W bezpośrednich wyborach na różne
szczeble władzy wychodzą czasem szopki, że po fakcie ludzie dochodzą do
wniosku, iż lepiej byłoby wybrać niemowę, żeby tylko nie słuchać wypowiedzi
wybrańców!
Wprawdzie pewien elektryk przyzwyczaił
już Polaków do tego, że zdecydowana ich większość zupełnie nie kumała, o co
mówiącemu chodziło, a obrazkowa wymowa przykładów miała taki rozrzut, jak
odłamki największego szrapnela na świecie.
Od tamtego czasu trochę wody w Wiśle
upłynęło i normą stało się to, że ludzie na stanowiskach często pieprzą trzy po trzy,
nie mając zielonego pojęcia o tym, co mówią.
Ostatnia kampania prezydencka jest
tego dobrym przykładem, kiedy to kandydaci zamieniali się przy wymianie ognia w
ekonomistów. Specjalistom po prostu szczęki opadały.
To nie tylko choroba trapiąca
polityków z tzw. elit. W małych gminach na końcu świata też nie brakuje wójtów
złotoustych, którym żaden elektryk czy historyk nie dorównają.
Tutaj też lepiej byłoby wybrać
niemowę! Co jednak z tego, kiedy do takich wniosków dochodzimy, tradycyjnie, po
fakcie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz