ok 10 lat walczył z chorobą nowotworową. Nie wiem, czy miał problem alkoholowy. Spodobała mi się końcówka tego wywiadu. Zanotowałem ją sobie na użytek tego wpisu:
- Boli pana coś?
- Nic mi nie jest, poza tym, że jestem bardzo słaby. Ale dość użalania się.
- Pije pan?
- A chcesz? Ja mogę, to może…
- Ale ja przyjechałem samochodem.
- Wpadnij następnym razem. Na pewno będzie następny raz.
Dzisiaj już wiemy, że nie będzie następnego razu!
Spodobała mi się odwaga Józefa Oleksego. Przyznał, ze lubi wypić, z czego słynął już jako sekretarz wojewódzki wschodnich rubieży Polski.
I inny przykład. Mam znajomego, który co niedziela krzyżem leży w kościele. Udziela się w kościelnym chórze, choć nie wiem jak, gdyż śpiewać to on nie umie. Na plebanię biega nie tylko po to, aby msze zamawiać. Przed całą lokalną społecznością gra rolę wzoru ojca, przedsiębiorcy, radnego, męża, katolika. Wszystkich dookoła krytykuje, zwłaszcza pijaków! Pomiędzy pobytami w kościele i „śpiewaniem” w chórze przebywa nader często w lokalnym sklepie i żłopie piwo.
Ostatnio, błądząc nocą ze sobą i swoimi myślami, zaszedłem do baru. Kogo tam spotkałem? Naszego wzorowego katolika, nieskazitelnego ojca i męża, który z synem raczył się piwem. Po moim wejściu szybko wyszli.
Wystarczy tych porównań!

Co do pytania w tytule, niech każdy sam sobie odpowie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...