7 lutego 2018

No i doigrałem się!

Słońce sprawiło dzisiaj, że poczułem się niczym bóg młody, niczym olimpijczyk i, płynąc na fali, dałem się namówić młodszemu synowi na wyjazd na piłkę nożną, tak, żeby pokopać i trochę się poruszać. No i pojechałem. Na boisku spotkaliśmy kolegów syna i oni zaczęli grać, a ja na spokojnie zacząłem rzucać do kosza – kozłowałem piłką, próbowałem trafiać do kosza i po każdym trafieniu przebiegałem na drugą stronę boiska.

Było dzisiaj dość mroźno i , mimo że biegałem, to jakoś trudno mi było rozgrzać się do spocenia. Patrzę, a obok na boisku chłopaki kopią piłkę, wprosiłem sie zatem do pokolenia dzieciaków. No i zacząłem  nimi wywijać piłkarskie harce. Doszły do nas dziewczyny i z nimi tworzyłem drużynę. Dziewczyny zarzekały się, że nie umieją grać w piłkę. Ja mówię – też nie mogę, więc będzie z nas drużyna. Wygraliśmy 3:2.
Co mnie to zwycięstwo kosztowało, tylko ja wiem. To żadne zwycięstwo ledwo schodzić z boiska!
Ale to był wypad. Cholera by to wzięła! Zaraz chyba się chybnę popatrzeć na gwiazdy na niebie. Ale muszę najpierw napisać to, co napiszę.
Siedzę sobie w domu. Za oknem ciemna noc. Młodszy syn nagle mówi: Ale zjadłbym marchewkę! Cholera, nie ma marchewki. Wszystkie wtranżoliliśmy. No to zbieram się i jadę zakupić marchewkę. Wchodzę na schody sklepu, patrzę sobie pod nogi, spoglądam nagle przed siebie, a tu… ksiądz proboszcz mówi: Dobry wieczór, panie burmistrzu!
(…)
Co było dalej napiszę.
A teraz – Się trzymajcie!

_______
* Zdjęcie śmignąłem z sieci


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...