12 marca 2017

W rozkroku...

Król Lew zebrał wszystkie zwierzęta w jedno miejsce, narysował na ziemi linię i rozkazał: Każde, które uważa się za mądre, ma stanąć po tej stronie linii (pokazał, po której); po tej (też pokazał) ustawią się te zwierzęta, które uważają się za piękne.
Poza Żabą, wszystkie zwierzęta szybko się określiły. Żaba natomiast stanęła okrakiem na linii i stała.
Żabo, zdecyduj się wreszcie! Przynaglił król.
Łatwo powiedzieć – odpowiedziała poirytowana Żaba – zdecyduj się! Przecież ja jestem i piękna, i mądra!
To, co będzie poniżej, nie dotyczy wyłącznie Polaków, ale najłatwiej na przykładzie moich rodaków przyjdzie mi wyłożyć to, co o problemie myślę!

Miałem okazję poczytać ostatnio trochę na temat polonijnej działalności Polaków na emigracji, i nieważne gdzie. Gdzieś tam Polacy na emigracji walczą o ustanowienie Dnia Polskiego, gdzieś na obczyźnie obchodzony jest Dzień Polskiego Dziedzictwa, a to znów hucznie obchodzi się gdzieś na emigracji np. Tłusty Czwartek albo zbiera podpisy, żeby więcej elementów kultury polskiej było w programach nauczania…
Przykładów może być wiele. Jednym z nich było spotkanie Polonusów z Wysp Brytyjskich w Melton Mowbray pod hasłem „Wspólnie zmieniajmy stereotyp”. Polacy spotkali się całymi rodzinami w barze o wdzięcznej nazwie The Crown.
Od razu zapytałem siebie – jaki stereotyp wspólnie mamy na emigracji zmieniać?
Odpowiedź raczej wszyscy znają, ale czy na pewno chodzi o stereotyp Polaka złodzieja, Polaka pijaka, Polaka krzykacza, Polaka muła roboczego, Polaka kulturalnego, Polaka oczytanego, Polaka mądrego, Polaka pracowitego…?
Nie bardzo wiem, o jaki konkretnie stereotyp zebranym chodziło.
Do tego wiem, że żyjemy w świecie, w którym każda narodowość ma przypiętą już łatę stereotypu.
Każda mała nacja w jakimś kraju autochtonów ma przypiętą łatkę stereotypu, poprzez którą postrzegają ją rdzenni mieszkańcy, którzy z kolei z rdzennością często nie mają zbyt wiele wspólnego. Dajmy tu za przykład społeczeństwo amerykańskie czy angielskie. Przecież nawet ślepi i głusi dostrzegają, że w społecznościach tych szukać rdzennych mieszkańców to często graniczy z absurdem.
Ale nie o tym chciałem…

Polacy z Polonii z Wysp Brytyjskich nazwali swoje działania „Idź Pod Prąd”. Fajny tytuł, fajna nazwa. Naprawdę świetnie brzmi. Może dobrze się sprzedać. Jestem za, bo nieraz już cytowałem Z. Herberta, że z prądem płyną śmieci.
Skoro jednak zmieniamy stereotyp(!), to zadbajmy też o to, aby pisać poprawnie pod względem ortograficznym nazwy organizacji, które na obczyźnie tworzymy albo hasła, pod którymi się podpisujemy.
Dowiedziałem się też, że Polacy ci chcą wychowywać swoje dzieci w blasku wyświechtanego już w Polsce hasła: Bóg – Honor – Ojczyzna. W Melton zebrali się w pubie, jak już wspomniałem, o wdzięcznej nazwie The Crown. Bez względu na to, jak wzniosła by nie była nazwa tego miejsca, to raczej w barze głoszenie haseł typu Bóg – Honor – Ojczyzna, to nie najlepszy pomysł (przynajmniej dla Polaka). To tak, jakby ktoś w kościele (tylko nie satanistycznym) zaintonował głośno w środku mszy „Szatan jest królem…”

Ale teraz pytania za zero punktów:
Po co ci ludzie chcą wychowywać swoje dzieci w polskiej kulturze, tradycji itp.?
Jak wielu z nich zdecydowało, że zostają na stałe w nowym kraju?
Jak wielu z nich złożyło już albo ma zamiar złożyć odpowiednie papiery dla siebie i rodziny o rezydencję czy też obywatelstwo tego kraju?
Widmo brexitowe z pewnością takie działania przyspieszyło!
Ci, którzy tak zdecydowali i złożyli papiery, zadeklarowali jednocześnie, że chcą, aby ich krajem zamieszkania i życia była właśnie GB, były Stany Zjednoczone Ameryki Północnej, Niemcy, Australia czy inne miejsce na Ziemi zamieszkane przez ludzi.
Taka decyzja dla dzieciaków tych ludzi oznacza, że dany kraj staje się ich ojczyzną.
To decyzja na całe życie, nie na niby, nie na trochę, nie na wybrane aspekty kulturowe z dziedzictwa kulturowego danego kraju. To nie jest decyzja na pół gwizdka, tylko na całego!
Jeśli ktoś zdecydował, na obczyźnie czy jeszcze w Polsce, że wyjeżdża do Wielkiej Brytanii, a później w tej GB zdecydował, że jest mu tutaj lepiej niż w Polsce, ściągnął całą rodzinę, to taki Ktoś powinien zdawać sobie sprawę, że pod wieloma względami wykupił „one way ticket”!
Jego dzieci i on sam powinni czuć się w nowym miejscu, jak u siebie, jak w ojczyźnie. Krok po kroku trzeba wtedy niwelować bariery językowe i kulturowe; wtapiać się w nowe, ale już swoje społeczeństwo. Trzeba stawać się pełnowartościową cząstką nowego, wybranego przez siebie z własnej i nieprzymuszonej woli, społeczeństwa.
To nowe społeczeństwo dla kolejnego pokolenia przybyszy będzie ich własnym. Kraj pochodzenia ich rodziców (dziadków, pra- i prapradziadków), w tym przypadku Polska, może być dla nich, co najwyżej hobby, pięknym wspomnieniem, miejscem urlopowych odwiedzin bliskiej czy dalszej rodziny, ale nic poza tym. No, chyba, że dzisiaj jeszcze przez chwilę dzieci kiedyś same zdecydują inaczej, ale teraz, jako dzieci decydować nie mogą. Mogą to zrobić wtedy, gdy już dorosną.
I zrobią to z pewnością!

Nie da się zostać obywatelem tego i tego kraju, a być Polakiem i mieć ojczyznę Polskę. Ojczyzna to taka umowa pomiędzy garstką ludzi na danym terytorium. Ambasady, konsulaty i inne urzędy zagraniczne są po to, aby pilnować interesów danego kraju i swoich obywateli na obczyźnie. I tyle jest Polski w Anglii, co w murach tych urzędów. Nie ma tu jednak żadnej polskiej ojczyzny.
Nie da się zbudować namiastki ojczyzny za granicą tej ojczyzny, bo to głupota.
Jasne, że jestem za edukacją językową dzieci. Dzieci z polskich rodzin powinny mówić po polsku, ale też powinny mówić po angielsku, niemiecku i więcej.
Im więcej języków, choćby pobieżnie znamy, tym mniej barier w sobie nosimy i mniej stereotypów, a przecież stereotyp ktoś chciał w Melton zmieniać.
Znajomość języków pozwala też młodym swobodniej decydować, co będą w przyszłości robić.
Ale, zaprawdę powiadam Wam, nie mam bladego pojęcia, na co dzieciakowi, chodzącemu do angielskiej szkoły, mającemu angielskich przyjaciół, zachowującemu się i myślącemu jak Anglik, polska kultura ich ojców, kultywowanie rocznic, obchodzenie po swojemu znowu umownych świąt, chwała dawno przebrzmiała polskiego oręża.
Na co to przyszłym Anglikom polskiego pochodzenia, że Jagiełło dokopał Krzyżakom?
Jeśli usłyszy to Litwin, to powie ‑ wara od Jagiełły, poszukaj sobie sławnego Polaka, Litwina zostaw w spokoju.
To dobry przykład na to, że całe ludzkie myślenie typu: Bóg – Honor – Ojczyzna ma dość krótkie dziejowe nogi.
Po co dzisiaj dzieciakom mieszać w głowach kulturową papką?
Zadbajmy o to, aby biegle posługiwały się językiem polskim, do Polski jeździły, a w przyszłości swojej niech zdecydują czy chcą coś więcej o tym kraju nad Wisłą wiedzieć i czym dla nich ten kraj nad Wisłą jest i ma być w dorosłym życiu.

I jeszcze jedno hasło ze wspomnianego spotkania w Melton, a raczej idea, jaka przyświecała zebranym: Polak Polakowi bratem!
Przyznam, że zaintrygowała ta idea mój skołatany tu umysł.
To dużo mówi o tym, jacy dla siebie jesteśmy na obczyźnie!
Ale od razu pytam, dlaczego Polak ma być bratem tylko Polakowi?
A może: Polak bratem każdego żywego stworzenia? Polak Bliźniemu (bez względu na narodowość) Bratem? …
Twórcze umysły niech ruszają do galopu!

Wiem, że znów tylko dotykam istoty problemu. Nie piszę wyczerpująco, zadaję pytania, a odpowiedzi mało, za mało jak na problem.
Jednak warto wciąż pytać, jak bardzo jesteśmy uwikłani w różnego typu umowy – kultura, język, dziedzictwo, patriotyzm, sarmatyzm itd. – jednego się wstydzimy, o innym chętnie krzyczymy, ale nikomu na dobre to jeszcze nie wyszło.
I ile bardziej czulibyśmy się wolni, gdyby to odrzucić!
Dzieci o tym nie myślą i żyją bardziej niż udający prawdziwe życie dorośli!

Idea chrześcijaństwa czy innych ogólnoświatowych religii to jest pomysł na życie bez wielu umownych barier i ograniczeń. Takie idee są ponad kulturami, narodami, społeczeństwami, interesami grup ludzkich…
To jednak zupełnie inna sprawa niż poruszona wcześniej!

Reasumując!
Moi rodacy i przedstawiciele innych narodów, którzy wyjeżdżają z kraju, zostają obywatelami innego kraju i budują w tej swojej nowej ojczyźnie namiastkę ojczyzny starej, są, jak ta Żaba z dowcipu – i mądrzy, i piękni.
Problem tkwi jednak w tym, że tylko oni tak myślą, ponieważ w istocie są… ciągle w rozkroku!
Muszę to jeszcze napisać, co mi się przypomniało w związku z pisaniem wyrażenia „w rozkroku”. Czy wiecie, gdzie jest Wygoda?
Jeśli postawicie jedną nogę w Łomży, a drugą w Zambrowie, to między waszymi nogami właśnie będzie Wygoda!
Ja wiem, że życie w rozkroku, to dla mnie żadne życie! A co dopiero wygoda!

PS

Nie zapominajcie o moich książkach i ich promocji w sieci oraz o tym, że moje Ustronie czeka na nabywcę!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...