To nie ja patrzę i zdjęcie też nie jest moje |
Nie
zwariowałem, choć większość po przeczytaniu tekstu może myśleć inaczej,
zupełnie odwrotnie. Mnie to jednak… wisi. Ci, co myślą do przodu, nie
zadzierają nosa, a głowę nie do pozłoty tylko na karku swoim noszą, zrozumieją
w mig, o co w tym wszystkim idzie.
Najpierw,
po pierwsze, piszę to, bo nie chciałem tych myśli po prostu wyrzucić z głowy i
pamięci. Po drugie to będzie taki nieudolny, ale wstęp, do napisania czegoś,
moim zdaniem ważniejszego. Po trzecie, jeśli jet luka w pisaniu, to tej luki
nie ma, tylko pewnie słowo brzydkie wkradło się do tekstu i trzeba je było
wyciszyć. Są jednak sposoby, żeby je odczytać.
W
Anglii, i pewnie wszędzie, nowy emigrant, jak ja, bez układów, powiązań, może
pomarzyć o tym, żeby gdzieś dłużej w pracy miejsce swoje zagrzać.
Jednak
dzięki temu, co mnie tutaj spotyka, docierają do mnie pewne oczywistości
rządzące na emigracyjnym rynku, np. zatrudnienia.
Zanim
jednak to, pozwolę sobie napisać, że za każdym razem ,gdy zwalniano mnie z
pracy sądzono pewnie, w niektórych przypadkach o tym wiedziałem, nie zawsze, że
w ten sposób karze się mnie za, powiedzmy, myślenie i niedbanie o to, żeby do
grupy przylgnąć.
Jak tam, Marek, zapytał kiedyś młody człowiek, należysz już do
klubu skurwieli czy nie? Pisałem już o tym. Odpowiedziałem, że mogę najwyżej
stracić tę daną pracę, ale do klubu skurwieli nie zapiszę się nigdy.
Pracę
wtedy straciłem, w klubie skurwieli nie byłem.
Mam
jednak takie szczęście, że za każdym razem, gdy znajduję kolejne zajęcie, to
dużo lepiej mi się pracuje, niż w tym, które straciłem. Coraz to lżejsza praca,
lepsza atmosfera….
A
teraz już wracam to tych oczywistości, które na emigracyjnym rynku pracy,
przynajmniej tutaj, widzę. To dotyczy tych zakładów, gdzie prym wiodą Polacy.
Menedżerami, wiadomo, są tutaj Anglicy, ale im w to graj, co Polacy robią.
Po
pierwsze, jeśli masz układ, na przykład z jakimś wajzerem (zapis polski) albo
jesteś w grupie, która z wajzerem trzyma, to możesz nawet na kacu przychodzić
do pracy albo nawet i czasem najebany przyjść, a pracy nie stracisz.
Po
drugie, gdy jesteś w układzie, robisz, co nakazują i chwalisz tych, co nad
tobą. Nie wychodzisz przed szereg nawet na długość rzęs. Musisz też umieć
słodzić temu czy tamtemu. No i masz obowiązek słuchać, co mówią nowi.
Po
trzecie, o nic nie pytasz, nie wnikasz w nic. Musisz ciągle pamiętać o tych, co
pracę ci dali, co cię w pracy trzymają. Jeśli zatem chcą czasem pośmiać się z
ciebie bezkarnie, to im na to pozwalasz. Później ty śmiejesz się z innych.
Po
czwarte, zero aktywności, jak choćby nauka języka albo jakieś marzenia o innej,
na przykład, pracy. Musisz o tym zapomnieć, bo stracisz to, co masz. A przecież
masz robotę, więc resztę musisz sobie odpuścić!
Po
piąte, musisz wiedzieć, komu postawić wódkę. To takie podziękowanie od czasu do
czasu. Bywają też inne formy podziękowań tutaj, na wódce poprzestańmy!
Po
szóste, często jest tak, że mieszkasz u tych, którzy ci pracę załatwiają, w
pracy cię trzymają, dojeżdżasz z nimi do pracy i za wszystko płacisz. To bardzo
dobry układ, bo odpalisz dwie dniówki (z tygodnia) i masz głowę spokojną z
robotą i dojazdami. Nie musisz się uczyć na przykład jeździć transportem
publicznym albo nie martwisz się wcale o dojazd na lotnisko. Wystarczy, że
pracujesz i płacisz za wszystko. Masz przy tym tyle godzin pracy, ile potrafisz wytrzymać.
Po
siódme, jeśli masz okazję kogoś podkablować, a przy tym się podlizać tym, którzy
ci pomogli, a którym teraz służysz, robisz to bez mrugnięcia…
Po
ósme, możesz brać ze swojej pracy wszystko, co się da, żeby tylko nikt tego
twojego brania nie widział, ale jeśli cię złapią, to często swoi pomogą.
Po
dziewiąte, zachowujesz się i postępujesz tak, jak grupa, do której należysz.
Po
dziesiąte, nigdy nie chorujesz i jesteś na każde skinienie, nie wiesz, co to znaczy robić coś tylko dla siebie…
Znów
mi dekalog wyszedł.
Coś mnie ostatnio wzięło na dekalogów pisanie.
Spokojnie!
Zaraz
mi przejdzie!
Zakończenie
Jeśli
nie załapałeś się na tych dziesięć przykładów, jesteś tylko przypadkiem w tej
konkretnej pracy, na przykład w czasie okresów, które tutaj zwą busy.
Każdy
też pewnie przyzna, że to wygodny układ dla obu stron w nim tkwiących.
Powiedzmy taki wajzer, nieźle zna język angielski, wynajął sobie dom, kupił
samochód albo dwa i ma grupę ludzi. Pomaga im w tym, żeby robotę mieli przez
cały czas. Zapewnia im mieszkanie. Zapewnia dojazd do pracy i wozi, gdzie tylko
chcą, a jeśli jemu się nie chce, to wozi ktoś z tych ludzi. Taki człowiek ma
pewne cotygodniowe dochody. Wystarcza w zupełności, żeby za darmo mieszkać,
żeby samochód utrzymać i co jakiś czas zmienić. Wystarczy na dostanie życie, a
nawet idzie odłożyć. To zaś, co w pracy zarobi, to czyściutka gotówka, którą
można spokojnie do banku lub do skarpety i rozkoszować się życiem iście emigracyjnym.
Do
tego jaki luksus. Zawsze jest ktoś pod ręką, komu można dokopać i nawet nie
piśnie.
Ci
z drugiej strony medalu mają za to spokój. Mają robotę, bo przecież do pracy
przyjechali. Mają gdzie mieszkać. Mają dojazd do pracy. Dojazd na zakupy. Na
lotnisko. Z lotniska. O nic nie muszą się martwić. Muszą tylko pracować i część
zarobionych pieniędzy przeznaczyć na opłaty.
Cóż
w tym złego? Ktoś spyta.
Odpowiedź
brzmi: Nic!
Nikt,
nikogo i do niczego przecież tutaj nie zmusza. Wszyscy zgadzają się na to, aby
grać swoje role. Nie ma zatem problemu!
Problem
jest co najwyżej z takimi, jak ja, co nie chcą się dostosować do istniejących reguł.
Tacy mogą się nawet nadawać do pracy, ale to nie są swoi, więc trzeba ich spuścić!
Niech posiedzą z tydzień albo dwa bez pracy, to im rurka zmięknie i może będą z
nich ludzie.
Wiem,
znam takich ludzi, którzy wymiękają i mają w dupie zasady. Chcą pracować, odkładać.
A kiedy już odłożą, to szybko pewnie zapomną o tym, co tutaj było.
Na
mnie to działa inaczej. Dlatego raz pomyślałem czy ja przypadkiem tutaj na dobre
nie zwariowałem. Ale o tym napiszę w kolejnym moim wpisie, bo teraz muszę odrobić
pracę domową z języka…
Bywajcie, Niepokorni!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz