Gdy czytam o środkach
ostrożności podczas spożywania warzyw i owoców zakupionych w sklepie, tj. o
myciu, wycieraniu, skrobaniu, obieraniu albo jeszcze coś tam, to z lekka uśmiecham się do siebie spod nieistniejącego wąsa.
Ja wiem, że tak trzeba,
bo czymś tam te warzywa i owoce sypią, czymś uzdatniają towar, czymś go
polepszają i upiększają nieustannie, żeby szybko się sprzedał. Wszystko też,
zgodnie z reklamą, jest świeże i zdrowe, choć z tym pierwszym, akurat, to często różnie bywa.
Pomijając to jednak, że
ciągle tam słyszę – myć, czyścić, gotować, żeby się nie zatruć, żeby sobie nie szkodzić, nie wrzucać w siebie chemii, to wtedy
mimochodem uśmiecham się trochę. Uśmiecham się, ponieważ mam wrażenie, jakbyśmy
chcieli odczarować rzeczywistość, której odczarować się nie da. Oszukujemy siebie, wmawiając właśnie sobie, że jemy ekologiczne bez chemii produkty. Myśląc zdroworozsądkowo, to należy jasno stwierdzić, że
wrzucamy w siebie mniej lub więcej chemicznego badziewia przy okazji jedzenia, przy okazji
picia, a nawet oddychania, spania czy biegania.
Jeśli do tego dodamy
genetyczne modyfikacje (przecież takich nie ma) czy to produktów rolnych, czy
zwierząt hodowlanych, to mycie czy nie mycie kupionych w sklepie warzyw nie ma
większego wpływu na naszą zdrowotną kondycję!
Ale jasne, że tak –
myję warzywa, owoce, choć nie panikuję, jeśli mam zjeść owoc poza domem i nie
mam go gdzie umyć. Wpierniczam go na miejscu, jak leci, od ręki!
Widziałem w swoim życiu,
jak się przygotowuje niektóre smakołyki, nawet przez jakiś czas przygotowywałem
zdrową, ekologiczną żywność. Jeśli ktoś mnie zapewnia – to zdrowe, ekologiczne – nic mi nie pozostaje, jak udać że nie słyszę...
Z
przymrużeniem też oka słucham zaleceń, typu – sto razy dziennie myj rączki, pamiętaj
wciąż o higienie, bo świat wokół tak brudny, wszędzie czyhają zarazki!
Szybciej
w tym świecie przetrwam, nie przesadzając z higieną!
Tak
samo we wszystkim innym nie przesadzając zanadto!
Myślicie, że pomidorki na zdjęciach, hodowane na balkonie, były ekologiczne?
Miały takie być, ale po jakimś czasie dowiedziałem się, że rosnąć nie chciały i trzeba było im pomóc.
Przyznam się też po czasie - zjadłem je bez mycia. Tak przy każdym pobycie nieopodal krzaczka, zjadało mi się po jednym dojrzałym pomidorku!
Sprawdzałem nocą - nie świecę!
PS
Znowu nie napisałem, co miałem napisać.
Napiszę jeszcze, napiszę, jak się na mnie skarżą!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz