26 stycznia 2016

CZY BURY JEST NAPRAWDĘ AŻ TAK...?

Wynotowałem sobie kiedyś tam kilka newsów medialnych na temat Burego i jego coraz to kolejnych zarzutów. Z tych doniesień wynikało, że facet miał w Polsce władzę nieprzeciętna. Nie tylko w partii swojej, ale nawet w NIK mieszał. Facet o długich, wiele mógł, ciekawe, ile zrobił dla siebie, a ile dla Polski, bo tak chyba trzeba by zważyć jego zasługi.

Z drugiej strony patrząc, to ciekawe ile jednak w tym prawdy, a ile medialnej nagonki, no i ile starań niektórych karłów dziennikarzy działających na zlecenie dzisiaj rządzących, aby odwrócić uwagę tłumu od spraw naprawdę istotnych?
Jako frustrat wyborczy (pokopano mnie nieźle w ostatnich wyborach samorządowych), znający realia działań działaczy partyjnych w terenie (doświadczyłem tego na własnej skórze), wiem, że w szeregach partyjnych nie brakuje cielaków, którym trzeba znaleźć jakiś spokojny kąt. Ten kąt to stanowiska, na które się nie nadają, ale przecież są w partii, więc komu, jak nie im?!
Czasami zatem myślę, że Jan Burym zwany miał właśnie takich cielaków w swoich partyjnych szeregach i kiedy chłopak wypłynął, zaczęli się domagać, żeby i oni mieli co nieco z jego dużego tortu. Może chłopak był szczery, do tego koleżeński (w szeregach jego partii kolega to świętość), próbował więc co nieco cielakom pozałatwiać. I skończyło się tak, jak się właśnie skończyło.
Pamiętacie tzw. lewicowych baronów, których chore ambicje powiozły premiera? A co dopiero posła? Posła to nawet partyjne cielaki mogą puścić w skarpetkach.
Nie wiem, na ile Bury dał się wciągnąć w partyjną gierkę, a ile grał na siebie. To będzie dobrze widać na finiszu sprawy!
Wiem jedno, wspomniałem ‑ sam to przerabiałem, że w partiach urabia się ludzi, żeby w partię wierzyli; żeby wierzyli, że partii wszystko zawdzięczają i w końcu niektórzy wierzą, że partia to więcej niż Bóg!
Teraz napiszę o sobie.
Byłem kiedyś w szeregach partii z symbolem szczęścia na sztandarach. Moja obecność jednak była epizodyczna. Dlatego i wiedza moja w materii tej jest mierna, ale wystarczy, żebym powiedział ‑ głupota!
Wystarczyły trzy lata, abym zauważył, jak wszyscy mnie przekonują, że wszystko zawdzięczam partii. Wkurzało mnie to dość mocno, gdyż dobrze wiedziałem, że to gówno prawda!
Jako wódz małej gminy starałem się partii pomagać!
Jak można partii pomóc?
Załatwić pracowników, żeby np. powiatową siedzibę odnowić, odmalować.
Wykopsać z portfela prywatne fundusze na sztandar, tablicę czy tym podobne bzdety.
Być wiernym prezesowi od powiatu po kraj.
Mówić ludowi gminnemu, że to nie ja, tylko partia!
Milczeć w obliczu sądu, gdy idzie o sprawy partii.
Nie czuć partyjnego szamba na zewnątrz!
Nie słyszeć kłamstw!
Nie myśleć!
Oto przykład pomocy, jakiej trzeba partii!
Wtedy można już śmiało nosić emblemat szczęścia w klapie!
Nie mogłem!
Nie potrafiłem!
Dlatego zaczęły się schody. Nieraz kończyło się nawet zarzutami karnymi za to pomaganie partii i kolegom.
Kopsnąłem to wreszcie i dzisiaj mogę się cieszyć, że w porę to rzuciłem, bo to wstyd, a nie szczęście obnosić się na zielono i być naprawdę zielonym.
Tym właśnie się dzisiaj różnię od Jana, że kiedy jechałem po bandzie prawa, to żaden partyjny cielak nie był tego przyczyną i żaden partyjny byczek nie nakazywał mi tego.
Na koniec przestroga, uważajcie, partyjni, jakim cielakom z szeregów swoich pomagacie. Może się bowiem okazać, jak w moim przypadku, że cielak was wygryzie i zajmie wasze miejsce!

Kto wie czy miejsca Burego nie zajął jeden z cielaków?
W NOCY WSZYSTKIE KOTY SĄ...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...