Od razu napiszę, że wcale
nie myślę, iż tylko kobietom lekkomyślność jest przypisana, a tytuł zaczerpnąłem
żywcem od Starego Doktora.
Trzeba jednak przyznać,
że Korcza dość ciekawie (pamiętajcie, kiedy te teksty powstawały – data wydania
1922) odmalował portret kobiety, powiedzmy…
Dobra, nic więcej, żeby
mi się nie dostało!
Tekst pochodzi, przypominam,
z Sam na sam z Bogiem. Modlitwy tych, którzy
się nie modlą J. Korczaka. Autor opatrzył zbiór takim mottem (też przypominam):
Duszy szeptane tajemnice, które sobie powierzasz, spiąłem klamrą
modlitwy. Wiem, że każdy twór musi z sobą poprzez Boga i z Bogiem przez siebie
życiem świat ogromny splatać. Wiem. Pewien jestem — tak mi, Boże, dopomóż.
A teraz sama modlitwa.
Modlitwa
kobiety lekkomyślnej
Kochany
Boże, tak dawno z Tobą nie rozmawiałam. Może dlatego rzadko się modlę, że nie
lubię klęczeć. Tak, odłożę papieros, ale siedzieć będę na kanapie i patrzeć
będę na kwiaty. Przecież się nie obrazisz, bo Dobrym, Kochanym jesteś Bogiem.
Nigdy mnie nie skrzywdziłeś. A ja tyle razy byłam zła, nieposłuszna. Tyle mam
grzechów.
Patrz
tylko. Chcę się modlić, już mi grzeszna myśl przyszła do głowy. Bo chciałam
powiedzieć:
—
Usiądź sobie, Staruszku, przy mnie — bliziutko — nie bój się, nic ci nie zrobię
— chyba że sam zechcesz. Taki grzech, taka nieczysta myśl.
Dziwna
jestem: nigdy nikomu świadomie krzywdy nie wyrządziłam, chyba niechcący. I
zaraz przepraszam, a jak nie mogę przeprosić, to płaczę, choć wiem, że będę
miała oczy czerwone. Dobrze — niech mam oczy czerwone, będę brzydka, kiedym
taka zła… zła… zła…
Ładna
jestem — prawda? Chyba w tym nie ma nic złego, że mówię szczerze? Sam mnie
stworzyłeś, a wola Twoja jest święta. Czasem nawet trochę żałuję, że nie jestem
brzydka; nie tak znów zupełnie, ale trochę brzydka. Na pewno byłabym
mądrzejsza, posłuszniejsza i lepsza. Choć lepsza to może nie. Czy dobra jestem
— powiedz. Jaka szkoda, że Ciebie widzieć nie mogę: przytuliłabym się do
Ciebie, spojrzała w oczy przymilnie, a Ty byś się uśmiechnął, powiedziałbyś:
„głuptas”. Prawda, że tak byś powiedział?
Nic
nie odpowiadasz, a ja tak bardzo chciałabym wiedzieć, dlaczego tworzysz
brzydkich ludzi. Ja bym wszystkich zrobiła pięknych; i kobiety, i mężczyzn —
nawet ich. Ale o mężczyznach nie będę z Tobą mówiła — sam wiesz dlaczego. —
Patrz: nie jestem zazdrosna. Gdyby wszystkie kobiety były ładne, kochano by
pewnie najmądrzejsze. A ja zupełnie mądra nie jestem. A szkoda.
Czytam
tylko powieści, i to nieuważnie. Wierszy nawet nie lubię. Chociaż nie wierzę,
aby się z książek nabierało rozumu. Już tak się trzeba urodzić.
Dobry,
kochany Boże, ja tak Ciebie lubię. Czasem chciałabym Ci złożyć jakąś ofiarę.
Daję jałmużnę, ale to nie to. Pamiętasz, jak byłam u chorej na tyfus, żeby
przekonać, że Ci ufam; tak strasznie się bałam. Nie śmierci, nie — ale po
tyfusie włosy wychodzą, i w tyfusie można nagadać tyle niepotrzebnych rzeczy.
Jak
Ciebie strasznie ludzie nudzą; każdy o coś prosi, coś mu się od Ciebie należy.
Jak sobie radzisz z tym wszystkim? Myślę czasem, że chyba nie słuchasz, ale
jakżeby to było? Nic dziwnego, że nie wiem: skądże mogę wiedzieć? A zdaje mi
się, że i księża dobrze tego nie wiedzą. Postanowiłam nigdy o nic nie prosić.
Tak jakoś nieładnie: niby się Ciebie kocha, a tu nagle prośba, interes. Ale
cóż, kiedy ja znów nie proszę, ale tak jakoś myślę, że właśnie dlatego spełnisz
moje życzenie.
Prawda,
że i Tobie byłoby nieprzyjemnie, gdybym nie była ładna? Prawda, że Ci się
podobam? Rozumie się, że inaczej niż ludziom; ale jesteś przecie zadowolony,
gdy Ci się uda stworzyć coś pięknego? Głupia jestem, czy może się Bogu coś nie
udać? Wszystko jest takie dlatego, że Ty chcesz.
Tyle
kwiatów rozmaitych wymyśliłeś. A są kwiaty grzeszne. Czerwona, taka bardzo
pachnąca czerwona róża — to grzeszny kwiat. Może nie Ty róże stworzyłeś, tylko
szatan? Nie, to być nie może: więc nie miałbyś tyle mocy, żeby powiędły
grzeszne kwiaty? Biedny Ty, mój Dziaduniu.
Tak
bym czasem chciała pomóc, ulżyć, trochę Cię rozweselić. Bo doprawdy, ciągle
tylko myśleć o biedzie, o cnocie, o sierotach. Nienawidzę plombowania zębów, a
przecież poszłam do dentysty, żeby mi zdrowy ząb zaplombował: umartwić się
chciałam; a ten osioł się śmiał. Co prawda i ja się zaczęłam śmiać; ale z
początku strasznie byłam zła. Pewnie rozgadał wszystkim znajomym. Uch, jakie
plociuchy ci mężczyźni. Nienawidzę ich.
Ja
wiem: Ty każesz przebaczać. Ja im przebaczam, ale to jeszcze gorzej. Kłamcy,
niewdzięcznicy — sto, tysiąc razy gorsi od nas.
Ooo,
dzwonek… To on… Przepraszam Cię… Nie gniewaj się, Boże… Przecież Ty kierujesz
wszystkim… Paaa, Boziu, dziękuję; tak dobrze nam było we dwoje.
No to – Dobranoc!
* Zdjęcie kruka zaczerpnąłem z sieci
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz