Król Lew zebrał
wszystkie zwierzęta w jedno miejsce, narysował na ziemi linię i rozkazał:
Każde, które uważa się za mądre, ma stanąć po tej stronie linii (pokazał, po
której); po tej (też pokazał) ustawią się te zwierzęta, które uważają się za
piękne.
Poza Żabą, wszystkie
zwierzęta szybko się określiły. Żaba natomiast stanęła okrakiem na linii i
stała.
Żabo, zdecyduj się
wreszcie! Przynaglił król.
Łatwo powiedzieć –
odpowiedziała poirytowana Żaba – zdecyduj się! Przecież ja jestem i piękna, i
mądra!
To,
co będzie poniżej, nie dotyczy wyłącznie Polaków, ale najłatwiej na przykładzie
moich rodaków przyjdzie mi wyłożyć to, co o problemie myślę!
Miałem okazję poczytać
ostatnio trochę na temat polonijnej działalności Polaków na emigracji, i nieważne
gdzie. Gdzieś tam Polacy na emigracji walczą o ustanowienie Dnia Polskiego,
gdzieś na obczyźnie obchodzony jest Dzień Polskiego Dziedzictwa, a to znów
hucznie obchodzi się gdzieś na emigracji np. Tłusty Czwartek albo zbiera
podpisy, żeby więcej elementów kultury polskiej było w programach nauczania…
Przykładów może być
wiele. Jednym z nich było spotkanie Polonusów z Wysp Brytyjskich w Melton
Mowbray pod hasłem „Wspólnie zmieniajmy
stereotyp”. Polacy spotkali się całymi rodzinami w barze o wdzięcznej nazwie
The Crown.
Od razu zapytałem
siebie – jaki stereotyp wspólnie mamy na emigracji zmieniać?
Odpowiedź raczej
wszyscy znają, ale czy na pewno chodzi o stereotyp Polaka złodzieja, Polaka pijaka,
Polaka krzykacza, Polaka muła roboczego, Polaka kulturalnego, Polaka
oczytanego, Polaka mądrego, Polaka pracowitego…?
Nie bardzo wiem, o jaki
konkretnie stereotyp zebranym chodziło.
Do tego wiem, że żyjemy
w świecie, w którym każda narodowość ma przypiętą już łatę stereotypu.
Każda mała nacja w
jakimś kraju autochtonów ma przypiętą łatkę stereotypu, poprzez którą
postrzegają ją rdzenni mieszkańcy, którzy z kolei z rdzennością często nie mają
zbyt wiele wspólnego. Dajmy tu za przykład społeczeństwo amerykańskie czy
angielskie. Przecież nawet ślepi i głusi dostrzegają, że w społecznościach tych
szukać rdzennych mieszkańców to często graniczy z absurdem.
Ale nie o tym chciałem…
Polacy z Polonii z Wysp
Brytyjskich nazwali swoje działania „Idź
Pod Prąd”. Fajny tytuł, fajna nazwa. Naprawdę świetnie brzmi. Może dobrze
się sprzedać. Jestem za, bo nieraz już cytowałem Z. Herberta, że z
prądem płyną śmieci.
Skoro jednak zmieniamy
stereotyp(!), to zadbajmy też o to, aby pisać poprawnie pod względem
ortograficznym nazwy organizacji, które na obczyźnie tworzymy albo hasła, pod
którymi się podpisujemy.
Dowiedziałem się też,
że Polacy ci chcą wychowywać swoje dzieci w blasku wyświechtanego już w Polsce
hasła: Bóg – Honor – Ojczyzna. W
Melton zebrali się w pubie, jak już wspomniałem, o wdzięcznej nazwie The Crown. Bez względu na to, jak
wzniosła by nie była nazwa tego miejsca, to raczej w barze głoszenie haseł typu
Bóg – Honor – Ojczyzna, to nie najlepszy pomysł (przynajmniej dla Polaka). To
tak, jakby ktoś w kościele (tylko nie satanistycznym) zaintonował głośno w środku
mszy „Szatan jest królem…”
Ale teraz pytania za
zero punktów:
Po co ci ludzie chcą
wychowywać swoje dzieci w polskiej kulturze, tradycji itp.?
Jak wielu z nich
zdecydowało, że zostają na stałe w nowym kraju?
Jak wielu z nich
złożyło już albo ma zamiar złożyć odpowiednie papiery dla siebie i rodziny o
rezydencję czy też obywatelstwo tego kraju?
Widmo brexitowe z pewnością
takie działania przyspieszyło!
Ci, którzy tak
zdecydowali i złożyli papiery, zadeklarowali jednocześnie, że chcą, aby ich krajem
zamieszkania i życia była właśnie GB, były Stany Zjednoczone Ameryki Północnej,
Niemcy, Australia czy inne miejsce na Ziemi zamieszkane przez ludzi.
Taka decyzja dla
dzieciaków tych ludzi oznacza, że dany kraj staje się ich ojczyzną.
To decyzja na całe
życie, nie na niby, nie na trochę, nie na wybrane aspekty kulturowe z
dziedzictwa kulturowego danego kraju. To nie jest decyzja na pół gwizdka, tylko
na całego!
Jeśli ktoś zdecydował,
na obczyźnie czy jeszcze w Polsce, że wyjeżdża do Wielkiej Brytanii, a później
w tej GB zdecydował, że jest mu tutaj lepiej niż w Polsce, ściągnął całą
rodzinę, to taki Ktoś powinien zdawać sobie sprawę, że pod wieloma względami
wykupił „one way ticket”!
Jego dzieci i on sam
powinni czuć się w nowym miejscu, jak u siebie, jak w ojczyźnie. Krok po kroku
trzeba wtedy niwelować bariery językowe i kulturowe; wtapiać się w nowe, ale
już swoje społeczeństwo. Trzeba stawać się pełnowartościową cząstką nowego, wybranego
przez siebie z własnej i nieprzymuszonej woli, społeczeństwa.
To nowe społeczeństwo
dla kolejnego pokolenia przybyszy będzie ich własnym. Kraj pochodzenia ich
rodziców (dziadków, pra- i prapradziadków), w tym przypadku Polska, może być
dla nich, co najwyżej hobby, pięknym wspomnieniem, miejscem urlopowych odwiedzin
bliskiej czy dalszej rodziny, ale nic poza tym. No, chyba, że dzisiaj jeszcze
przez chwilę dzieci kiedyś same zdecydują inaczej, ale teraz, jako dzieci
decydować nie mogą. Mogą to zrobić wtedy, gdy już dorosną.
I zrobią to z
pewnością!
Nie da się zostać
obywatelem tego i tego kraju, a być Polakiem i mieć ojczyznę Polskę. Ojczyzna
to taka umowa pomiędzy garstką ludzi na danym terytorium. Ambasady, konsulaty i
inne urzędy zagraniczne są po to, aby pilnować interesów danego kraju i swoich
obywateli na obczyźnie. I tyle jest Polski w Anglii, co w murach tych urzędów.
Nie ma tu jednak żadnej polskiej ojczyzny.
Nie
da się zbudować namiastki ojczyzny za granicą tej ojczyzny, bo to głupota.
Jasne, że jestem za
edukacją językową dzieci. Dzieci z polskich rodzin powinny mówić po polsku, ale
też powinny mówić po angielsku, niemiecku i więcej.
Im więcej języków, choćby
pobieżnie znamy, tym mniej barier w sobie nosimy i mniej stereotypów, a
przecież stereotyp ktoś chciał w Melton zmieniać.
Znajomość języków
pozwala też młodym swobodniej decydować, co będą w przyszłości robić.
Ale, zaprawdę powiadam
Wam, nie mam bladego pojęcia, na co dzieciakowi, chodzącemu do angielskiej
szkoły, mającemu angielskich przyjaciół, zachowującemu się i myślącemu jak
Anglik, polska kultura ich ojców, kultywowanie rocznic, obchodzenie po swojemu
znowu umownych świąt, chwała dawno przebrzmiała polskiego oręża.
Na co to przyszłym
Anglikom polskiego pochodzenia, że Jagiełło dokopał Krzyżakom?
Jeśli usłyszy to Litwin,
to powie ‑ wara od Jagiełły, poszukaj sobie sławnego Polaka, Litwina zostaw w
spokoju.
To dobry przykład na
to, że całe ludzkie myślenie typu: Bóg – Honor – Ojczyzna ma dość krótkie
dziejowe nogi.
Po
co dzisiaj dzieciakom mieszać w głowach kulturową papką?
Zadbajmy
o to, aby biegle posługiwały się językiem polskim, do Polski jeździły, a w
przyszłości swojej niech zdecydują czy chcą coś więcej o tym kraju nad Wisłą
wiedzieć i czym dla nich ten kraj nad Wisłą jest i ma być w dorosłym życiu.
I jeszcze jedno hasło
ze wspomnianego spotkania w Melton, a raczej idea, jaka przyświecała zebranym: Polak Polakowi bratem!
Przyznam, że zaintrygowała
ta idea mój skołatany tu umysł.
To dużo mówi o tym,
jacy dla siebie jesteśmy na obczyźnie!
Ale od razu pytam,
dlaczego Polak ma być bratem tylko Polakowi?
A może: Polak bratem
każdego żywego stworzenia? Polak Bliźniemu (bez względu na narodowość) Bratem?
…
Twórcze umysły niech
ruszają do galopu!
Wiem, że znów tylko
dotykam istoty problemu. Nie piszę wyczerpująco, zadaję pytania, a odpowiedzi
mało, za mało jak na problem.
Jednak warto wciąż
pytać, jak bardzo jesteśmy uwikłani w różnego typu umowy – kultura, język,
dziedzictwo, patriotyzm, sarmatyzm itd. – jednego się wstydzimy, o innym
chętnie krzyczymy, ale nikomu na dobre to jeszcze nie wyszło.
I ile bardziej
czulibyśmy się wolni, gdyby to odrzucić!
Dzieci o tym nie myślą
i żyją bardziej niż udający prawdziwe życie dorośli!
Idea chrześcijaństwa
czy innych ogólnoświatowych religii to jest pomysł na życie bez wielu umownych
barier i ograniczeń. Takie idee są ponad kulturami, narodami, społeczeństwami,
interesami grup ludzkich…
To jednak zupełnie inna
sprawa niż poruszona wcześniej!
Reasumując!
Moi rodacy i
przedstawiciele innych narodów, którzy wyjeżdżają z kraju, zostają obywatelami
innego kraju i budują w tej swojej nowej ojczyźnie namiastkę ojczyzny starej,
są, jak ta Żaba z dowcipu – i mądrzy, i piękni.
Problem tkwi jednak w
tym, że tylko oni tak myślą, ponieważ w istocie są… ciągle w rozkroku!
Muszę to jeszcze napisać,
co mi się przypomniało w związku z pisaniem wyrażenia „w rozkroku”. Czy wiecie,
gdzie jest Wygoda?
Jeśli postawicie jedną
nogę w Łomży, a drugą w Zambrowie, to między waszymi nogami właśnie będzie
Wygoda!
Ja
wiem, że życie w rozkroku, to dla mnie żadne życie! A co dopiero wygoda!
PS
Nie
zapominajcie o moich książkach i ich promocji w sieci oraz o tym, że moje
Ustronie czeka na nabywcę!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz