16 czerwca 2015

Napisanie pracy zlecę

Proceder pisania prac, od tych zaliczeniowych w szkole średniej po rozprawy doktorskie, nie wiedzieć nikomu, gdzie ma swój początek. Wiadomo tylko, że jest owocem ambicji posiadania coraz to wyższego wykształcenia, a nierzadko i wynikiem chorych ambicji.

Spotkałem kiedyś człowieka, który z pisania prac żył. Twierdził, że ma taką bazę tekstów, że pisanie w większości polega na metodzie „kopiuj – wklej” i odrobinie redakcji. Żaden program tropiący plagiat nie miał prawdopodobnie szans z jego tekstami.
Do tego w każdej większej, np. pracy magisterskiej wrzucał kilka błędów, niby nieistotnych, ale znów nie na tyle błahych, aby ich wykształcona w danej dziedzinie osoba nie wychwyciła. Ani razu nie wpadł, co tłumaczył, że prac tych nikt dokładnie nie czyta, co najwyżej przegląda albo na uczelniach tylu wykształconych ludzi co z kota nawozu.
Przez wklepywanie błędów nie tylko sprawdzał kondycję intelektualną sfer akademickich, ale też skutecznie wiązał ze sobą zleceniodawców. Jeśli np. ktoś nie chciał płacić, prawdziwy autor w każdej chwili mógł udowodnić, że praca jest właśnie jego.
Nie wiem, co się z człowiekiem dzieje, gdzie mieszka, co robi; nie wiem czy w ogóle istniał i istnieje. 
To dobrze, bo nie będę mógł udzielić na jego temat żadnych informacji i żaden wariograf nie zwariuje na punkcie moich prawdziwych odpowiedzi.
Wiem tylko z własnego podwórka, że ludzie zlecają pisanie prac z bardzo różnych powodów: z braku czasu, z braku zainteresowania tematem, kształcą się tylko dla tzw. papierka, często z czystego lenistwa, czasem z powodu nieumiejętności napisania pracy, ale i nierzadko z powodu chorych ambicji.
Spotkałem w życiu osobę, która jawnie stwierdziła, że chyba rozpocznie studia doktoranckie, bo z napisaniem pracy nie ma żadnego problemu. To kosztuje mniej niż jedna wypłata, zakończyła.
Widząc moje oczy, dodała, że to był żart.
Czy żartowała? Nie wiem!
Wiem tylko, że proceder pisania prac na zamówienie trwa w najlepsze.

Dlaczego w sumie ma nie trwać, skoro głupota ma się całkiem dobrze!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...