7 lutego 2018

Migawki z życia teraz...

Spotykam z rana, po odwiezieniu syna od szkoły, Panią P. Witam ją serdecznie i otwieram drzwi do sklepu. O, jak dobrze pan wgląda!, mówi mi Pani P., a ja na to zmieszany: Dziękuję, bardzo dziękuję! 
Czuję przypływ energii, szukałem tego od przebudzenia i daremnie szukałem, a tu, pstryk, i jest! Ludzie mnie napędzają niesamowicie, myślę i staram się zachować spokój godny stoików.
Będzie pan startował? – pyta mnie Pani K.

Odpowiadam, że tak, że spróbuję i dodaję jeszcze: ‑ Nic przecież nie tracę, najwyżej będę musiał znów jechać na wygnanie! I pytam siebie od razu, dlaczego Pani K., kobieta ma 89 lat, żyje myślą o wyborach, myśli o mnie? Uśmiecham się do tych myśli, uśmiecham się do Pani K., uśmiecham się do siebie – próżnego po pachy.
Wczorajszego wieczora uważnie patrzyłem na niebo nad Polską i namierzałem konstelację Wielkiej Niedźwiedzicy. Wszystko przez Piaseckiego i jego powieść Kochanek Wielkiej Niedźwiedzicy. Zawsze próbuję nadać głębszy sens swoim myślom. Konstelację znam, namierzyłem ją, myślałem przy tym tyle i na tyle długo, że zdążyłem nieźle zmarznąć.
Dzisiaj mróz wzmógł się na tyle, że na poręczy balkonu wymalował gwiazdki. To będzie dobry czas na oglądanie nieba nocnego, pomyślałem od razu i uśmiechnąłem się. Już wybiegam w przyszłość nocy dzisiejszej, choć wiem, że to grzech, ponieważ nie wiem czy uda mi się nocy doczekać! Wiem jednak, że jeśli tak, to będę szukał sposobu, żeby się z domu wyrwać, iść na małe bezludzie, rzucić się na ziemi swojej matki łono i patrzeć w nocne niebo!
Ech, żeby żył Grisza! Z nim poszedłbym na wódkę, a później by mi pokazał wszystko na mapie nieba. Nikt z moich znajomych nie  potrafi jak on czytać mapy nieba i objaśniać jej innym!
I jadę dzisiaj z rana swoją stalową trumną po drodze asfaltowej, która prowadzi do domu i widzę nagle kolegę, co tam?, przyjaciela. Piaseckiego widzę, ale nie Sergiusza. Zakołowałem zatem swoja trumną stalową, niezgodnie z przepisami, na trotuarze miejskim i wyskakuję się witać. Dobrze cię widzieć, brachu! Cześć! Cześć! A on do mnie  - Startujesz w wyborach? Startuje, co mi tam! Nic przecież nie tracę. Jasne, stary, masz rację, ja tam jestem za tobą. Ja też jestem za tobą – śmiejemy się obaj.
Uśmiechamy się do słońca w ten mroźny poranek. Palimy papierosy i gadamy w najlepsze. Zaparkowałem auto na środku chodnika. Przechodzi kobieta, przedziera się obok auta, przepraszam ja i mówię, że spotkałem kolegę. Uśmiecha się do nas i mówi: –  Dzień dobry! Nie ma sprawy! 
Fajnie jest spotkać z rana uśmiechniętych ludzi! 
Chwile rozmowy mijają, a słońce takie jaskrawe. W pewnym momencie, hajda, każdy w swoją stronę. Najpierw uścisk ręki i znów wsiadam do trumny. A w domu  to już można wszystko spokojnie przemyśleć. I podczas tych przemyśleń wspomnienie wczorajszego wieczoru. Podchodzi do mnie człowiek, z widzenia go znam, ale ani imienia, ani miejsca zamieszkania przypomnieć sobie nie mogę. Po chwili jednak z rozmowy wyjaśnia się, skąd człowiek jest, ale imienia – zabij – nie mogłem sobie przypomnieć.
Startuje w wyborach? ‑ pyta się młody człowiek. Lubię te bezosobowe zwroty. Startuję! – odpowiadam, a on, że to dobrze, że trzeba próbować, bo jestem równy gość.
No i cieszę się bardzo, cholerny próżniak ze mnie, jeszcze dziś się cieszę, choć wcale się nie podniecam tymi pytaniami i tymi zapewnieniami, bo wiem, że w wyborach, jak nigdy, łaska pańska na pstrym koniu jeździ. Planować można dużo. Ile z tego wychodzi, wiedzą ci, co tak planowali.
Śmieję się na samą myśl na spotkania z ludźmi i teraz i w kampanii – lubię się z ludźmi spotykać. I tutaj kolejna sprzeczność we mnie - lubię się z ludźmi spotykać, a przecież jestem odludkiem.
Pani K., przyjaciel, nieznajomy – znajomy i jeszcze tylu innych, jak na przykład ta Pani, którą podwiozłem dzisiaj swoją stalową trumną. To nic, że większość z nich pyta mnie ciągle o jedno.
Wystartuję, a co mi?! A co będzie, to będzie! Ale czuję już dreszczyk, ten dreszczyk niepewności, choć wiem, już dzisiaj wiem, że wcale nie muszę wygrać. Czasami, już to pisałem, przegrywający wygrywa!
Dzisiaj jest jeszcze za wcześnie, żeby o tym myśleć. Patrzę więc w słońce za oknem. Ależ pięknie świeci! Co ja bym zrobił bez Słońca? Pytam się i się śmieję, jak głupi do Słońca!
Czekam na noc gwiaździstą, żeby móc w sobie krzyknąć: Niebo gwiaździste nade mną, prawo moralne we mnie!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...