5 lutego 2018

Skarżą się na mnie [1]

Skarżą się na mnie ci, co mają przeciwko mnie iść w wyborach samorządowych, że zapowiadam jakieś tam zmiany, a to żadne zmiany, bo czy na przykład jest zmianą jakąś fakt, że chcę ukrócić pewien proceder, który rzuca się w oczy, a jest, moim zdaniem, w samorządowej robocie niedopuszczalny. Zwłaszcza wtedy, gdy cierpią na tym sprawy samorządowe. 
Co to takiego jest? Mamy czas! Oby zdrowie było! 

Swego czasu, pamiętam, zrezygnowałem ze wszystkich „pustych” funkcji, którymi w samorządzie mnie „obarczono”. Piszę „obarczono” w cudzysłowie, ponieważ nikt mnie do tego nie zmuszał i nie zmusza żadnego wodza w pięknym kraju nad Wisłą. Niemało jest jednak ludzi, którzy uwielbiają, gdy mogą wpisać w życiorys coraz to nową funkcję. I tak mamy potem np. gminnych prezesów OSP na niby, jakichś tam jeszcze prezesów honorowych czy nie. „Obwieszają” się ludzie tytułami, że hej, a pożytku z nich tyle – jak mawiał tata mojego znajomego – co z kota może być gnoju!
Jeśli mnie społeczność gminy na wodza gminy wybierze, to mam być wodzem gminy, a nie prezesem „na niby”. Niech prezesują ci, co się na sprawie znają, a ja jako wódz mogę im tylko pomagać, a jeśli nie przeszkadzam, to już pomagam bardzo!
No i stało się tak, że zrezygnowałem swego czasu na rzecz fachowców ze wszystkich funkcji społecznych, żeby skupić się na samorządowym nieprzeszkadzaniu tym, co działać chcą i mają na to czas.
Jeszcze napiszę o tym, że wódz gminy musi zasiadać w pewnych gremiach, żeby ludziom pomagać. Ale to już regulują odpowiednie przepisy i nie wódz musi to robić, ponieważ wodzem jest!
Rozpiszę to w kilku odcinkach. Tak będzie jaśniej, choć wcale nie łatwiej dla mnie, i dla odbiorców. W samorządzie jednak idzie często o to, żeby było jasno, choć niekoniecznie łatwo!
Będzie zatem o ludziach, którzy biją się w piersi, że są samorządowcami, a przy tym im nie przeszkadza czerpać dochodów z trzech albo więcej źródeł. I gdy się człowiek przyjrzy wydajności ich pracy samorządowej, to wychodzi z tego, że samorząd traktują jak rolnik dojną krowę. Nie piję tu do rolnika, ponieważ dojnej krowy nie może traktować inaczej, jak tylko dojną krowę. Natomiast samorządowiec, który tak samorząd traktuje, nie ma z rozsądnie i praktycznie myślącym rolnikiem, nic, ale to nic, wspólnego!
Będzie też o samorządowcach i działaczach, którym zależy tylko na tym, aby podczas powitań  przy okazji świąt czy innych uroczystości wymieniano ich funkcję, które rzekomo pełnią. „Rzekomo”, bo na papierze i tylko na papierze!
Będzie w końcu o sprawach, o których nikt nie chce rozmawiać, a o których wszyscy wiedzą i dzieje się takie społeczne przyzwolenie na bylejakość straszną!

Przeplatane to wszystko innymi wisami, np. jak jeszcze dzisiaj o tym, że jestem nieuleczalnie chory! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...