9 października 2015

Psychiczni do psychiatry...

Teraz o tym, jak to kiedyś trafiłem do jaskini guru lokalnej psychiatrii.
Miało mi to pomóc i najdziwniejsze w tym wszystkim jest to, że w istocie pomogło, ponieważ zdopingowało mnie do dalszego działania. Nawet gdyby wszyscy wysiedli po drodze, to ja miałem jechać do ostatniej stacji w tej swojej podróży.

Kulminacja głupoty
Przypomniał sobie teraz Poturbowany człowiek, jak jego dobry znajomym pełen troski o niego, w czasie, gdy media okrutnie szarpały jego nerwy; kiedy prokuratura była szalała w swej roli, a opozycja pieska tak w niego jechała, że normalny człowiek nie mógł tego zdzierżyć. 
Wtedy właśnie poradził znajomy Poturbowanemu, z dobroci serca poradził i dobrze mu życząc, aby Poturbowany oddał się na chwilę w ręce guru psychiatrii lokalnej i zechciał dać sobie pomóc.
Może da jakieś prochy albo dobrą radę, żebyś nieco ochłonął! Mówił z troską znajomy.
Poturbowany się zgodził.
Fakt, Poturbowany chciał jakoś rozładować to całe badziewie, co był w głowie nosił – kupę stresu zbędnego, strachu, lęku, bojaźni i czego tam jeszcze w jego głowie nie było.
Zgodził się zatem Poturbowany ze swoim dobrym znajomym i za jego to radą był się udał, biedak, do guru lokalnej psychiatrii i psychologii do spółki.
(…)
W drzwiach z numerem wiadomym usłyszał, że buty ma ściągnąć, bo podłoga wczoraj czy dzisiaj froterowana była.
Poturbowany nic nie miał przeciwko rozbieraniu, zwłaszcza kiedy czekało go później coś przyjemnego, jak choćby wyjście na plażę, poprężyć nieco klatę; wskoczyć na chwilę pod prysznic, a później do łóżeczka, a tam pod kołderką rozkosz płci pięknej przeciwnej, kusząca odmiennością i równie skromnie ubrana, jak prarodzice duchowi Poturbowanego sprzed skosztowania owocu poznania dobra i zła.
Wie Poturbowany, że musi wypiąć tyłek, kiedy medyk, medycy zechcą zajrzeć w jelito i wnętrze jego podziwiać, a później opisać.
Wie, że odsłoni klatę, aby technik medyczny zajrzał w jego wnętrze fizyczne promieniami niewidzialnymi.
Otworzy szeroko paszczę, żeby lekarz rodzinny mógł zajrzeć mu do gardła. Nawet deseczkę tam włożyć Poturbowany pozwoli.
Ale buty zdejmować z powodu jakiejś podłogi i jej dzisiaj czy dawniej froterki wykonanej?
To takie niehigieniczne!
A iluż to ludzi na świecie skarpet codziennie nie zmienia, skarpet codziennie nie pierze, a nawet nie zdejmuje?
A iluż ludziom na świecie stopy nieładnie pachną?
Sam w tym czasie nie wiedział, kiedy skarpety swoje był prał!
Ale buty swe ściągnął, bo był istotnie trafił do jaskini guru lokalnej psychiatrii.
(…)
Zdjął zatem buty posłusznie i wciągnął głęboko powietrze, ale nie poczuł woni nieprzyjemnie pachnącej. Nieco uspokojony stanem swoich skarpetek skupił się w danej chwili na słowach pani domu.
Następnie egzaltowana pani go wprowadziła do przestrzeni salonem zwanej, jak to określiła. Zauważył tam kota Poturbowany człowiek, kota co się rozciągnął na swojej chyba kanapie. Kot był niczym Behemot z Mistrza i Małgorzaty, ale Poturbowany nie miał szans na myślenie.
Pani egzaltowana wskazała mu skromny fotel, więc na brzeżku przycupnął świr na wizycie u guru. Miał przy tym, trzeba przyznać, dość znękane swoje jedyne na świecie cztery litery, turbowane przez wielu i chciał się rozluźnić na chwilę.
Nic jednak wokół na to nie wskazywało, że rozluźnienie przyjdzie, więc się Poturbowany spiął jeszcze bardziej niż przed.
Tymczasem pani egzaltowana jak nic siadła była kącikiem na kanapie swojej czy też kota. Siadła była tak lekko, żeby skurczybyka, broń najświętszy boże, nie tracić w ogonek. Zrobiła to tak ostrożnie, że Poturbowany, nie śmiał się, bidulek, poruszyć, żeby czegoś nie dotknąć.
Miał przy tym mętlik w głowie i nie wiadomo skąd przyszła mu myśl, żeby czworonogowi w spaniu jego nie bruździć.
Szybko zrozumiał Poturbowany, że czworonogowi o jakże bujnej sierści nie wolno w spaniu przeszkadzać. Widział to po zachowaniu pani kota, która delikutaśnie siedziała na swoich literkach czterech kącikiem na kanapie. A on był, pieprzony kot, leniwie leżał na grzbiecie i nic sobie nie robił z całego bożego świata!
Pieprzony, pieprzony kot! Myślał Poturbowany.
(…)
Zaczął Poturbowany snuć swoją opowieść. Wiedział przy tym, że każdy ma swoją opowieść. Dosłownie każdy człowiek ma tylko swoją opowieść: kłamca, morderca, gwałciciel, ksiądz, prokurator, robotnik, wędkarz, malarz pokojowy i malarz świętych obrazów… - wiedział Poturbowany, że każdy ma swoją opowieść, która powinna być dla świata całego prawdą objawioną; w którą nikt wątpić nie powinien i jej poddawać w wątpliwość.
(…) kot był zwrócił na niego swoje kocie ślepia i patrzył beznamiętnie na mówiącego bez powiek mrugnięcia.
Mówił Poturbowany głosem swym tajemniczym, pani go niby słuchała, a kot był patrzył i patrzył. I tak tym swoim patrzeniem kot mówiącego wybijał z jego rytmu mówienia, że facet się spocił. Pomyślał też mówiący, nie przestając mówić, jak ja bym cię, kocie, złapał za ogon, jak ja bym tobą zakręcił trzy, może cztery razy po 360°, zakręcił po bożemu; jak ja bym cię, kocie, następnie śmignął po tej rzekomo dzisiaj czy wczoraj wyfroterowanej podłodze, aż byś na ścianie się którejś tam zatrzymał, jak kierowca jakiś rajdowy na bandzie. Albo jak ja bym ciebie, kocie, złapał za ogon i kopa ci wypalił takiego, że hej! To może ty byś, kocie, te swoje kocie ślepia zwrócił w innym kierunku, a nie na mnie, biednego!
(…)
W pewnym jednak momencie cisza grobowa zapadła. Nikt słowa nie powiedział i słuchał tej ciszy cichej. Jakby się wszyscy skupili, żeby się w ciszę wsłuchać i może coś wysłuchać zza ściany z kimś jakże tajemniczym.
Tę ciszę okrutną pani egzaltowana była sama przerwała, słów kilku używając. W ten to prosty sposób wyrwała Poturbowanego z jego odrętwienia i hipnotycznego odrętwienia jakiegoś, w które go kocie ślepia wpędziły były skutecznie.
Na głos pani domu kot był odwrócił się wzrokiem swoim od pacjenta i przeniósł go na panią. Przeciągnął się przy tym leniwie, podniósł był swoje cielsko i skierował dostojne swe kroki w kierunku opiekunki.
Ta na chwilę zamilkła, czule spojrzała na kota, śledząc ruch jego każdy, a ten spokojnie, dostojnie wdrapał się na jej nogi i ułożył swe ciało na miednicy kobiety. Zasłonił przy tym nieco ud trochę odsłoniętych niezbyt skromną spódnicą, jak zauważył pacjent. Ułożył się kot wygodnie na miejscu łonem zwanym w takiej pozie, że grzbiet oparł o brzuch pani, a łapy cztery rozłożył i brzuch swój wypiął do pieszczot.
Pani egzaltowana, guru lokalnej psychiatrii, zupełnie zapomniała o Poturbowanym i zajęła się kotkiem swoim na całego. Jednak mówić przy tym na chwilę nie przestawała.
Poturbowany nie słyszał, co lekarz do niego mówi, tylko skupił się na tym, co kotu kobieta robiła.
A pani kotka swego czule pieścić zaczęła. Głaskała go najpierw pod pyskiem, uszka mu czule muskała, następnie dłonią swoją miękką brzuch kota czule zaczęła masować, schodząc w kierunku ogona swej dłoni pieszczot małymi krokami.
Kot był ogon wyprężył, jakby prądem rażony. Ogon mu strasznie zesztywniał i pomruk wydobył się z nozdrzy. Szczęśliwiec mruczał głośno ze sztywnym jak drut ogonem!
A pani egzaltowana mówić nie przestawała, Poturbowany nie słyszał, co do niego mówiła. Patrzył tylko na kota oczami swoimi wielkimi i słuchał pomruków kota uszami swoimi czujnymi.
A kot za swoim ogonem prężyć poczynał się cały, cały sztywny się robił i mruczał, mruczał, mruczał.
W pewnym momencie zamilkł, jakby zdechł bym, kot jeden! Rozluźnił się nagle w szczęśliwym swoim wyczerpaniu.
Pani jego tymczasem dłoń była położyła pomiędzy tylnymi łapami kota swego i mały przerywnik w kierunku Poturbowanego w wywodzie do niego wyrzekła: To go uspakaja i rozluźnia!
Mówiła to, patrząc w sufit i oddech głęboki wzięła. Następnie przez chwilę w bezdechu swoim była zastygła!

Jak ja bym dał kopa kotu! Jak ja bym ją poddał pieszczotom, żeby jak kot zesztywniała! Pomyślał Poturbowany i pot z czoła otarł.
Sam przy tym poczuł, jak zdrętwiał w niektórych miejscach ciała.
(…)
Kopiesz się pan z koniem, kochany! Rzekła do pacjenta.
Przyznaj się do wszystkiego i nie walcz, człowiecze!
Ale jam jest niewinny! Powiedział pacjent cichutko.
Winny, niewinny, daj spokój! Rzekła pani doktór.
Sto złotych się należy za całą wizytę! Dodała beznamiętnie, ogłaszając koniec.
Cóż miał Poturbowany zrobić?
Zapłacił ani pisnął!
Wyszedł do przedpokoju i w buty się wcisnął!
I nawet podziękował, zanim zamknął drzwi!
A kiedy wieczorny wiatr jego twarz owionął, zaklął siarczyście, po chłopsku!
I zeszło zeń powietrze!
(…)
Zakończenie
Pisząc tę powieść okrutnie autor był narąbany!
Jakoś tak ma ten autor, że do gorzały towarzystwo swoje najbardziej sobie ceni.
Zatem co prawdą jest w powyżej zapisanych słowach, a co fikcją, teraz sam Bóg tylko wie, więc Jego pytajcie!
(…)

Jeśli chcesz pełną wersję opowieści, Czytelniku, poznać, wpłać 20,00 złotych na konto: 41 7999 9995 0650 2958 5104 0001 jako darowiznę na niezależne pisanie i wyślij maila na adres: waszkiewicz.marek1@gmail.com, a tekst cały „Kopać się z koniem” otrzymasz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...