Zapoznałem się ostatnio
z budżetem małej gminy na końcu świata, gdzie świat się właśnie
zaczyna, na rok 2018 rok. Zapoznałem się też z komentarzami pod tekstem na ten
temat na lokalnym portalu informacyjnym. O komentarzach, a raczej o ich treści,
innym razem. Teraz skupię się na tym, co planuje władza nowej jakości zrobić w
małej gminie w bieżącym właśnie roku.
Przede wszystkim chcę
napisać o swojej radości z powodu tegoż budżetu. Nie obchodzi mnie przy tym czy
uwierzą w radość moją oponenci moi. Najwyżej pewnie się tępo uśmiechną i rzucą
w sieci coś tam ironicznego. Nie da się jednak bić piany z kimś, kto prawdy
objawione zna. A oni je znają – że ja to zło wszelakie, a wódz nowy – zbawienie
dla gminy małej! Wiedzą swoje i tyle!
Cieszę się z tego
budżetu, ponieważ po trzech latach, z kawałkiem jeszcze, ktoś w końcu zaczął
realizować plany sprzed tegoż właśnie czasu.
Cieszę się też z tego,
że, przy uchwalaniu tegorocznego budżetu, nowy wódz w końcu zamilkł na temat
zadłużenia gminy. Miała ona być tak mocno i tak straszliwie zadłużona, że już
nic, tylko siadać i płakać. A tu proszę – tyle inwestycji w roku wyborczym!
Tak zwana kiełbasa
wyborcza?
A może wyborcza
strategia?
W
sumie, jakby to wyglądało, gdyby wódz w takiej chwili gadał o zadłużeniu, a przy tym sam „grzebał”
przy terminie wykupu obligacji (też nie swoim pomyśle), to zadłużenie właśnie zwiększając!?
Jeszcze też cieszę się
z tego, że nagle po trzech latach mała gmina na końcu świata „ozdrowiała
finansowo”. Nagle znalazło się tyle środków na inwestycje.
No proszę – wódz
cudotwórca!
Tyle fajnych
inwestycji! Jestem za!
Tylko znów z drugiej
strony, co to musiało być za ogromne, porażające i przerażające zadłużenie,
skoro w ciągu trzech lat można je było aż tak zredukować?! Ktoś chyba w
przeszłości trochę ludzi straszył, trochę się zasłaniał tanimi kłamstewkami,
kopał innych publicznie…
Nieładnie, oj
nieładnie!
Trzeba by wytłumaczyć
teraz tę trzyletnią mantrę - „brak środków” - powtarzaną do znudzenia wszystkim i
wokoło – „brak środków, bo zadłużenie straszne, nic nie można zrobić; nic nie
mogę zrobić, poprzednik zadłużył tak gminę, że ja już nic nie mogę…! – tak
przecież nowy wódz krzyczał.
To chyba jednak była
strategia, żeby przed wyborami błysnąć. Dość stare i zdarte posunięcie
samorządowców – robić jak najwięcej w roku wyborczym, żeby tylko osiągnąć
reelekcję.
A gdyby tak nowy wódz
przyjął inną strategię, jak np. samorząd małej gminy z lat 2002 – 2006, i co
roku gonił z jedną, dwiema większymi inwestycjami? Wszystko już, co dopiero się zaczyna, pewnie byłoby
skończone, a ty – wodzu – skupiłbyś się na kampanii, a
nie urządzał jej na zebraniach OSP, bo to ani czas, ani miejsce.
I jeszcze mała
dygresja. Jak się okazuje, na tychże zebraniach strażackich nowy wódz obiecuje niektórym
jednostkom nowe samochody. Cholera, co z tym zadłużeniem gminy! Z jednej strony
„żebrze” się o 10 mundurów strażackich dla dużej jednostki, a z drugiej
obiecuje zakup samochodów? Coś mi tu, wodzu, nie gra! Co innego mówisz, co
innego robisz!
Ale, zostawmy to.
Ja jednak i tak cieszę
się, że wódz planuje zrobić coś konkretnego chociaż w tym roku!
No i w końcu cieszę się
z tegorocznego budżetu małej gminy, ponieważ wódz będzie miał okazję się
wykazać! Szczerze życzę powodzenia, bo wódz na tym nie straci, a gmina tylko
zyska! Ja też!
W całej tej mojej
radości jedno mnie niepokoi – duża ilość wszelkiej maści dotacji przy każdej
planowanej inwestycji. Z samorządowego doświadczenia wiem, że z dotacjami jest
tak, jak z jazdą na pstrym wierzchowcu. Jeśli jesteś, wodzu, w tych samych
barwach co „góra”, to może ci się udać. Ale ty wiesz, że nie jesteś. W kampanii
tylko krzyczałeś, że masz przełożenie na „górze”, że wszystkie twoje wnioski
„przejdą na górze jak burza”.
Jak było? Każdy wie!
Jak będzie? Zobaczymy!
Chyba
tylko największe głupki w małej gminie wierzą jeszcze, że dzisiaj kolor zielony
w polskiej polityce robi na kimś wrażenie, a koniczynka w klapie przynosi
ludziom szczęście!
No i znowu wyszło, że
jestem sceptykiem!
Ale jak ja mam wierzyć
komuś, kto przez trzy lata wmawiał ludziom – brak środków, gmina zadłużona, na
nic nie ma środków... i nagle na początku czwartego roku „rzuca” pieniędzmi na lewo
i prawo?!
Jak mam wierzyć komuś,
kto przez trzy lata krzyczał, że rozkradłem gminę, zadłużyłem gminę, rozwaliłem
ją finansowo... a tu po trzech latach, bum, i kasa jest!
W samorządzie jest tak,
że kasa z nieba nie spada. I przez te trzy lata wódz po prostu ludzi mamił
swoją zadłużeniową retoryką! Robił mniej niż niewiele, odsyłał ludzi z
kwitkiem, nie załatwiał spraw – rzekomo brak było środków. Dobrze piszę –
rzekomo – bo środki zawsze były!
Mam zamiar o tym mówić
i będę!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz