Skarżą się na mnie ci,
co mają przeciwko mnie iść w wyborach samorządowych, że zapowiadam jakieś tam
zmiany, a to żadne zmiany, bo czy na przykład jest zmianą jakąś fakt, że chcę
ukrócić pewien proceder, który rzuca się w oczy, a jest, moim zdaniem, w
samorządowej robocie niedopuszczalny. Zwłaszcza wtedy, gdy cierpią na tym
sprawy samorządowe.
Co to takiego jest? Mamy czas! Oby zdrowie było!
Swego czasu, pamiętam,
zrezygnowałem ze wszystkich „pustych” funkcji, którymi w samorządzie mnie
„obarczono”. Piszę „obarczono” w cudzysłowie, ponieważ nikt mnie do tego nie
zmuszał i nie zmusza żadnego wodza w pięknym kraju nad Wisłą. Niemało jest
jednak ludzi, którzy uwielbiają, gdy mogą wpisać w życiorys coraz to nową
funkcję. I tak mamy potem np. gminnych prezesów OSP na niby, jakichś tam
jeszcze prezesów honorowych czy nie. „Obwieszają” się ludzie tytułami, że hej,
a pożytku z nich tyle – jak mawiał tata mojego znajomego – co z kota może być
gnoju!
Jeśli mnie społeczność
gminy na wodza gminy wybierze, to mam być wodzem gminy, a nie prezesem „na
niby”. Niech prezesują ci, co się na sprawie znają, a ja jako wódz mogę im
tylko pomagać, a jeśli nie przeszkadzam, to już pomagam bardzo!
No i stało się tak, że
zrezygnowałem swego czasu na rzecz fachowców ze wszystkich funkcji społecznych,
żeby skupić się na samorządowym nieprzeszkadzaniu tym, co działać chcą i mają
na to czas.
Jeszcze napiszę o tym,
że wódz gminy musi zasiadać w pewnych gremiach, żeby ludziom pomagać. Ale to
już regulują odpowiednie przepisy i nie wódz musi to robić, ponieważ wodzem
jest!
Rozpiszę to w kilku
odcinkach. Tak będzie jaśniej, choć wcale nie łatwiej dla mnie, i dla odbiorców.
W samorządzie jednak idzie często o to, żeby było jasno, choć niekoniecznie łatwo!
Będzie zatem o ludziach,
którzy biją się w piersi, że są samorządowcami, a przy tym im nie przeszkadza czerpać
dochodów z trzech albo więcej źródeł. I gdy się człowiek przyjrzy wydajności ich
pracy samorządowej, to wychodzi z tego, że samorząd traktują jak rolnik dojną krowę.
Nie piję tu do rolnika, ponieważ dojnej krowy nie może traktować inaczej, jak tylko
dojną krowę. Natomiast samorządowiec, który tak samorząd traktuje, nie ma z rozsądnie
i praktycznie myślącym rolnikiem, nic, ale to nic, wspólnego!
Będzie też o samorządowcach
i działaczach, którym zależy tylko na tym, aby podczas powitań przy okazji świąt czy innych uroczystości wymieniano
ich funkcję, które rzekomo pełnią. „Rzekomo”, bo na papierze i tylko na papierze!
Będzie w końcu o sprawach,
o których nikt nie chce rozmawiać, a o których wszyscy wiedzą i dzieje się takie
społeczne przyzwolenie na bylejakość straszną!
Przeplatane to wszystko
innymi wisami, np. jak jeszcze dzisiaj o tym, że jestem nieuleczalnie chory!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz