Chciałem na zakończenie
religijno-filozoficzno-gnostycznego weekendu napisać coś sensownego w tym temacie.
Jednak doszedłem do wniosku, że im dalej w las, tym więcej… Nie da się przeskoczyć
ponad dwóch tysięcy lat ludzkiej myśli, wierzeń i wrzucić to w jeden wpis na blogu.
Odpada!
Niemożliwe!
Religijność, religia,
filozofia, gnoza – tego nie da się streścić czy zasygnalizować. Albo się o tym
mówi i to mówi serio, albo lepiej milczeć i tematu nie ruszać.
Ale próbowałem!
Poległem jednak, gdym
zaczął rozmyślać o początkach gnozy.
To bardzo ciekawy
temat, ale nie na chwilę, tylko może lata. Jak bowiem streścić fakt, że trudno jest
jednoznacznie wskazać źródła gnozy, że trzeba zapuścić się w takie obszary
kultury i religii, jak: chrześcijaństwo i chrześcijański gnostycyzm, judaizm,
zaratusztranizm, mitraizm, orfizm, pitagoreizm i neopitagoreizm, paltonizm i
neoplatonizm…? Do tego jeszcze dorzućmy hellenistyczny judaizm, aleksandryjską
filozofię żydowską, babilońską astrologię, a nawet magię i postępujący na
początku naszej ery fatalizm w świecie zachodnim…
Później trzeba by było
rozpisać się o początkach chrześcijaństwa. O tym, jak szybko uporano się z uporządkowaniem
kanonu i ortodoksji. Zrobiono to sprawnie na synodach i soborach. W ten sposób skutecznie
zamknięto ramy tego, jak należy w danym temacie myśleć i jakie myślenie jest
poprawne. Ci, którzy myśleli odmiennie, stawali się heretykami. Powstawały
kościoły, sekty, gminy religijne… Świat zachodni zaczął się dzielić na wyznawców poprawnej religii i heretyków...
Jak pisać o
gnostycyzmie krótko i zwięźle, skoro nie stworzono tu praktycznie żadnej
jednolitej organizacji? Można wprawdzie mówić w tej kwestii o jakichś zalążkach organizacyjnej
regulacji, jak choćby Kościół Marcjona (manicheizm). Jednak jakieś tam ramy
gnostycyzmu zostały określone dopiero w 1966 roku w Messynie, co żartobliwie
się czasami nazywa synodem gnostyckim.
Czujecie już, jaki to
obszar! Jak bardzo nieopracowany. Ale za to jak bardzo tajemniczy! Jak bardzo
kuszący. Na pewno w miarę upływu czasu będzie coraz bardziej niepojęty i tajemniczy. Czas robi swoje.
Czy warto to roztrząsać?
Człowiek wiary powie, że to bez sensu. Żeby naprawdę wierzyć, wcale nie trzeba wiedzieć.
Po co być, jak ten Tomasz, co musi najpierw zobaczyć? Prawdziwa wiara polega między
innymi na tym, że nie zadajemy niepotrzebnych pytań.
Gnostycy wierzą, iż
mogą się sami zbawić poprzez zdobycie wiedzy i będąc przebudzonymi
ze snu życia na niby. Przebudzonymi przez Boga?
Chrześcijaństwo odrzuca
taką możliwość.
Jakże wielbłąd może
przejść przez ucho igielne?
Człowiek jako istota
niedoskonała, bez Bożej pomocy i łaski, nie potrafi sam siebie zbawić – takie są założenia
religii chrześcijańskiej.
Nie drążę, nie ma sensu.
Inaczej – jest sens, ale nie drążę. Nie chcę nikogo zmęczyć, a może nawet zanudzić.
Tyle, na dobranoc!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz