To był dobry dzień, ten
dzień, który właśnie mija.
Jak zawsze zaplanowałem
więcej, niżbym zrobić zdołał, a wyszło tak, że stało się więcej, niż
zaplanowałem.
Po kolei i spokojnie!
Jasne, że nie rozwiązałem
wszystkich problemów moich, ale ucieszyłem się, gdy po przebudzeniu się nocą
stwierdziłem, że spadło trochę śniegu, a zatem nastała zima.
Trochę mniej się
ucieszyłem, gdy wyjechałem samochodem i ślisko było, jak jasna cholera. Ale
jakoś tam płynęło na gminnych drogach śliskich i szczęśliwie dotarłem do celu i
z powrotem.
Po południu młodszy syn z
kolegą budowali igloo. Całkiem nieźle im wyszło, ale dach się trochę zapadł.
Choć, jak później się dowiedziałem, to nie jest tragedia, bo sami budowniczowie
tego właśnie chcieli.
Wcześniej udało mi się
pomachać łopatą i śnieg sprzed garażu odrzucić. W ten sposób przysłużyłem się budowniczym igloo, ponieważ materiału budowlanego daleko szukać nie musieli.
Zanim zmrok zdążył zapaść,
dzieciaki skończyły igloo, a ja byłem po wszystkich zabiegach odśnieżania.
Po zapadnięciu zmroku
wyrwałem się z młodszym synem na spacer. Mieliśmy zamiar połamać lód na
rzeczce. Nawet betonowy bloczek nie zdołał jednak lodu połamać. A zatem mróz
nieźle ścisnął.
Za to śniegu było na tyle,
że urządziliśmy sobie bitwę na śnieżki. Oczywiście ostatni, zwycięski, strzał
należał do synka i trafił mnie biednego, poległem zatem w tej walce.
To był dobry dzień.
Przyniósł jeszcze kilak spraw, o których lepiej nie mówić, żeby nie zapeszyć, a
może i lepiej nie mówić, bo po co język strzępić!?
Za oknem biało i cicho. Jest
zatem za co dziękować. Tylko ślepcy nie widzą, co dostają za dnia!
Jasne, że mam zaplanowaną robotę
na wieczór i noc, ale czuję, że niewiele z tego wyjdzie. Zbyt wiele było wrażeń
i bieganiny w ciągu dnia. Mogę najzwyczajniej w świecie zasnąć przed północą.
Nawet jeśli, to dzień był super
i o więcej takich proszę!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz