Denerwuje mnie w
ludziach pazerność na pieniądze. Wiem, że powinienem być wyrozumiały. W tym
wypadku jednak nie mogę. Zwłaszcza gdy chodzi o robotę w samorządzie czy tak
zwaną działalność społeczną. zaznaczam przy tym wyraźnie - nie denerwują mnie ani ani wysokie zarobki
poszczególnych osób, jeśli idzie za nimi konkretna robota.
Ostatnio skarżył się na
mnie znajomym znany mi samorządowiec, że taki ze mnie łotr, który miał mu
powiedzieć, że jeśli wygram wybory, to zwolni go, ponieważ jest moim oponentem
i gra przeciwko mnie. To chyba logiczne! Wyjaśnić jednak trzeba.
Tak się człowiek
wzburzył tą moją szczerością, że postanowił się skarżyć, jaki to ja okrutny.
Tymczasem chyba zapomniał, że w tej chwili czerpie dochody z trzech źródeł. I
to wszystkie źródła powiązane są z samorządem terytorialnym w Polsce. Wiem też, że
jeśli wygram, to będę mógł, co najwyżej pozbawić go jednego z tych trzech
źródeł dochodu. Jaka tu więc kara albo okrutność moja?! I po co się skarżyć, robić z siebie ofiarę?!
Jasne, że jeśli ktoś
potrafi pracować na trzech etatach, to niech sobie pracuje. Pytam tylko: Jakie
są efekty tak wykonywanych prac? W praktyce wygląda to tak, jak w
przypadku Jakiego – pełni sobie gość funkcję przewodniczącego komisji
„złodziejskiej”, która na „złodziejskiej” reprywatyzacji robi niezły interes.
Do tego jest wiceministrem i nie zamierza przestać. Pobiera pobory wyższe niż premier kraju nad Wisłą. Przy tym jest sprawiedliwy i nieskazitelny, o czym się dowiaduję z każdego jego wystąpienia.
To tylko dwa etaty, a już
trudno sobie wyobrazić, jak facet to godzi.
To też nie jest samorząd.
Ryba się
psuje od głowy. Skoro na górze wolno, to na dole tym bardziej.
Samorządowa robota jest
specyficzna. Człowiek dostrzega i dotyka tutaj bezpośrednio takie problemy, jak
bezrobocie i brak środków do życia, okrutna niezaradność i pospolita bieda. Nie zawsze materialna. Dlatego niedopuszczalne, moim zdaniem, jest
to, aby, jeśli to od samorządowca zależy, jedni pracowali na trzech etatach, a raczej udawali, że wszędzie pracują, a inni
nie pracowali wcale, choć się starają i chcą, i dodajmy jeszcze, że mają predyspozycje i dobre przygotowanie. jakie przeciwwskazania, że pracę podzielić? Rozdzielić na dwie osoby albo nawet na trzy?
Dajmy taki przykład,
być może, nie, z życia wzięty. Pracownik samorządowy pracuje swoje godziny w urzędzie,
oddaje swoją wiedzę i umiejętności w godzinach swojej pracy na użytek petentów.
Po pracy szybko coś zjada i jedzie do drugiej pracy, którą kończy późno, a
czasem i trochę później. Przyjeżdża do domu „zjechany” jak (???) niech każdy
sam sobie… i koniecznie musi przygotować jeszcze, żeby w trzecim miejscu pracy jakoś
tam funkcjonować.
Można?
Oczywiście, że
tak! Dzień, dwa albo tydzień! Po tygodniu natomiast sytuacja jest taka, że tam,
gdzie właśnie pracuje, nie pracuje, trwa. Chce przetrwać do końca i gonić,
gonić dalej.
Mówimy tu o jakości?
Mówimy o zaangażowaniu? Mówimy o wydajności?
Nie ma nawet mowy, żeby
w takich warunkach pracować wydajnie, z zaangażowaniem i efektywnie.
Dlatego chcę, w razie
wygranej, doprowadzić do tego, że skoro pracownik decyduje się na pracę w
samorządzie, powinien poświęcić się jej całkowicie. I jeśli jego praca będzie miała
konkretne efekty, to należy ją nagrodzić odpowiednia płacą.
Znawcy przedmiotu twierdzą,
że efektywność pracy wypływa z predyspozycji jednostki, zadowolenia z wykonywanej roboty, odpowiedniego czasu
wypoczynku i kreatywności.
Pracownik, który nie potrafi wypocząć po swojej
robocie, będzie wypoczywał właśnie w czasie pracy!
Te moje niby reformatorskie
zapędy wynikają z filozofii wschodu, o czym już pisałem. Nie może człowiek wykonywać dobrze dwóch rzeczy na raz. Jeśli tak właśnie robi, to obie robi źle. W danym momencie, życia też,
możemy wykonywać dobrze tylko jedną rzecz, nad którą się skupimy i poświęcimy bez reszty.
Jeśli więc zapowiadam,
że będę chciał ukrócić praktyki pracy pracowników samorządowych w dwóch czy trzech miejscach jednocześnie,
to wcale nie oznacza, że chcę kogoś tam pozbawić źródła utrzymania. Chcę jednym
zapewnić pracę podstawową, a innym pokazać, że nie tylko kasa w życiu się liczy.
No i pokazać jeszcze, że nie są niezastąpieni!
W samorządowej robocie jest
bowiem tak, że nie to, co mamy, ale to, kim jesteśmy i to, jak myślimy i jak postępujemy,
jak pracujemy dla innych, jest istotne!
Pieniądze?
Dzisiaj są ważne.
Dla wielu najważniejsze!
W samorządzie jednak za
pieniędzmi muszą iść jakość, zaangażowanie i efekty pracy! To z pewnością przełoży się na zadowolenie petentów, wyborców, klientów czy odbiorców!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz