Poprzez
lekturę niektórych książek możemy łatwiej zrozumieć specyficzne skundlenie ludzi
dla osiągnięcia korzyści materialnych czy też taniego poklasku na zewnątrz. Łatwiej
zrozumieć tych, co palą dzisiaj stosy i nie widzą w tym nic nagannego, przeciwnie
– uważają to za swoją powinność, a nawet święty obowiązek. Ile ma to wspólnego ze świętością,
widzą ci, którzy potrafią się zatrzymać i sprawy przemyśleć. Łatwiej zrozumieć tych, co zrobią z siebie durniów, aby zyskać kilka punktów wyborczych. Jak bardzo ludzie sami nie widzą siebie, tylko siebie postrzegają poprzez pryzmat innych i dlaczego często jesteśmy świadkami tak zwanych personalnych porażek na tak zwanych stołkach.
Mellibruda
Jerzy, i nie tylko on, twierdzi, że wielu ludzi, usiłując uzyskać lub utrzymać
miłość, aprobatę, sympatię zewnątrz, rezygnuje z wewnętrznej lokalizacji źródła
wartościowania i oceny. [Widać to dość wyraźnie w świecie lokalnej i szerszej polityki]
Ludzie
często nieświadomie lokują swe źródło oceny w innych ludziach, na zewnątrz
siebie.
Nie
zrobię tego, nie będę tak postępował, nie dopuszczę do tego, ponieważ może to sprawić
przykrość innym, których kocham albo lubię… Nie zrobię tego, ponieważ zrażę sobie jakąś tam grupę ludzi. Już lepiej zrobić każdą głupotę, byleby tylko zadowolić innych... Rezygnuję więc z siebie, rezygnuję
ze spełnienia, żeby nie sprawiać przykrości albo nie narażać się na zewnątrz…
I
tak:
Miłość bliźniego jest wartością i
powinnością.
Odróżnianie się od innych jest
niewskazane.
Oszukiwanie innych, zwłaszcza
instytucji i państwa to spryt, zaradność i inteligencja.
Dziewczyna nie powinna narzucać się
chłopakowi.
Nieufność wobec ludzi to dojrzałość
życiowa. [Zakładam zatem, że wszyscy to szuje, bo sam szują jestem i projektuję
to na innych]
Pragnienia i zainteresowania
seksualne są czymś niewłaściwym i wątpliwym moralnie.
Ja do tego dodaję, że zrobię wszystko, nawet się sku..., żeby tylko osiągnąć cel... Jaki? Każdy, jaki tylko śmiertelnikowi przyjdzie do głowy!
Takie
i inne wartości wchłaniamy po drodze życia i traktujemy następnie jako własne.
Nie słuchamy (często i zagłuszamy) wewnętrznego głosu organizmu. To nie
organizm ani my zarządzamy wartościami, tylko wartości zarządzają nami.
Kodeksy
i prawa pisane to nic innego, jak tylko spis wartości, które nie wynikają z
własnych doświadczeń i wewnętrznego źródła wartości czy oceny jednostki. Czy
państwo może wiedzieć, co jest mi potrzebne do szczęścia?
To
są tak zwane wyobrażone wartości. Ludzie tacy jakby nie żyli naprawdę, ale żyli w świecie wyobrażonym, narzuconym im przez opinię zewnętrzną, tradycję, społeczne uwarunkowania...
Ludzie
boją się poddawać tych wartości ocenie, sprawdzianowi, uznają je za niewzruszone
i słuszne.
Wyrzekając
się wewnętrznego źródła wartości i oceny na rzecz oceny innych, np. księdza, wykładowcy czy lokalnego bigota…, tracimy kontakt z własnym i autonomicznym procesem wartościowania
sygnałów organizmu.
Ludzie,
którzy kierują się wartościami niezgodnymi z wewnętrznym ich doświadczeniem, są
jak drzewa bez korzeni albo są ukorzenieni śmiesznie płytko. Tracą ze sobą kontakt.
Tyle
opisu kawałka jednej z książek Mellibrudy (tylko Jerzego).
A
jakiej?
A
co to, blog reklamowy konkretnego pisarza?
Czytajcie
Mellibrudę!
Łatwiej
Wam będzie zrozumieć specyficzne skundlenie ludzi dla osiągnięcia najmniejszej korzyści i pośmiać się wtedy można, patrząc z zewnątrz na szarpaninę innych, którzy kotkiem będąc domowym, lwem koniecznie chcą być!
To
taki dość długi wstęp do moich rozmyślań nad ostatnim budżetem marzeń w małej gminie
na końcu świata, gdzie świat się właśnie zaczyna; budżetem rozpaczy i wyborczej
retoryki.
A
może wyborczej strategii?!
Ale
o tym dopiero, kiedy wrócę z drogi!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz