Za
co idziemy do Nieba czy niechcianego Piekła do końca nie wiadomo!
Wiadomo co najwyżej, czego nam Kościół zabrania i co nakazuje,
np. zabrania opuszczania Mszy świętej i obowiązek nakłada łożenia na Kościół! Tego na pewno nie wolno ignorować, jeśli do Nieba prostej drogi szukamy!
I wcale nie na marginesie napiszę tylko, że ilustracje do posta zapożyczyłem z Sieci, za co Autorom dziękuję i niech im w życiu się wiedzie!
To,
że każdy z nas grzeszy, to żadna nowina. Różnimy się tylko tym, w
jaki sposób podchodzimy do grzechów i jak grzeszymy. Jedni robi to tak, żeby inni niczego nie wiedzieli, a jeśli już coś tam wychodzi na
jaw, to zaklinają się na niebo i ziemię, że oni by tak nie zrobili.
Inni
nic sobie nie robią z tego, że grzeszą.
Jeszcze
inni starają się z całych sił nie grzeszyć.
Tylko kto wie, co grzechem jest, a co do miana tego
ewentualnie pretenduje?
Za co idziemy do Nieba albo do niechcianego Piekła?
Katechizm
Kk wszystko tłumaczy jak trzeba. Na przykład, w jaki sposób przebaczane są
grzechy? I tu: Przede wszystkim przez chrzest.
To,
że grzech pierworodny chrzest wymazuje, to jeszcze zgoda, ale co taki dzieciak,
który ma kilka tygodni, mógł w tym czasie nagrzeszyć?
No,
chyba że założymy, iż chrzest wymazuje grzechy przyszłe. Nie to nie przejedzie.
Kto
dalej poczyta Katechizm, temu się trochę rozjaśni.
Z
woli Chrystusa kościół posiada władzę odpuszczania grzechów ludziom ochrzczonym
i sprawuje ją przez biskupów i kapłanów w sakramencie pokuty.
No
i jest trochę jaśniej. Kościół może odpuścić ochrzczonym.
A nieochrzczonym?
A
inne kościoły? Czy one mogą odpuszczać grzechy swoim ochrzczonym?
Nie!
Kto chce grzechów odpuszczenia, musi koniecznie zostać katolikiem i nie
zapomnieć się ochrzcić. To taka grupa wybranych. Żadni tam jehowi, baptyści czy
prawosławni.
Jeśli
tego nie uczynimy, tj. nie ochrzcimy się i nie dostąpimy odpuszczenia grzechów w Kk, to zasłużymy na Piekło, które jest oddzieleniem od Boga.
Może
trochę przesadzę, ale skoro na świecie żyje tylu ludzi bez chrztu katolickiego,
to już oni są w Piekle, ponieważ są oddzieleni od Boga.
Mnie
takie myślenie nie leży. To trochę obraża Boga, w którego ja wierzę. Obraża
Jego wielkość niepojętą dla rozumu ludzkiego.
Dobra.
Teraz już bez głupiego wymądrzania się.
Przechodzimy
do sakramentów, czyli widocznych znaków wiary (tej jedynie prawdziwej). Są one
niezbędne do zbawienia. [Czyli już chrzest nie wystarczy, żeby być zbawionym!]
W
Katechizmie czytamy, że liturgia to kult Kościoła i jest ona dziełem samego
Chrystusa. Niedziela jest dniem Pańskim.
Nikt
przy tym nie wnika, że Chrystus świętował sabat, który w niedzielę przecież
chyba nie wypadał.
Według
Katechizmu Chrystus miał ustanowić chrzest.
Jan
Chrzciciel chrzcił wcześniej. Wspominał tylko o tym, że forma chrztu się
zmieni, że ten, który po nim przyjdzie, będzie chrzcił inaczej, niż on to czyni.
Ale sam chrzest już istniał, Chrystus dał się ochrzcić. Jak zatem mógł
ustanowić coś, co już istniało i czemu sam się poddał?
Chrzest
w Kościele katolickim rozumie się jako inicjację chrześcijańska.
I
tutaj zgadzam się! Ale tak samo należy rozumieć chrzest w innych kościołach.
Co
innego, jeśli zapytamy o świadomość jednostki, która chrzest przyjmuje. Na łożu
śmierci to z pewnością świadoma decyzja, która też zależy od stanu zdrowia konającego. Ale chrzest noworodka?
Katechizm
jednak stwierdza, że od najdawniejszych czasów chrztu udzielano dzieciom.
To
ja się pytam ciekawie, co oznacza stwierdzenie: od najdawniejszych czasów?
Trochę
to zamotane!
A
dzieci zmarłe bez chrztu poleca się łasce Bożej! Tak twierdzi Katechizm.
Dlaczego
zatem dorosłych umierających bez chrztu tej łasce się nie poleca? A może się
poleca, tylko o tym nie mówi.
Mówiłem,
że zamotane.
Przejdźmy
do bierzmowania.
Bierzmowanie
to wzmocnienie chrztu. Ten sakrament miał też ustanowić Chrystus. Chrystus miał
też ustanowić sakramenty: eucharystię, pokutę, namaszczenie chorych,
kapłaństwo, małżeństwo…
Mam
wrażenie, że tak najłatwiej porazić człowieka wierzącego. Jeśli stwierdzamy
kategorycznie, że coś ustanowił Chrystus, to raczej dyskusja jest tutaj
zbyteczna.
Ale
wracajmy do bierzmowania.
Naprawdę
trzeba jakiegoś sakramentu (bierzmowanie), który wzmocni działanie sakramentu
chrztu?
To
tak, jakby stwierdzić, że sakrament chrztu gdzieś tam zawodzi i trzeba mu
koniecznie dopalacza w formie sakramentu bierzmowania.
I
jeszcze trzeba tu dodać, że sakramentu bierzmowania udziela się ludziom
dorosłym.
Rzeczywiście,
gimnazjaliści to świetny przykład ludzi dorosłych!
Ci,
co nie znają Kościoła, a szczerze szukają Boga, mogą być zbawieni bez chrztu.
No
i wychodzi na to, że Ci, co nie znają Kościoła to prawdziwi szczęśliwcy.
A
jeśli założę coś takiego, że taki mały świadek Jehowy, który od pierwszych
swych dni był i jest świadkiem Jehowy, może być zbawiony. On przecież nie zna
Kościoła innego niż tylko swój! Albo wyznawcy takich kościołów, o których ja na
przykład nie mam bladego pojęcia? Oni też przecież mogą nie znać mojego
Kościoła!
Ale pędźmy dalej - Eucharystia
czeka.
Eucharystię, czyli mszę mogą sprawować tylko kapłani. Musi być przy tym pszenny chleb i wino
gronowe. Dlaczego akurat taki chleb i takie właśnie wino? Jeszcze wino gronowe,
dobra, winna latorośl to taki symbol, z którym się nie dyskutuje! Ale chleb
koniecznie pszenny?
I
kolejny sakrament. Komunia święta.
Komunia święta oczyszcza człowieka z grzechów
powszednich i chroni przed ciężkimi.
Ale
najpierw spowiedź, sakrament pokuty.
Wiadomo,
że spowiadamy się z grzechów, tych popełnionych po chrzcie. A grzech to słowo,
czyn, pragnienie sprzeczne z prawem Bożym. To obraza Boga. Nieposłuszeństwo.
Grzechy
powszednie – lekkie to nieprzestrzeganie norm prawa moralnego
odnośnie rzeczy mniej ważnej.
Śmiertelne
– ciężkie, gdy wolą i rozumem świadomie sprzeciwiamy się Bogu.
Jeszcze
takie wyjaśnienia, że grzech jest aktem przeciw rozumowi i rani naturę
człowieka oraz że wszystkie grzechy mają swój początek w sercu, nie w rozumie.
Przynajmniej
już wiemy, za co idziemy do Piekła.
Ale co to są sprawy mniej ważne? Gdy Chrystus mówił, jeśli będziecie… w
sprawach małych nad wielkimi was postawią czy coś w tym rodzaju. Co miał wtedy na myśli, sprawy ważne czy mniej ważne?
Wynika
też z tego tłumaczenia katechizmowego, że jeśli dzieciaczki nie posiadają świadomości tego, co
robią dobrze, a co źle, nie grzeszą ciężko. Po co więc im całe to spowiadanie się?
Po
co Kościół zaleca spowiadać się też z grzechów lekkich, skoro tylko spowiedź z
grzechów ciężkich wystarczy, żeby przyjąć eucharystię?
No
i wreszcie moi sztandarowi rozwodnicy – jeśli oni popełnili grzech ciężki, to
dlaczego nie mogą się z niego wyspowiadać i przyjąć eucharystii?
No
i jeszcze odpusty, to darowanie przez Boga kar doczesnych za grzechy już przebaczone.
Ktoś
chce mi tutaj wmówić, że jeśli Bóg przebaczył mi grzechy, to jeszcze może mnie
za nie ukarać w życiu doczesnym? Dlatego konieczny jest jakiś tam odpust?
To
już wcale nie lekka przesada!
Kiedy
Chrystus w ewangeliach mówi o przebaczaniu win, to mówi to do ludzi, jak oni
mają przebaczać tym, którzy zawinili przeciwko nim. Nie mówi o żadnej
sformalizowanej instytucji, która decyduje o tym czy mój grzech zostanie mi
wybaczony czy nie.
Bóg wybacza winy, Bóg wybacza grzechy, Bogu nie
potrzeba do tego żadnych pośredników, którzy w konfesjonałach siedzą i rządzą
ludzkimi sumieniami, a przy okazji słuchają, co w trawie bożego ludu piszczy.
Popełnianie tych samych grzechów rodzi wady.
Naprawiać je można poprzez czyny z miłości.
A
nie z jakiejś tam wady charakteru ludzkiego wypływa fakt, że właśnie popełniamy
grzech?
Bardzo
mi się spodobały te fragmenty: kościół jest ludem kapłańskim. Przez chrzest
wierni uczestniczą w kapłaństwie Chrystusa. To wspólne kapłaństwo wiernych.
Bez biskupów, prezbiterów (księża) i diakonów (ludzie
bez święceń kapłańskich) nie można mówić o Kościele
No
i proszę, jak to pięknie ułożono. Wszyscy stanowimy lud kapłański, a kościół jest
tym ludem, ale jeśli nie będzie wśród nas biskupów, księży i tym podobnych ludzi
w powłóczystych szatach, to o kościele nie ma mowy.
A
ja, głupi, wciąż myślę za Cieślą z Nazaretu, że tam, gdzie dwóch albo trzech spotyka
się w Jego imieniu, to tworzą coś dużo więcej, niż towarzyskie spotkanie…
Ktoś
chce mi tutaj wmówić, że bez facetów w sutannach kościół jest niemożliwy!
To
ja odpowiem tak – u Boga wszystko jest możliwe!
Nawet to, że dopuszcza takie katechizmowe brednie. I dopuszcza do tego, żeby tym
ludzi karmiono. I dopuszcza do tego, żeby w to ludzie wierzyli!
Ależ
potargane to moje pisanie. Takie są jednak notatki dotyczące tego zagadnienia.
Kto będzie chciał głębiej w to wniknąć, na pewno znajdzie czas, żeby dokładniej
się przyjrzeć temu, czego tutaj dotykam.
Ja
tylko chcę powiedzieć, że trzeba ciągle próbować świadomie podchodzić do pewnych spraw, a nie brać
wszystkiego, jak leci, zwłaszcza w kwestiach wiary!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz