15 marca 2017

Nareszcie Great Britain!

Nareszcie Great Britain w liczbie Odbiorców na blogu dokopała Stanom, ale jeszcze nie Polsce.
Pozdrawiam swoich blogowych Znajomych i Sympatyków z: Polski, GB, USA, Irlandii, Belgii, Niemiec, Portugalii, Francji, Rosji i Kenii (Tyle w ostatnim tygodniu!).
Takie następne ble, ble, o którym muszę napisać, a co na emigracji wydaje się być normalką.

Zauważyłem, że tutaj wśród moich rodaków w sieci aż roi się od sprzedających. Sprzedam, wynajmę, kupię… to, ja ciekawsze zajęcie w społeczności emigracyjnej moich kochanych rodaków.
Dla kogoś nowego jak ja na emigracyjnym podwórku, kojarzy się to z jednym – wszystko jest na sprzedaż, wszystko można kupić, a życie człowieka sprowadza się często do tego, żeby to, co ma, a może i siebie, sprzedać jak najkorzystniej.
Uderzyłem w stół i nożyce brzęczą – nie jestem wcale lepszy. Przecież już tyle razy zapraszałem do kupna proponowałem kupno, namawiałem do kupna właśnie swoich książek. Przyznaję tu bez bicia, że kiepsko mi to idzie. Biję się w pierś i krzyczę: Żaden ze mnie handlowiec! Nie umiem skutecznie namawiać do kupna mojego towaru! Nie umiem skutecznie zachwalać swojego towaru!
Jako humanista staram się jednak zawsze głębiej dotykać problemu, drążyć pewne tematy albo znaki czasu.
Pytam więc siebie samego, ale w związku z powyższym: Czy wszystko jest dzisiaj na sprzedaż? Czy wszystko dziś można kupić?
Oczywiście nie mam na myśli takich kwestii, jak: zdrowie, inteligencja, mądrość czy wieczność za życia…
Mam na myśli wszystko, co człowiek człowiekowi może zaproponować na sprzedaż…
I tak sobie myślę, że można wszystko sprzedać, że wszystko jest na sprzedaż, że wszystko można kupić. To tylko kwestia ceny i podejścia do sprawy.
No i znów mądrość ulicy: Serce i rozum milczą, gdy mamona śpiewa!
Coś powinienem dorzucić do tego pisania.
Może ostatnią przygodę z dostępem do sieci i mojej wtedy miłości do Anglii i Anglików.
Z wtorku na środę, czyli minionej nocy, siedziałem i pisałem. W pewnej chwili chciałem coś sprawdzić w Internecie, a tu, myk, Internetu brak, brak połączenia i tym podobne sprawy.
Wiem, co się może święcić, pomyślałem sobie. Mogli mi odciąć Internet za niezapłacony rachunek. Problem jest tylko w tym, że nie dostałem rachunku. Codziennie sprawdzałem pocztę. Wiem doskonale, że już ostatni okres rozliczeniowy minął. Ale rachunku nie było, a teraz i połączenia z siecią też nie ma.
Wyobraźnia zadziałała na całego. Już sobie ułożyłem przemowę w biurze dostawcy usługi i zapewniłem siebie, że ni wyjdę stamtąd dopóty, dopóki nie przywrócą mi połączenia.
No i myślałem dalej: Jak oni mnie wkurzają! Jak mnie ta Anglia wkurz! Jak mnie wkurzają Angole, to ludzkie pojęcie przechodzi i jeszcze w mojej pałce zupełnie się nie mieści!
Tak sobie właśnie myślałem o Anglii i Anglikach.
I jeszcze postanowiłem ‑ Nauczę się języka, choćby tylko po to, że któremuś Angolowi nawrzucać porządnie! Nauczę się biegle języka i tak właśnie zrobię!
Choćbym miał tu zostać nawet dożywocie, to właśnie tak zrobię! Tak mi dopomóż Bóg!
Tak właśnie sobie myślałem i zapisałem te myśli.
Po jakimś tam krótkim czasie okazało się jednak, że to była być może jakaś przerwa techniczna i sygnału nie było. A później się pojawił, aż się zaczerwieniłem, że taki niecierpliwy byłem przed godziną.
Ale co pomyślałem, to już się pomyślało. Do tego zapisało. Podjąłem też decyzję!
Co zatem mi pozostało?
Kończę to pisanie i biorę się za naukę języka. Ale, nawet jeśli już tego języka się tam jakoś nauczę, to nie będę wrzucał żadnemu Anglikowi!
Następnym razem poczekam, zanim sobie wymyślę jakiś tam scenariusz czegoś, co nie istnieje.
No i nie wyszło z tego Nareszcie Great Britain? Wyszło, wyszło całkiem zgrabnie!


Dobrze, że już zacząłem odliczać dni do wyjazdu! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...