Gdybym
tak zechciał, ja-gnostyk czy heretyk, wszystkich tych, którzy zaglądają na
mojego bloga, odwiedzić!
Ile
czasu spędziłbym w drodze? Czy w każdym miejscu spotkałbym się z przyjaznym
przyjęciem?
Jeśli
idzie o ostatni tydzień, to musiałbym się udać w drogę po Polsce, USA, Belgii,
Ukrainie, Niemczech, Wielkiej Brytanii, Irlandii, Holandii, Kenii, Kanadzie, ale jeśli
wziąć wszystko, to udałbym się też w drogę po Luksemburgu, Japonii, Rosji,
Chinach, Wietnamie… i jeszcze gdzie.., nie pamiętam, skąd mnie odwiedzaliście.
A
jeśli bym sobie założył, że wezmę kostur wędrowny i ruszę do Was boso po
uświęconej Ziemi, to już na pewno wiem, że guzik by z tego wyszło. Rozum to
jeszcze ogarnia, ale nogi, wątpię!
A
jeśli bym jeszcze dołożył do tego znajomych z FB czy G+ i innych znajomych, z
którymi w sieci się nie spotykam, to już na pewno pogrążyłbym nie tylko nogi,
ale być może i rozum.
Żeby
tak wpaść na chwilę, uścisnąć dłoń, spojrzeć w oczy, zamienić dobre słowo i
ruszać w dalszą drogę. A jeśli wróg by otworzył drzwi swojego domostwa, to krócej
by było i bystro umykać by trzeba do następnego adresu.
Nie
da się!
Życia
nie starczy!
Koniec!
Kropka!
I
to jest właśnie to moje nieszczęście w szczęściu Waszych odwiedzin, że Wy do
mnie wpadacie, a ja Was nie odwiedzę!
Do
niektórych dotrę, ale jeszcze nie jutro i jeszcze nie pojutrze, może nawet za
miesiąc albo za kilka miesięcy.
Ale
dobre jest to moje nieszczęście w moim szczęściu, że znajdujecie czas na to, by
wpaść do mnie na jedno kliknięcie!
I
ja Was właśnie w ten sposób odwiedzam, choć szkoda, że nie z buta!
Pozdrawiam
Was z mojego kąta na Ziemi i życzę samych sukcesów!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz