20 lutego 2018

Skundlenie na własne życzenie

Poprzez lekturę niektórych książek możemy łatwiej zrozumieć specyficzne skundlenie ludzi dla osiągnięcia korzyści materialnych czy też taniego poklasku na zewnątrz. Łatwiej zrozumieć tych, co palą dzisiaj stosy i nie widzą w tym nic nagannego, przeciwnie – uważają to za swoją powinność, a nawet święty obowiązek.  Ile ma to wspólnego ze świętością, widzą ci, którzy potrafią się zatrzymać i sprawy przemyśleć. Łatwiej zrozumieć tych, co zrobią z siebie durniów, aby zyskać kilka punktów wyborczych. Jak bardzo ludzie sami nie widzą siebie, tylko siebie postrzegają poprzez pryzmat innych i dlaczego często jesteśmy świadkami tak zwanych personalnych porażek na tak zwanych stołkach.

Mellibruda Jerzy, i nie tylko on, twierdzi, że wielu ludzi, usiłując uzyskać lub utrzymać miłość, aprobatę, sympatię zewnątrz, rezygnuje z wewnętrznej lokalizacji źródła wartościowania i oceny. [Widać to dość wyraźnie w świecie lokalnej i szerszej polityki]
Ludzie często nieświadomie lokują swe źródło oceny w innych ludziach, na zewnątrz siebie.
Nie zrobię tego, nie będę tak postępował, nie dopuszczę do tego, ponieważ może to sprawić przykrość innym, których kocham albo lubię… Nie zrobię tego, ponieważ zrażę sobie jakąś tam grupę ludzi. Już lepiej zrobić każdą głupotę, byleby tylko zadowolić innych... Rezygnuję więc z siebie, rezygnuję ze spełnienia, żeby nie sprawiać przykrości albo nie narażać się na zewnątrz…

I tak:
Miłość bliźniego jest wartością i powinnością.
Odróżnianie się od innych jest niewskazane.
Oszukiwanie innych, zwłaszcza instytucji i państwa to spryt, zaradność i inteligencja.
Dziewczyna nie powinna narzucać się chłopakowi.
Nieufność wobec ludzi to dojrzałość życiowa. [Zakładam zatem, że wszyscy to szuje, bo sam szują jestem i projektuję to na innych]
Pragnienia i zainteresowania seksualne są czymś niewłaściwym i wątpliwym moralnie. 
Ja do tego dodaję, że zrobię wszystko, nawet się sku..., żeby tylko osiągnąć cel... Jaki? Każdy, jaki tylko śmiertelnikowi przyjdzie do głowy! 

Takie i inne wartości wchłaniamy po drodze życia i traktujemy następnie jako własne. Nie słuchamy (często i zagłuszamy) wewnętrznego głosu organizmu. To nie organizm ani my zarządzamy wartościami, tylko wartości zarządzają nami.
Kodeksy i prawa pisane to nic innego, jak tylko spis wartości, które nie wynikają z własnych doświadczeń i wewnętrznego źródła wartości czy oceny jednostki. Czy państwo może wiedzieć, co jest mi potrzebne do szczęścia?
To są tak zwane wyobrażone wartości. Ludzie tacy jakby nie żyli naprawdę, ale żyli w świecie wyobrażonym, narzuconym im przez opinię zewnętrzną, tradycję, społeczne uwarunkowania... 
Ludzie boją się poddawać tych wartości ocenie, sprawdzianowi, uznają je za niewzruszone i słuszne.
Wyrzekając się wewnętrznego źródła wartości i oceny na rzecz oceny innych, np. księdza, wykładowcy czy lokalnego bigota…, tracimy kontakt z własnym i autonomicznym procesem wartościowania sygnałów organizmu.
Ludzie, którzy kierują się wartościami niezgodnymi z wewnętrznym ich doświadczeniem, są jak drzewa bez korzeni albo są ukorzenieni śmiesznie płytko. Tracą ze sobą kontakt.

Tyle opisu kawałka jednej z książek Mellibrudy (tylko Jerzego).
A jakiej?
A co to, blog reklamowy konkretnego pisarza?

Czytajcie Mellibrudę!
Łatwiej Wam będzie zrozumieć specyficzne skundlenie ludzi dla osiągnięcia najmniejszej korzyści i pośmiać się wtedy można, patrząc z zewnątrz na szarpaninę innych, którzy kotkiem będąc domowym, lwem koniecznie chcą być! 

 To taki dość długi wstęp do moich rozmyślań nad ostatnim budżetem marzeń w małej gminie na końcu świata, gdzie świat się właśnie zaczyna; budżetem rozpaczy i wyborczej retoryki.
A może wyborczej strategii?!
Ale o tym dopiero, kiedy wrócę z drogi!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...