Teraz o tym, jak to
kiedyś trafiłem do jaskini guru lokalnej psychiatrii.
Miało mi to pomóc i
najdziwniejsze w tym wszystkim jest to, że w istocie pomogło, ponieważ zdopingowało
mnie do dalszego działania. Nawet gdyby wszyscy wysiedli po drodze, to ja
miałem jechać do ostatniej stacji w tej swojej podróży.
Kulminacja głupoty
Przypomniał sobie
teraz Poturbowany człowiek, jak jego dobry znajomym pełen troski o niego, w
czasie, gdy media okrutnie szarpały jego nerwy; kiedy prokuratura była szalała
w swej roli, a opozycja pieska tak w niego jechała, że normalny człowiek nie
mógł tego zdzierżyć.
Wtedy właśnie poradził znajomy
Poturbowanemu, z dobroci serca poradził i dobrze mu życząc, aby Poturbowany
oddał się na chwilę w ręce guru psychiatrii lokalnej i zechciał dać sobie
pomóc.
Może da jakieś
prochy albo dobrą radę, żebyś nieco ochłonął! Mówił z troską znajomy.
Poturbowany się
zgodził.
Fakt, Poturbowany
chciał jakoś rozładować to całe badziewie, co był w głowie nosił – kupę stresu
zbędnego, strachu, lęku, bojaźni i czego tam jeszcze w jego głowie nie było.
Zgodził się zatem
Poturbowany ze swoim dobrym znajomym i za jego to radą był się udał, biedak, do
guru lokalnej psychiatrii i psychologii do spółki.
(…)
W drzwiach z numerem
wiadomym usłyszał, że buty ma ściągnąć, bo podłoga wczoraj czy dzisiaj
froterowana była.
Poturbowany nic nie
miał przeciwko rozbieraniu, zwłaszcza kiedy czekało go później coś przyjemnego,
jak choćby wyjście na plażę, poprężyć nieco klatę; wskoczyć na chwilę pod
prysznic, a później do łóżeczka, a tam pod kołderką rozkosz płci pięknej
przeciwnej, kusząca odmiennością i równie skromnie ubrana, jak prarodzice
duchowi Poturbowanego sprzed skosztowania owocu poznania dobra i zła.
Wie Poturbowany, że
musi wypiąć tyłek, kiedy medyk, medycy zechcą zajrzeć w jelito i wnętrze jego
podziwiać, a później opisać.
Wie, że odsłoni
klatę, aby technik medyczny zajrzał w jego wnętrze fizyczne promieniami
niewidzialnymi.
Otworzy szeroko
paszczę, żeby lekarz rodzinny mógł zajrzeć mu do gardła. Nawet deseczkę tam
włożyć Poturbowany pozwoli.
Ale buty zdejmować z
powodu jakiejś podłogi i jej dzisiaj czy dawniej froterki wykonanej?
To takie
niehigieniczne!
A iluż to ludzi na
świecie skarpet codziennie nie zmienia, skarpet codziennie nie pierze, a nawet
nie zdejmuje?
A iluż ludziom na
świecie stopy nieładnie pachną?
Sam w tym czasie nie
wiedział, kiedy skarpety swoje był prał!
Ale buty swe
ściągnął, bo był istotnie trafił do jaskini guru lokalnej psychiatrii.
(…)
Zdjął zatem buty
posłusznie i wciągnął głęboko powietrze, ale nie poczuł woni nieprzyjemnie
pachnącej. Nieco uspokojony stanem swoich skarpetek skupił się w danej chwili
na słowach pani domu.
Następnie
egzaltowana pani go wprowadziła do przestrzeni salonem zwanej, jak to
określiła. Zauważył tam kota Poturbowany człowiek, kota co się rozciągnął na
swojej chyba kanapie. Kot był niczym Behemot z Mistrza i Małgorzaty, ale Poturbowany nie miał szans na myślenie.
Pani egzaltowana
wskazała mu skromny fotel, więc na brzeżku przycupnął świr na wizycie u guru.
Miał przy tym, trzeba przyznać, dość znękane swoje jedyne na świecie cztery
litery, turbowane przez wielu i chciał się rozluźnić na chwilę.
Nic jednak wokół na
to nie wskazywało, że rozluźnienie przyjdzie, więc się Poturbowany spiął
jeszcze bardziej niż przed.
Tymczasem pani
egzaltowana jak nic siadła była kącikiem na kanapie swojej czy też kota. Siadła
była tak lekko, żeby skurczybyka, broń najświętszy boże, nie tracić w ogonek.
Zrobiła to tak ostrożnie, że Poturbowany, nie śmiał się, bidulek, poruszyć,
żeby czegoś nie dotknąć.
Miał przy tym mętlik
w głowie i nie wiadomo skąd przyszła mu myśl, żeby czworonogowi w spaniu jego
nie bruździć.
Szybko zrozumiał
Poturbowany, że czworonogowi o jakże bujnej sierści nie wolno w spaniu
przeszkadzać. Widział to po zachowaniu pani kota, która delikutaśnie siedziała
na swoich literkach czterech kącikiem na kanapie. A on był, pieprzony kot,
leniwie leżał na grzbiecie i nic sobie nie robił z całego bożego świata!
Pieprzony, pieprzony
kot! Myślał Poturbowany.
(…)
Zaczął Poturbowany
snuć swoją opowieść. Wiedział przy tym, że każdy ma swoją opowieść. Dosłownie
każdy człowiek ma tylko swoją opowieść: kłamca, morderca, gwałciciel, ksiądz,
prokurator, robotnik, wędkarz, malarz pokojowy i malarz świętych obrazów… -
wiedział Poturbowany, że każdy ma swoją opowieść, która powinna być dla świata
całego prawdą objawioną; w którą nikt wątpić nie powinien i jej poddawać w
wątpliwość.
(…) kot był zwrócił
na niego swoje kocie ślepia i patrzył beznamiętnie na mówiącego bez powiek
mrugnięcia.
Mówił Poturbowany
głosem swym tajemniczym, pani go niby słuchała, a kot był patrzył i patrzył. I
tak tym swoim patrzeniem kot mówiącego wybijał z jego rytmu mówienia, że facet
się spocił. Pomyślał też mówiący, nie przestając mówić, jak ja bym cię, kocie, złapał za ogon, jak ja bym tobą zakręcił trzy, może cztery razy po 360°,
zakręcił po bożemu; jak ja bym cię, kocie, następnie śmignął po tej rzekomo
dzisiaj czy wczoraj wyfroterowanej podłodze, aż byś na ścianie się którejś tam
zatrzymał, jak kierowca jakiś rajdowy na bandzie. Albo jak ja bym ciebie,
kocie, złapał za ogon i kopa ci wypalił takiego, że hej! To może ty byś, kocie,
te swoje kocie ślepia zwrócił w innym kierunku, a nie na mnie, biednego!
(…)
W pewnym jednak
momencie cisza grobowa zapadła. Nikt słowa nie powiedział i słuchał tej ciszy
cichej. Jakby się wszyscy skupili, żeby się w ciszę wsłuchać i może coś
wysłuchać zza ściany z kimś jakże tajemniczym.
Tę ciszę okrutną
pani egzaltowana była sama przerwała, słów kilku używając. W ten to prosty
sposób wyrwała Poturbowanego z jego odrętwienia i hipnotycznego odrętwienia
jakiegoś, w które go kocie ślepia wpędziły były skutecznie.
Na głos pani domu
kot był odwrócił się wzrokiem swoim od pacjenta i przeniósł go na panią.
Przeciągnął się przy tym leniwie, podniósł był swoje cielsko i skierował
dostojne swe kroki w kierunku opiekunki.
Ta na chwilę
zamilkła, czule spojrzała na kota, śledząc ruch jego każdy, a ten spokojnie,
dostojnie wdrapał się na jej nogi i ułożył swe ciało na miednicy kobiety.
Zasłonił przy tym nieco ud trochę odsłoniętych niezbyt skromną spódnicą, jak
zauważył pacjent. Ułożył się kot wygodnie na miejscu łonem zwanym w takiej
pozie, że grzbiet oparł o brzuch pani, a łapy cztery rozłożył i brzuch swój
wypiął do pieszczot.
Pani egzaltowana,
guru lokalnej psychiatrii, zupełnie zapomniała o Poturbowanym i zajęła się
kotkiem swoim na całego. Jednak mówić przy tym na chwilę nie przestawała.
Poturbowany nie
słyszał, co lekarz do niego mówi, tylko skupił się na tym, co kotu kobieta
robiła.
A pani kotka swego
czule pieścić zaczęła. Głaskała go najpierw pod pyskiem, uszka mu czule
muskała, następnie dłonią swoją miękką brzuch kota czule zaczęła masować,
schodząc w kierunku ogona swej dłoni pieszczot małymi krokami.
Kot był ogon
wyprężył, jakby prądem rażony. Ogon mu strasznie zesztywniał i pomruk wydobył
się z nozdrzy. Szczęśliwiec mruczał głośno ze sztywnym jak drut ogonem!
A pani egzaltowana
mówić nie przestawała, Poturbowany nie słyszał, co do niego mówiła.
Patrzył tylko na kota oczami swoimi wielkimi i słuchał pomruków kota uszami
swoimi czujnymi.
A kot za swoim
ogonem prężyć poczynał się cały, cały sztywny się robił i mruczał, mruczał,
mruczał.
W pewnym momencie
zamilkł, jakby zdechł bym, kot jeden! Rozluźnił się nagle w szczęśliwym swoim
wyczerpaniu.
Pani jego tymczasem
dłoń była położyła pomiędzy tylnymi łapami kota swego i mały przerywnik w
kierunku Poturbowanego w wywodzie do niego wyrzekła: To go uspakaja i
rozluźnia!
Mówiła to, patrząc w
sufit i oddech głęboki wzięła. Następnie przez chwilę w bezdechu swoim była zastygła!
Jak ja bym dał kopa
kotu! Jak ja bym ją poddał pieszczotom, żeby jak kot zesztywniała! Pomyślał
Poturbowany i pot z czoła otarł.
Sam przy tym poczuł,
jak zdrętwiał w niektórych miejscach ciała.
(…)
Kopiesz się pan z
koniem, kochany! Rzekła do pacjenta.
Przyznaj się do
wszystkiego i nie walcz, człowiecze!
Ale jam jest niewinny!
Powiedział pacjent cichutko.
Winny, niewinny, daj spokój! Rzekła pani doktór.
Sto złotych się
należy za całą wizytę! Dodała beznamiętnie, ogłaszając koniec.
Cóż miał Poturbowany
zrobić?
Zapłacił ani pisnął!
Wyszedł do
przedpokoju i w buty się wcisnął!
I nawet podziękował,
zanim zamknął drzwi!
A kiedy wieczorny
wiatr jego twarz owionął, zaklął siarczyście, po chłopsku!
I zeszło zeń
powietrze!
(…)
Zakończenie
Pisząc tę powieść
okrutnie autor był narąbany!
Jakoś tak ma ten
autor, że do gorzały towarzystwo swoje najbardziej sobie ceni.
Zatem co prawdą jest
w powyżej zapisanych słowach, a co fikcją, teraz sam Bóg tylko wie, więc Jego
pytajcie!
(…)
Jeśli chcesz pełną wersję opowieści, Czytelniku, poznać,
wpłać 20,00 złotych na konto: 41 7999 9995 0650 2958 5104 0001 jako darowiznę na niezależne pisanie i wyślij maila na
adres: waszkiewicz.marek1@gmail.com, a tekst cały „Kopać się z koniem” otrzymasz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz