23 marca 2017

Do Nieba czy do Piekła?

Za co idziemy do Nieba czy niechcianego Piekła do końca nie wiadomo!
Wiadomo co najwyżej, czego nam Kościół zabrania i co nakazuje, np. zabrania opuszczania Mszy świętej i obowiązek nakłada łożenia na Kościół! Tego na pewno nie wolno ignorować, jeśli do Nieba prostej drogi szukamy!
I wcale nie na marginesie napiszę tylko, że ilustracje do posta zapożyczyłem z Sieci, za co Autorom dziękuję i niech im w życiu się wiedzie! 

To, że każdy z nas grzeszy, to żadna nowina. Różnimy się tylko tym, w jaki sposób podchodzimy do grzechów i jak grzeszymy. Jedni robi to tak, żeby inni niczego nie wiedzieli, a jeśli już coś tam wychodzi na jaw, to zaklinają się na niebo i ziemię, że oni by tak nie zrobili.
Inni nic sobie nie robią z tego, że grzeszą.
Jeszcze inni starają się z całych sił nie grzeszyć.
Tylko kto wie, co grzechem jest, a co do miana tego ewentualnie pretenduje?
Za co idziemy do Nieba albo do niechcianego Piekła?
Katechizm Kk wszystko tłumaczy jak trzeba. Na przykład, w jaki sposób przebaczane są grzechy? I tu: Przede wszystkim przez chrzest.
To, że grzech pierworodny chrzest wymazuje, to jeszcze zgoda, ale co taki dzieciak, który ma kilka tygodni, mógł w tym czasie nagrzeszyć?
No, chyba że założymy, iż chrzest wymazuje grzechy przyszłe. Nie to nie przejedzie.
Kto dalej poczyta Katechizm, temu się trochę rozjaśni.
Z woli Chrystusa kościół posiada władzę odpuszczania grzechów ludziom ochrzczonym i sprawuje ją przez biskupów i kapłanów w sakramencie pokuty.
No i jest trochę jaśniej. Kościół może odpuścić ochrzczonym. 
A nieochrzczonym?
A inne kościoły? Czy one mogą odpuszczać grzechy swoim ochrzczonym?
Nie! 
Kto chce grzechów odpuszczenia, musi koniecznie zostać katolikiem i nie zapomnieć się ochrzcić. To taka grupa wybranych. Żadni tam jehowi, baptyści czy prawosławni.
Jeśli tego nie uczynimy, tj. nie ochrzcimy się i nie dostąpimy odpuszczenia grzechów w Kk, to zasłużymy na Piekło, które jest oddzieleniem od Boga.
Może trochę przesadzę, ale skoro na świecie żyje tylu ludzi bez chrztu katolickiego, to już oni są w Piekle, ponieważ są oddzieleni od Boga.
Mnie takie myślenie nie leży. To trochę obraża Boga, w którego ja wierzę. Obraża Jego wielkość niepojętą dla rozumu ludzkiego.
Dobra. Teraz już bez głupiego wymądrzania się.
Przechodzimy do sakramentów, czyli widocznych znaków wiary (tej jedynie prawdziwej). Są one niezbędne do zbawienia. [Czyli już chrzest nie wystarczy, żeby być zbawionym!]
W Katechizmie czytamy, że liturgia to kult Kościoła i jest ona dziełem samego Chrystusa. Niedziela jest dniem Pańskim.
Nikt przy tym nie wnika, że Chrystus świętował sabat, który w niedzielę przecież chyba nie wypadał.
Według Katechizmu Chrystus miał ustanowić chrzest.
Jan Chrzciciel chrzcił wcześniej. Wspominał tylko o tym, że forma chrztu się zmieni, że ten, który po nim przyjdzie, będzie chrzcił inaczej, niż on to czyni. Ale sam chrzest już istniał, Chrystus dał się ochrzcić. Jak zatem mógł ustanowić coś, co już istniało i czemu sam się poddał?
Chrzest w Kościele katolickim rozumie się jako inicjację chrześcijańska.
I tutaj zgadzam się! Ale tak samo należy rozumieć chrzest w innych kościołach.
Co innego, jeśli zapytamy o świadomość jednostki, która chrzest przyjmuje. Na łożu śmierci to z pewnością świadoma decyzja, która też zależy od stanu zdrowia konającego. Ale chrzest noworodka?
Katechizm jednak stwierdza, że od najdawniejszych czasów chrztu udzielano dzieciom.
To ja się pytam ciekawie, co oznacza stwierdzenie: od najdawniejszych czasów?
Trochę to zamotane!
A dzieci zmarłe bez chrztu poleca się łasce Bożej! Tak twierdzi Katechizm.
Dlaczego zatem dorosłych umierających bez chrztu tej łasce się nie poleca? A może się poleca, tylko o tym nie mówi.
Mówiłem, że zamotane.
Przejdźmy do bierzmowania.
Bierzmowanie to wzmocnienie chrztu. Ten sakrament miał też ustanowić Chrystus. Chrystus miał też ustanowić sakramenty: eucharystię, pokutę, namaszczenie chorych, kapłaństwo, małżeństwo…
Mam wrażenie, że tak najłatwiej porazić człowieka wierzącego. Jeśli stwierdzamy kategorycznie, że coś ustanowił Chrystus, to raczej dyskusja jest tutaj zbyteczna.
Ale wracajmy do bierzmowania.
Naprawdę trzeba jakiegoś sakramentu (bierzmowanie), który wzmocni działanie sakramentu chrztu?
To tak, jakby stwierdzić, że sakrament chrztu gdzieś tam zawodzi i trzeba mu koniecznie dopalacza w formie sakramentu bierzmowania.
I jeszcze trzeba tu dodać, że sakramentu bierzmowania udziela się ludziom dorosłym.
Rzeczywiście, gimnazjaliści to świetny przykład ludzi dorosłych!
Ci, co nie znają Kościoła, a szczerze szukają Boga, mogą być zbawieni bez chrztu.
No i wychodzi na to, że Ci, co nie znają Kościoła to prawdziwi szczęśliwcy.
A jeśli założę coś takiego, że taki mały świadek Jehowy, który od pierwszych swych dni był i jest świadkiem Jehowy, może być zbawiony. On przecież nie zna Kościoła innego niż tylko swój! Albo wyznawcy takich kościołów, o których ja na przykład nie mam bladego pojęcia? Oni też przecież mogą nie znać mojego Kościoła! 
Ale pędźmy dalej - Eucharystia czeka.
Eucharystię, czyli mszę mogą sprawować tylko kapłani. Musi być przy tym pszenny chleb i wino gronowe. Dlaczego akurat taki chleb i takie właśnie wino? Jeszcze wino gronowe, dobra, winna latorośl to taki symbol, z którym się nie dyskutuje! Ale chleb koniecznie pszenny?
I kolejny sakrament. Komunia święta.
Komunia święta oczyszcza człowieka z grzechów powszednich i chroni przed ciężkimi.
Ale najpierw spowiedź, sakrament pokuty.
Wiadomo, że spowiadamy się z grzechów, tych popełnionych po chrzcie. A grzech to słowo, czyn, pragnienie sprzeczne z prawem Bożym. To obraza Boga. Nieposłuszeństwo.
Grzechy powszednie – lekkie to nieprzestrzeganie norm prawa moralnego odnośnie rzeczy mniej ważnej.
Śmiertelne – ciężkie, gdy wolą i rozumem świadomie sprzeciwiamy się Bogu.
Jeszcze takie wyjaśnienia, że grzech jest aktem przeciw rozumowi i rani naturę człowieka oraz że wszystkie grzechy mają swój początek w sercu, nie w rozumie.
Przynajmniej już wiemy, za co idziemy do Piekła.
Ale co to są sprawy mniej ważne? Gdy Chrystus mówił, jeśli będziecie… w sprawach małych nad wielkimi was postawią czy coś w tym rodzaju. Co miał wtedy na myśli, sprawy ważne czy mniej ważne?
Wynika też z tego tłumaczenia katechizmowego, że jeśli dzieciaczki nie posiadają świadomości tego, co robią dobrze, a co źle, nie grzeszą ciężko. Po co więc im całe to spowiadanie się?
Po co Kościół zaleca spowiadać się też z grzechów lekkich, skoro tylko spowiedź z grzechów ciężkich wystarczy, żeby przyjąć eucharystię?
No i wreszcie moi sztandarowi rozwodnicy – jeśli oni popełnili grzech ciężki, to dlaczego nie mogą się z niego wyspowiadać i przyjąć eucharystii?
No i jeszcze odpusty, to darowanie przez Boga kar doczesnych za grzechy już przebaczone.
Ktoś chce mi tutaj wmówić, że jeśli Bóg przebaczył mi grzechy, to jeszcze może mnie za nie ukarać w życiu doczesnym? Dlatego konieczny jest jakiś tam odpust?
To już wcale nie lekka przesada!
Kiedy Chrystus w ewangeliach mówi o przebaczaniu win, to mówi to do ludzi, jak oni mają przebaczać tym, którzy zawinili przeciwko nim. Nie mówi o żadnej sformalizowanej instytucji, która decyduje o tym czy mój grzech zostanie mi wybaczony czy nie.
Bóg wybacza winy, Bóg wybacza grzechy, Bogu nie potrzeba do tego żadnych pośredników, którzy w konfesjonałach siedzą i rządzą ludzkimi sumieniami, a przy okazji słuchają, co w trawie bożego ludu piszczy.

Popełnianie tych samych grzechów rodzi wady. Naprawiać je można poprzez czyny z miłości.
A nie z jakiejś tam wady charakteru ludzkiego wypływa fakt, że właśnie popełniamy grzech?

Bardzo mi się spodobały te fragmenty: kościół jest ludem kapłańskim. Przez chrzest wierni uczestniczą w kapłaństwie Chrystusa. To wspólne kapłaństwo wiernych.
Bez  biskupów, prezbiterów (księża) i diakonów (ludzie bez święceń kapłańskich) nie można mówić o Kościele
No i proszę, jak to pięknie ułożono. Wszyscy stanowimy lud kapłański, a kościół jest tym ludem, ale jeśli nie będzie wśród nas biskupów, księży i tym podobnych ludzi w powłóczystych szatach, to o kościele nie ma mowy.
A ja, głupi, wciąż myślę za Cieślą z Nazaretu, że tam, gdzie dwóch albo trzech spotyka się w Jego imieniu, to tworzą coś dużo więcej, niż towarzyskie spotkanie
Ktoś chce mi tutaj wmówić, że bez facetów w sutannach kościół jest niemożliwy!
To ja odpowiem tak – u Boga wszystko jest możliwe! Nawet to, że dopuszcza takie katechizmowe brednie. I dopuszcza do tego, żeby tym ludzi karmiono. I dopuszcza do tego, żeby w to ludzie wierzyli! 

Ależ potargane to moje pisanie. Takie są jednak notatki dotyczące tego zagadnienia. Kto będzie chciał głębiej w to wniknąć, na pewno znajdzie czas, żeby dokładniej się przyjrzeć temu, czego tutaj dotykam.

Ja tylko chcę powiedzieć, że trzeba ciągle próbować świadomie podchodzić do pewnych spraw, a nie brać wszystkiego, jak leci, zwłaszcza w kwestiach wiary!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...