26 marca 2017

Problem jest w mojej głowie...

Wczoraj otrzymałem wiadomość, że dzisiaj mogę pracować ekstra..., ale tylko dwie godziny! Czujecie, zarywać całą niedzielę, no pół niedzieli, żeby dwie godziny pracować.
Co powinienem zrobić?
Szybko odpisać, że tak, jak najbardziej zgadzam się i jeszcze podziękować.
Tak robi zdecydowana większość moich rodaków, gdy otrzymuje wiadomość z agencji pracy.
Ja Anglikowi, który to do mnie napisał, powiedziałem: Nie, dziękuję!
A on do mnie, że to może być moja ostatnia odmowa.
No to ja mu na to: Wal się! 
A potem: Miłego sobotniego wieczoru oraz takiej niedzieli!

Ledwo zdążyłem napisać o takim przykładzie, a tu masz, bach i sam padam ofiarą tych cwaniaków od uszczęśliwiania emigrantów.
I dzisiaj odpoczywam. Zaraz pomogę Młodemu i jego mamie w jednej sprawie, a później będę sobie pisał i przygotowywał się mentalnie do rozpoczęcia jutro nowej pracy.
Po rozmowie kwalifikacyjnej powiedziano mi, że będę pracował od poniedziałku do piątku w takich i takich godzinach. Wyjaśniono, jakie są zasadny brania wolnego dnia. Jakie są zasady pracy w sobotę, a nawet w niedzielę. To wszystko zanim jeszcze pracę zacząłem. Pierwszy raz od około roku spotykam się tutaj z takim pracowniczym konkretem.
Jakaż to inna bajka niż w agencjach pośrednictwa pracy, w których nie wiesz do końca, gdzie, jak długo i w jakim charakterze będziesz pracował.
Naprawdę, nie pojmuję, jak to wszystko udaje mi się znieść!
Miałem pisać o problemie w mojej głowie. To się ze sobą łączy.
Nie jestem atrakcyjnym pracownikiem dla agencji pracy, ponieważ nie daję się zapakować w ramy, jakie te agencje przygotowują dla swoich pracowników.
Nie jestem atrakcyjnym pracownikiem dla jakiejś tam manufaktury w Anglii, ponieważ, kiedy czuję, że jest mi w danej pracy za ciasno, że ludzie ścigają się jak szczury, że bliźni twój zrobi wszystko, żeby pozbawić kogoś innego godziny pracy i wziąć ją dla siebie…, to z takiej pracy po prostu wychodzę i nie wracam.
Wiem, że ktoś mi zarzuci, jakie to nieodpowiedzialne. Nawet nie powiem, że idę i że nigdy nie wrócę.
To nie w porządku, prawda?
Ale w porządku jest agencja, której pracownik dzwoni do ciebie albo wysyła ci wiadomość po godzinie 22 w sobotę i proponuje tak zwane dwie godziny pracy ekstra na niedzielę!
Mogę założyć się, iż był przekonany, że się zgodzę i jeszcze podziękuję!
Może w innym życiu albo na innej planecie!
Wychodząc z pracy bez słowa i nie wracając do niej, robię tak samo jak oni. Nie szanują mojego wolnego czasu ani planów na ten czas, to ja mam gdzieś ich ekstra godziny, które dla mnie są tylko zwykłymi godzinami pracy, mam gdzieś ich pracę w urągających mojej godności osobistej warunkach!
I z innej, choć tej samej beczki.
Wiem, dlaczego nauka języka angielskiego przychodzi mi z takim trudem.
Wszystko to kwestia myślenia. Wszystko siedzi w głowie. Wiem, że powinienem myśleć po angielsku i wszystko przekładać sobie na język angielski. Wtedy już dawno spokojnie mówiłbym po angielsku. Czuję to w moczu, jak nic. Tylko że ja tak nie chcę! Nie chcę myśleć po angielsku. Pracuję z językiem polskim, w języku polskim robię, piszę po polsku i będę po polsku myślał.
Nie wsadzę sobie do głowy jakiegoś małego Angola i nie będę mówił głosem tego Angola.
Dlatego wkuwam, dosłownie wkuwam frazy języka angielskiego i posługuję się nimi w odpowiednich momentach. Nie widzę jednak potrzeby, żeby zaczynać po angielsku myśleć. Poza tym, dostrzegam w języku angielskim tyle absurdów, jak choćby mechaniczne powtórzenia, że nie mam zamiaru tym przesiąkać i robić z siebie językowej kukły albo papugi. Te ich setki: how are you, I’m fine, cheers, OK, all right, I’m sorry, you’re welcome… I to wszystko mówione mechanicznie, bez zastanowienia, wyrzucane z siebie, jak z karabinu maszynowego…
Nie, to nie dla mnie!
Ale wiem przy tym, że będę mówił komunikatywnie już za miesiąc czy dwa, tylko na swoich zasadach!

W godność osoby ludzkiej wpisane jest pragnienie dobra wspólnego.
Szacunek dla osoby ludzkiej to traktowanie drugiego jak siebie.
To piękne fragmenty Katechizmu Kk. Zgadzam się z nimi.
W Anglii nie potrafię jednak dostrzec szacunku pracodawców do pracownika, zwłaszcza emigranta. A już na pewno ze świecą szukać takich relacji międzyludzkich, gdzie każda ze stron traktuje drugą tak, jakby chodziło o jej własne dobro.
Może w nowej pracy?
Zawsze mieć trzeba nadzieję!

Dzisiaj dużo słońca w grodzie Robin Hooda. To dobry zadatek na początek nowego!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...