12 stycznia 2016

Kultura w małej gminie

Gdyby ktoś mnie zaprosił do jury oceniającego najpiękniejszą krowę mleczną, na najlepiej zapowiadającego się cielaka albo na najbardziej przystojnego byczka w takim konkursie bydlęcym, to musiałbym odmówić, bo się na tym nie znam i mógłbym swoją arogancją w temacie obrazić piękną krowę mleczną, nie docenić cielaka lub narazić się byczkowi.

Gdyby ktoś mnie poprosił do zasiadania w komisji oceniającej potrawy, to musiałbym odmówić, bo jestem w tym zielony – jem po to, żeby żyć, a nie, żeby smakować.
Jest jeszcze wiele dziedzin z codziennego życia, na których się nie znam, tylko coś o nich wiem.
Nie pokusiłbym się zatem, żeby oceniać innych za robotę, na której się nie znam.
Co najwyżej mogę trochę powiedzieć o pracach plastycznych czy niektórych filmach, ale to będzie tylko subiektywna ocena, a nie jakieś fachowe omówienie problemu. Wiem, że brak mi tu wiedzy i doświadczenia, i nie znam kryteriów oceny takich dzieł sztuki.
Z czystym sumieniem siadłbym w komisji konkursu recytatorskiego, konkursu krasomówczego czy konkursu na jakąś tam pracę literacką, bo tu mój zasób wiedzy i doświadczenia pozwalają mi ocenić pracę innych i, przy odpowiednim wysiłku intelektualnym, nie krzywdzić swoją oceną innych.
To, co ostatnio się stało w instytucji kultury w małej gminie na końcu świata, gdzie świat się właśnie zaczyna, przy okazji „Przeglądu Kolęd i Pastorałek” poraziło mnie mocno. Pomyślałem też sobie, że tu już wszyscy zgłupieli i nie ze względu na biedę, trzeba stąd szybko wiać.
Z jednej strony pytania do organizatora tegoż pięknego konkursu obrosłego tradycją: Czym się kierował organizator w doborze składu komisji? Fachowością jurorów? Ich wykształceniem w danej materii? Doświadczeniem artystycznym z zakresu muzyki, teatru, plastyki, folkloru…?
Przecież wszyscy wiedzą, że kolędy i pastorałki to swoista kulturowa mozaika skupiająca w sobie wiele dziedzin sztuki, jak to tylko w twórczości ludowej możliwe. A że z twórczości ludowej to wszystko wyrosło, tego już chyba nikomu nie muszę udowadniać!
A zatem nauczyciel muzyki, plastyki, etnograf albo ktoś, kto się para na co dzień działalnością artystyczną mógłby ewentualnie wykonanie kolęd i pastorałek oceniać (jedna osoba ze wspomnianej komisji była na swoim miejscu).
W doborze jury zawiera się zarówno szacunek dla twórcy, jego twórczości, jak również i szacunek dla organizatora. Ocena na zasadzie „podoba… , nie podoba mi się” nie ma nic wspólnego z prawdziwą, mającą znamiona obiektywizmu, oceną. Może co najwyżej posłużyć do dyskusji przy kielichu albo być tematem pustej gadki na proszonym party.
Dlatego nie wiem, zaiste, jakimi kryteriami kierował się organizator konkursu, powołując taki, a nie inny skład komisji. Troską o fachową ocenę twórczości młodych ludzi? Troską o fachową ocenę twórczości w ogóle? A może chciał się wpiąć w nurt uprawiania władzy nowej jakości?
Jak łatwo młodych ludzi zniechęcić do aktywności zbyt płytką oceną ich pracy, wysiłku i twórczości wiedzą tylko ci, którzy z młodzieżą pracują.
Z drugiej strony, to warto zapytać jurorów, czym oni się kierowali, podejmując się oceny twórczości, na której się przecież nie znają? Fachową wiedzą? Życiowym doświadczeniem w danej materii? A może pustym zaspokojeniem swoich ambicji?
Nikt mi przecież nie powie, że członkostwo w parafialnym chórze upoważnia człowieka do oceny twórczości artystycznej z zakresu muzyki, plastyki, ruchu scenicznego! Niech nikt mnie nie przekonuje, że samo przebywanie wśród książek czyni z człowieka wszechwiedzącego!
Jeśli tak dalej pójdzie, to jutro w małej gminie literacką twórczość oceniać będą drwale; pracę rolnika na roli oceniać będzie ksiądz; jakość bydła mlecznego oceniać będzie muzyk, a twórczość słowika oceniać będzie wrona.
***
Przypomniał mi się pewien kawał jeszcze z czasów studiów.
Student zdaje egzamin, ale ciężko mu idzie. Strasznie męczy temat i egzaminującego profesora.
W pewnym momencie profesor wstał, zdjął marynarkę, odsunął krzesło i wszedł pod biurko.
Co pan robi?! Zawołał student.
Niech pan mówi dalej. Odpowiedział profesor. Ja tylko się zniżyłem do pana poziomu!
***
Jak to jest z tym poziomem kultury w małej gminie?
Czy ktoś może wchodzi tu pod biurko, żeby się zniżyć do czyjegoś poziomu, ale żeby się przy tym przypodobać władzy?
Tylko gdzie w tym wszystkim jest młodzież i jej praca, jej zaangażowanie i spontaniczna twórczość?
***
Z działalnością kulturalną w małych gminach jest tak, że ludziom trzeba koniecznie pokazać, jak i co się robi na pewnym poziomie. I nie jest to na pewno poziom poniżej biurka!
I nieważne, kto rządzi!
***
Gdy pracowałem w szkole, udało mi się kilku ludziom pomóc przełamać wstyd i namówić, żeby wyszli ze swoją twórczością poetycką na zewnątrz.
Skończyło się na tym, że przez kilka lat młodzi twórcy poezji z małej szkoły w małej gminie jeździli na finał ogólnopolskiego konkursu poetyckiego „Randka z Erato” do Płocka.
Były przez te kilka lat wyróżnienia, nagrody, ale było coś jeszcze, co pamiętam do dzisiaj. Po każdym rozstrzygnięciu konkursu ci młodzi ludzie mówili mi, że zgadzają się z oceną ich twórczości przez jurorów i nie czują żadnego żalu, że nie wygrali. Przeciwnie, cieszyli się, że mogli usłyszeć fachowe uwagi dotyczące ich twórczości i spotkać się z ludźmi, którzy, powiedzmy to kolokwialnie, na poezji się znają.
Ich próbki literackie oceniali i omawiali poeci, krytycy literaccy, literaturoznawcy…
Młodzi wracali z każdego rozstrzygnięcia konkursu pełni wiary w siebie, znający swoje braki, naładowani wiedzą i chociaż niby przegrali, to czuli, że są wygrani.
Na tym polega fachowa ocena działalności artystycznej młodych ludzi!
Młodym potrzeba takiej właśnie oceny.
***
Młodzieży aktywnej artystycznie w małej gminie na końcu świata nie wystarczy ocena „Fajnie to robicie…”, np. takiego domorosłego gitarzysty jak ja, choć znam takich gitarzystów, którzy mają się za Satrianiego. Ale to tylko ich odczucie!
Młodym potrzeba uwag, fachowej porady, docenienia ich pracy, ale również ukazania deficytów w tym, co robią. Trzeba ich pchnąć do dalszego wysiłku.
Konkursy to dobry moment na tego typu edukację młodzieży artystycznie uzdolnionej, bądź sprawdzającej się na tym polu.
Żeby jednak to osiągnąć, trzeba ludzi znających się na rzeczy.
Tymczasem w składzie komisji wspomnianego konkursu w małej gminie widzę jedną osobę, która może cokolwiek powiedzieć na temat artystycznej działalności młodzieży, choćby ze względu na życiowe doświadczenie zawodowe.
Reszta to totalni laicy!
Tylko, że taki skład jest jak najbardziej na fali władzy nowej jakości, no i taki poprawny politycznie na poziomie gminy.
Kurczę, gdzie jest ta gmina – na poziomie biurka czy już pod?!
***

Wszelkie konkursy to takie specyficzne egzaminy, gdzie egzaminującymi są jurorzy. I wszystko w organizacji polega na tym, żeby to jurorzy wchodzili pod biurko, żeby się znaleźć na poziomie egzaminowanych, a nie o to, żeby musieli się wspinać na biurko, aby dorównać egzaminowanym!
***
A może w tym wszystkim idzie o to, że:
Śpiewać każdy może,
trochę lepiej lub trochę gorzej,
ale nie o to chodzi,
jak co komu wychodzi.
Czasami człowiek musi,
inaczej się udusi, ooo!

Tylko chodzi tu oczywiście o zaspokojenie własnych ambicji z gminnego podwórka!
***
I polecam jeszcze Nowe szaty cesarza, z naciskiem na zachowanie się dorosłych i siłę prawdy dziecka, które nie bało się krzyknąć „Osioł!”, bo przecież osłem był cesarz!

A kim byli dorośli!?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...