18 marca 2017

OTO JA, Prawdziwy (III)

Z sieci... 
Dlaczego nie lubię chodzić do kościoła!
Od jakiegoś czasu, nie pamiętam od kiedy, kojarzy mi się kościół z udawaną pobożnością. Wiem, że to niesprawiedliwe, co teraz piszę, w stosunku do wielu osób, które uczestniczą we Mszy św. z czystej potrzeby serca, ale dostałem po tyłku kilka razy z ambony i może dlatego coś tam we mnie pękło.
Mam przy tym znajomych księży, których uważam za wspaniałych ludzi.
Na moim etapie jednak nie potrafię się przełamać. Zresztą nie muszę, ponieważ jestem święcie przekonany, że Bóg mnie słyszy wszędzie, niekoniecznie w kościele. 

Żeby się nie zamotać, posilę się fragmentami wiersza Z. Herberta

(…)

bo dla księdza – proszę księdza – to jest wszystko takie proste
Pan Bóg stworzył muchę żeby ptaszek miał co jeść
Pan Bóg daje dzieci i na dzieci i na kościół
prosta ręka – prosta ryba – prosta sieć

może tak należy mówić ludziom cichym ufającym
obiecywać – deszcze łaski – światło – cud
lecz są także tacy którzy wątpią
bądźmy szczerzy – to jest także boży lud

proszę księdza – ja naprawdę Go szukałem
i błądziłem w noc burzliwą pośród skał
piłem piasek jadłem kamień i samotność
tylko Krzyż płonący w górze trwał

i czytałem Ojców Wschodu i Zachodu
opis raju przesłodzony – zapis trwogi –
i sądziłem że z kart książek Znak powstanie
ale milczał – niepojęty Logos

pewnie ksiądz mnie nie pochowa w świętej ziemi
‑ ziemia jest szeroka zasnę sam
I odejdę w dal – z Żydami odmieńcami
Bezszelestnie zwinę życia cały kram

(…)

Wewnętrznie czuję, że wszelki rytuał służy do udawania czegoś. Jest też dobrym sposobem na udawanie pobożności. Jest owczą skórą, którą wilk przywdziewa.
Rytuał jest zespołem pewnych sekwencji, specyficznych dla danej kultury. Te sekwencje to symbole, sformalizowane czyny i wypowiedzi. Wykonywane w celu osiągnięcia pożądanego skutku.
Rytuałem jest sakrament chrztu, pierwszej komunii, eucharystia, codzienna modlitwa, pielgrzymka…
Dawniej postrzyżyny albo pasowanie na rycerza…
Bóg, w którego wierzę, nie może być zamknięty w formach rytuału…
Piszę o tym, że to, co zewnętrzne, służy często do kamuflażu tego, co wewnątrz –myśli, prawdziwa wiara – nikt nie wie, co myślę, ale wszyscy widzą, jak robię coś na pokaz, jak np. co niedziela jestem w kościele.
Prawdziwa wiara jest w nas i jest żywa, jak my jesteśmy żywi w danej właśnie chwili.
Wiem, że równie często przegrywam z tradycją i idę do kościoła, odprawiam rytuały. Niełatwo jest wszystko odrzucić, zwłaszcza gdy rani to bliskich.
Za głęboko to idzie.
Czas kończyć tę część rozważań!

Ostatni i… ostatni…
Ostatni Mohikanin (1992). Film polecił mi znajomy. Zachwalał, że taki dobry, że taki okey, że szczęka mi opadnie i nie znajdę jej wcale.
Już w trakcie oglądania stwierdziłem, że tak mi jest z tym dobrze, że aż dobrze mi tak!
Dla mnie to jakiś film o bieganiu. Zapamiętałem tylko, jak główny bohater nieustannie gdzieś biegnie. Wiadomo, gonił za szczęściem, gonił za miłością. Ale poza bieganiem, nic do mnie nie przemówiło.
To dobry film dla tych, którzy lubią bieganie. Dosłownie filmowa apoteoza joggingu.
A całe to oglądanie wyszło z takiej dyskusji, że ja poleciłem obejrzeć film Ostatni samuraj (2003). Film 11 lat młodszy od tego o bieganiu, ale to inna bajka na wszystkich poziomach. Kto szuka głębi, przestrzeni na własne dopowiedzenia, to w tym filmie znajdzie właśnie to, czego szukał.
Kto jednak lubi biegać albo patrzeć na biegających, to Ostatni Mohikanin może mu przypaść do gustu.
A teraz trochę poważniej, choć wcale nie mniej szczerze. Te filmy to dobry przykład, jak różnie można ukazać bardzo poważne problemy, na przykład miłość czy czas, który pochłania wszystko, jak różnie można pokazać to, co naprawdę istotne.

Moja riposta
Kim byłem, nigdy nie będziesz!
Kim jesteś, mogę być zawsze!
To taka moja riposta. To nic, że pisana kursywą. To dla podkreślenia, a że moja, to mogę.
Nie wiem, komu i na co ta riposta się przyda.
Nie wiem, dlaczego właściwie i po co ja wymyśliłem.
Po prostu w pewnej chwili przyszła i odejść nie chciała!

Wzniosłe i głośne pieprzenie
Kto mnie może zapewnić, że za 200 lat kontur Polski nie zniknie z mapy Europy?
Albo kto mnie zapewni, że za lat 500 lub 1000 świat się na tyle nie zmieni, że znikną współczesne fizyczne podziały na kraje i kontynenty?
Jeśli nikt mnie nie może w 100% zapewnić, to po co to całe pieprzenie o patriotyzmie, ojczyźnie, oddawaniu się sprawie?
Po co krzyki i kłótnie, które za lat kilkadziesiąt będą pustym dźwiękiem historii?
Pytam wciąż: Po co?

Po co pytam?!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...