16 marca 2017

Kto z Was?

Powiedzcie sobie samym, ile razy odsuwaliście od siebie myśl o przyznaniu się przed sobą i światem do jakiejkolwiek słabości?
Współczesny świat nie lubi słabeuszy i tych, co mówią o swoich upadkach czy o swoich słabościach.
Ale czy lepiej żyć na pokaz, grać silnego i udawać, że wszystko jest OK?!
Powiedzcie, co to za życie?!

Powiedzcie sobie samym, ile razy ukrywaliście przed światem jakieś swoje porażki?
Ludzie nie lubią przegranych. Ludzie kochają zwycięzców! Tylko niewielu rozumie, że kto staje do gry, jest już w jakimś ułamku potencjalnym przegranym.
Czasami jest jednak tak, że wygrywając, przegrywasz; a przegrywając w oczach innych, właśnie wygrywasz siebie!
Powtarzam to, jak mantrę. I nie mam zamiaru przestać!

Kto z was po pierwszej wódce zauważył, że trzecia i czwarta to już za mało, żeby zagłuszyć jakiś ból niepojęty, do którego nie chcemy się przyznać?
Świat stygmatyzuje tych, co topią smutki w kielichu, choć dla tych, co to robią, ta droga wydaje się jedynym sensownym wyjściem.
Oczywiście na chwilę. Jeszcze pogadamy…

Któż z was krytykuje i piętnuje u innych to, czego u siebie nie potrafi zaakceptować albo to, co sam bardzo chciałby robić, tylko casus społeczny nie pozwala mu na to?
Warto być przynajmniej wobec siebie uczciwym!

Jest dzisiaj duże zapotrzebowanie na ludzi obłudnie sprawiedliwych, niezłomnych, altruistów, najlepiej być świętym, choćby tylko dla świata!

Lepiej więc udawać takiego, jakim chce mnie świat czy inni ludzie chcą widzieć i poprzez krytykę innych własne deficyty chronić i ukrywać.

Kto z was nie ma wyrzutów, że stał po stronie tłumu, gdy trzeba było stanąć po stronie jednostki?
Konformizm jest dzisiaj na topie. Po co wychylać się nadto i płynąć pod prąd?

Kto z was w samotności drżał w lęku i rozpaczy przed jakimś niepojętym bólem?
Metafizyka dzisiaj jest co najwyżej bezpiecznym dziwactwem, niewartym zachodu, nie przynosi korzyści.

Kto z was dzisiaj potrafi przyznać, że zazdrości szczęścia innym, zazdrości bliźniemu tego, co posiada, a sam do swojego szczęścia nie potrafi się przyznać i dziękować za to, że często posiada w nadmiarze?

Kto z was, gdy jest pod górę, gdy szczęście zawodzi, nie widziałby najchętniej wszystkich w takim stanie?

Kto z Was nie jest wściekły na życie, bo innym się wiedzie, choć wie, jaką cenę ludzie płacą za sukces?

Można mnożyć pytania i przykłady na to, że każdy z nas w swoim czasie staje przed własnym murem; staje przed litą ścianą tylko swoich słabości.
I nie ma zaklęcia, co by ruszyło skałę, wyprostowało drogi.
Ale wcale nie trzeba walić głową w ścianę, w mur, skałę czy też błądzić krętymi drogami. Wystarczy przyznać się do swoich słabości i zaakceptować je, a później pomyśleć, co robić dalej. Przyznać się do deficytów, niespełnionych marzeń, do straconych okazji, niewykorzystanych szans…
Tutaj robię, co lubię – piszę, pracuję, powoli wychodzę z dołka, choć to niemały dołek. Staram się życie uprościć, żeby naprawdę Żyć!
Nie chce gonić za szczęściem ze szklanego ekranu, za kolejnym przedmiotem z najnowszej reklamy.
Już od jakiegoś czasu doskonale wiem, jak bardzo dużo czasu, energii i zdrowia ludzie poświęcają, żeby posiadać, a później to, co już mają utrzymać albo zamienić na jakiś lepszy przedmiot, najnowszy model albo inną markę.
Ludzie gromadzą przedmioty maleńkie i całkiem duże, od spinki do włosów po drapacze chmur. Wiążą się z przedmiotami, wiążą się z jakimś miejscem i nawet nie zauważają, jak stają się zakładnikami tych właśnie przedmiotów, tych miejsc, swoich wciąż nienasyconych pragnień.
Nie jadą na wakacje, bo muszą pilnować majątku!
Nie mogą odpocząć, bo trzeba pomnażać zasoby!
Nie mogą spać spokojnie, bo konkurencja nie śpi i zaraz ten, co mam mniej, może mieć nieco więcej!
Jeśli piszę kłamstwa, to chętnie to odszczekam!

I trochę z głową w chmurach – Wystarczy człowiekowi mieć pod ręką to, co służy do pracy, która daje chleb. Odziać nagość ciała. Mieć buty na drogę i uczyć się Żyć.
Ależ piszę herezje dla przeciętnego człowieka początku nowego wieku i tysiąclecia nowego.
Od tysięcy lat co jakiś czas słychać głos wołającego na puszczy, że żywi są umarli i trzeba koniecznie umrzeć (dla świata), żeby naprawdę Żyć!


Trzymajcie się, Wędrowcy! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...