Gdyby ktoś mnie zaprosił
do jury oceniającego najpiękniejszą krowę mleczną, na najlepiej zapowiadającego
się cielaka albo na najbardziej przystojnego byczka w takim konkursie bydlęcym,
to musiałbym odmówić, bo się na tym nie znam i mógłbym swoją arogancją w
temacie obrazić piękną krowę mleczną, nie docenić cielaka lub narazić się
byczkowi.
Gdyby ktoś mnie poprosił
do zasiadania w komisji oceniającej potrawy, to musiałbym odmówić, bo jestem w
tym zielony – jem po to, żeby żyć, a nie, żeby smakować.
Jest jeszcze wiele
dziedzin z codziennego życia, na których się nie znam, tylko coś o nich wiem.
Nie pokusiłbym się zatem,
żeby oceniać innych za robotę, na której się nie znam.
Co najwyżej mogę trochę
powiedzieć o pracach plastycznych czy niektórych filmach, ale to będzie tylko
subiektywna ocena, a nie jakieś fachowe omówienie problemu. Wiem, że brak mi tu
wiedzy i doświadczenia, i nie znam kryteriów oceny takich dzieł sztuki.
Z czystym sumieniem
siadłbym w komisji konkursu recytatorskiego, konkursu krasomówczego czy
konkursu na jakąś tam pracę literacką, bo tu mój zasób wiedzy i doświadczenia
pozwalają mi ocenić pracę innych i, przy odpowiednim wysiłku intelektualnym,
nie krzywdzić swoją oceną innych.
To, co ostatnio się stało
w instytucji kultury w małej gminie na końcu świata, gdzie świat się właśnie
zaczyna, przy okazji „Przeglądu Kolęd i Pastorałek” poraziło mnie mocno.
Pomyślałem też sobie, że tu już wszyscy zgłupieli i nie ze względu na biedę,
trzeba stąd szybko wiać.
Z jednej strony pytania do
organizatora tegoż pięknego konkursu obrosłego tradycją: Czym się kierował
organizator w doborze składu komisji? Fachowością jurorów? Ich wykształceniem w
danej materii? Doświadczeniem artystycznym z zakresu muzyki, teatru, plastyki,
folkloru…?
Przecież wszyscy wiedzą,
że kolędy i pastorałki to swoista kulturowa mozaika skupiająca w sobie wiele
dziedzin sztuki, jak to tylko w twórczości ludowej możliwe. A że z twórczości
ludowej to wszystko wyrosło, tego już chyba nikomu nie muszę udowadniać!
A zatem nauczyciel muzyki,
plastyki, etnograf albo ktoś, kto się para na co dzień działalnością
artystyczną mógłby ewentualnie wykonanie kolęd i pastorałek oceniać (jedna osoba
ze wspomnianej komisji była na swoim miejscu).
W doborze jury zawiera się
zarówno szacunek dla twórcy, jego twórczości, jak również i szacunek dla
organizatora. Ocena na zasadzie „podoba… , nie podoba mi się” nie ma nic
wspólnego z prawdziwą, mającą znamiona obiektywizmu, oceną. Może co najwyżej
posłużyć do dyskusji przy kielichu albo być tematem pustej gadki na proszonym
party.
Dlatego nie wiem, zaiste,
jakimi kryteriami kierował się organizator konkursu, powołując taki, a nie inny
skład komisji. Troską o fachową ocenę twórczości młodych ludzi? Troską o
fachową ocenę twórczości w ogóle? A może chciał się wpiąć w nurt uprawiania
władzy nowej jakości?
Jak łatwo młodych ludzi
zniechęcić do aktywności zbyt płytką oceną ich pracy, wysiłku i twórczości
wiedzą tylko ci, którzy z młodzieżą pracują.
Z drugiej strony, to warto
zapytać jurorów, czym oni się kierowali, podejmując się oceny twórczości, na
której się przecież nie znają? Fachową wiedzą? Życiowym doświadczeniem w danej
materii? A może pustym zaspokojeniem swoich ambicji?
Nikt mi przecież nie
powie, że członkostwo w parafialnym chórze upoważnia człowieka do oceny
twórczości artystycznej z zakresu muzyki, plastyki, ruchu scenicznego! Niech nikt
mnie nie przekonuje, że samo przebywanie wśród książek czyni z człowieka wszechwiedzącego!
Jeśli
tak dalej pójdzie, to jutro w małej gminie literacką twórczość oceniać będą
drwale; pracę rolnika na roli oceniać będzie ksiądz; jakość bydła mlecznego
oceniać będzie muzyk, a twórczość słowika oceniać będzie wrona.
***
Przypomniał mi się pewien
kawał jeszcze z czasów studiów.
Student zdaje egzamin, ale
ciężko mu idzie. Strasznie męczy temat i egzaminującego profesora.
W pewnym momencie profesor
wstał, zdjął marynarkę, odsunął krzesło i wszedł pod biurko.
Co pan robi?! Zawołał
student.
Niech pan mówi dalej.
Odpowiedział profesor. Ja tylko się zniżyłem do pana poziomu!
***
Jak to jest z tym poziomem
kultury w małej gminie?
Czy ktoś może wchodzi tu
pod biurko, żeby się zniżyć do czyjegoś poziomu, ale żeby się przy tym przypodobać
władzy?
Tylko gdzie w tym
wszystkim jest młodzież i jej praca, jej zaangażowanie i spontaniczna twórczość?
***
Z
działalnością kulturalną w małych gminach jest tak, że ludziom trzeba
koniecznie pokazać, jak i co się robi na pewnym poziomie. I nie jest to na
pewno poziom poniżej biurka!
I
nieważne, kto rządzi!
***
Gdy pracowałem w szkole,
udało mi się kilku ludziom pomóc przełamać wstyd i namówić, żeby wyszli ze
swoją twórczością poetycką na zewnątrz.
Skończyło się na tym, że
przez kilka lat młodzi twórcy poezji z małej szkoły w małej gminie jeździli na
finał ogólnopolskiego konkursu poetyckiego „Randka z Erato” do Płocka.
Były przez te kilka lat
wyróżnienia, nagrody, ale było coś jeszcze, co pamiętam do dzisiaj. Po każdym
rozstrzygnięciu konkursu ci młodzi ludzie mówili mi, że zgadzają się z oceną
ich twórczości przez jurorów i nie czują żadnego żalu, że nie wygrali.
Przeciwnie, cieszyli się, że mogli usłyszeć fachowe uwagi dotyczące ich
twórczości i spotkać się z ludźmi, którzy, powiedzmy to kolokwialnie, na poezji
się znają.
Ich próbki literackie
oceniali i omawiali poeci, krytycy literaccy, literaturoznawcy…
Młodzi wracali z każdego
rozstrzygnięcia konkursu pełni wiary w siebie, znający swoje braki, naładowani
wiedzą i chociaż niby przegrali, to czuli, że są wygrani.
Na
tym polega fachowa ocena działalności artystycznej młodych ludzi!
Młodym
potrzeba takiej właśnie oceny.
***
Młodzieży aktywnej
artystycznie w małej gminie na końcu świata nie wystarczy ocena „Fajnie to
robicie…”, np. takiego domorosłego gitarzysty jak ja, choć znam takich
gitarzystów, którzy mają się za Satrianiego. Ale to tylko ich odczucie!
Młodym potrzeba uwag,
fachowej porady, docenienia ich pracy, ale również ukazania deficytów w tym, co
robią. Trzeba ich pchnąć do dalszego wysiłku.
Konkursy to dobry moment
na tego typu edukację młodzieży artystycznie uzdolnionej, bądź sprawdzającej
się na tym polu.
Żeby jednak to osiągnąć,
trzeba ludzi znających się na rzeczy.
Tymczasem
w składzie komisji wspomnianego konkursu w małej gminie widzę jedną osobę,
która może cokolwiek powiedzieć na temat artystycznej działalności młodzieży,
choćby ze względu na życiowe doświadczenie zawodowe.
Reszta
to totalni laicy!
Tylko,
że taki skład jest jak najbardziej na fali władzy nowej jakości, no i taki
poprawny politycznie na poziomie gminy.
Kurczę,
gdzie jest ta gmina – na poziomie biurka czy już pod?!
***
Wszelkie
konkursy to takie specyficzne egzaminy, gdzie egzaminującymi są jurorzy. I
wszystko w organizacji polega na tym, żeby to jurorzy wchodzili pod biurko,
żeby się znaleźć na poziomie egzaminowanych, a nie o to, żeby musieli się
wspinać na biurko, aby dorównać egzaminowanym!
***
A może w tym wszystkim idzie
o to, że:
Śpiewać
każdy może,
trochę
lepiej lub trochę gorzej,
ale
nie o to chodzi,
jak
co komu wychodzi.
Czasami
człowiek musi,
inaczej
się udusi, ooo!
Tylko chodzi tu oczywiście
o zaspokojenie własnych ambicji z gminnego podwórka!
***
I polecam jeszcze Nowe szaty cesarza, z naciskiem na zachowanie
się dorosłych i siłę prawdy dziecka, które nie bało się krzyknąć „Osioł!”,
bo przecież osłem był cesarz!
A kim byli dorośli!?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz