23 marca 2017

3/4 życia w pracy?

Ja chcę pracować w Anglii 40 godzin tygodniowo. Czyli pięć dni w tygodniu po osiem godzin dziennie albo cztery dni w tygodniu dziennie po dziesięć godzin.
Nikt o tym nie chce słyszeć! Tutaj mam być gotowy do pracy przez siedem dni w tygodniu po 12 godzin dziennie. Jeśli do tego dodać czas dotarcia z domu do pracy, a później z pracy to domu, to wychodzi lekko 14 godzin na dobę. I wcale nie trzeba koniecznie zapalać do pracy z buta. Tam, gdzie pracuję obecnie, a pracuję w mieście, czyli na miejscu, dojazd tramwajem to ponad 50 minut, a ja do przystanku tramwajowego mam z domu 5 minut drogi, ale od przystanku końcowego do pracy około 15 minut drogi, a zatem w jedną stronę razem wychodzi, jak nic, ponad godzinę. Samochodem jest szybciej. Jeśli zważymy jednak, że gro ludzi dojeżdża do pracy poza miasto, do innych pobliskich miast i miejscowości, to moja średnia godzina dojazdu do pracy w jedną stronę spokojnie się obroni.
I nie mam żadnych szans, żeby realizować swój plan, ponieważ wszyscy cudzoziemcy godzą się na to drugie.

Jak zatem zorganizować sobie czas dla siebie, skoro godzisz się na to, że każdego dnia możesz być w pracy i w drodze ponad 14 godzin na dobę. Toż tych osiem godzin, które człowiekowi wtedy zostaje, to ledwie wystarczy na to, żeby się umyć i przespać!
Znów dygresja z życia stąd przed kolejną porcją Katechizmu Kk.
Do życia tutaj będę wracał, a teraz…
Ponowny związek małżeński, gdy żyje prawowity małżonek, jest niezgodny z planem i prawem Bożym.
Osoby takie nie mają prawa przyjmować komunii świętej. Jako chrześcijanie są jednak wezwani do tego, by swe dzieci wychowywać w wierze.
Ależ tupet! Ktoś mnie kopie, przyszywa mi łatę niepełnowartościowego członka danej społeczności i przy tym nakazuje, że mam dzieci wychowywać dla tej właśnie społeczności, zgodnie z zaleceniami jej wielkich w szatach zdobionych wzorem rozmaitem!
Dom rodzinny nazywa się Kościołem domowym, wspólnotą łaski i modlitwy, szkołą cnót ludzkich i miłosierdzia chrześcijańskiego.
W takim razie celibat ma się do tego nijak!
Co najwyżej poprzez celibat Kościół pozbawia tych, bez których kościół nie może istnieć, czyli kler, wspólnoty łaski, modlitwy, prawdziwej szkoły cnót ludzkich i miłosierdzia chrześcijańskiego.
Inne obrzędy liturgiczne, to sakramentalia, np. błogosławieństwa.
Nie będę tego rozwijał, niech kto chce, sam wnika!
Teraz o dość ciekawym problemie, który z jednej strony podoba mi się bardzo. Z drugiej jednak to nic innego, jak tylko dopuszczenie przez Kościół do tego, żeby obrzędy, nazwijmy je w cudzysłowie „pogańskimi”, zostały adoptowane na potrzeby Kościoła.
Poza liturgią życie chrześcijańskie żywi się, karmi sie pobożnością ludową, której formy wywodzą się z różnych kultur. Czuwając nad głoszeniem wiary, Kościół zachęca do sprawowania różnych form ludowych obrzędów, tych, które wyrażają ducha Ewangelii i ludzką mądrość, ubogacają życie chrześcijanina.
To bardzo piękne i jakże dalekie od stosów i płonących na nich „wyznawców” Szatana, czytaj: myślących inaczej! Dzisiaj już spokojnie można kultywować obrzędy przedchrześcijańskie, byleby tylko były w zgodzie z duchem Ewangelii.
Naprawdę, nie rozumiem, jak tak można? Przecież jasno stwierdzono, właśnie w Ewangelii, jaką iść Drogą do Prawdy i Życia!
Czy Chrystus dał jakiś margines na wierzenia ludowe, na ludowe obrzędy, na ludowe bożki?
Niechaj to będzie folklor, taka zabawa w wolnym czasie, ale nie róbmy z tego religijnych obrzędów!
To całe święcenie wianków, świec, samochodów, budynków, dróg, kamieni czy czegoś tam jeszcze, może psów czy kotów albo innych zwierząt mieszkających w zoo, albo żyjących na luzie w dżungli czy na sawannie, jest zawsze fajną imprezą, ale z religią prawdziwą to nie ma nic wspólnego.
Co to ma wspólnego z tym, że Bóg jest duchem i prawdziwi Jego wyznawcy oddają Mu cześć w duchu?
Na dzisiaj wystarczy. Trzeba przecież odpocząć, żeby znów stawić czoła ponad 14 godzinom poza domem, w pracy wymarzonej, która jest tu niemalże całym życiem jednostki!

Nie moim! 
Nie dam się zamknąć w takim myśleniu Anglikom i innym cwanym Polakom, co z emigrantów żyją!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...