8 lutego 2018

Skarżą się na mnie [3]

Zanim zacznę, muszę – lubię filmy J.J.K., bo reżyser pokazuje w nich miejsca, w jakich chciałbym żyć – zgodnie z Nurtem Natury płynąć i być jej częścią. Nie jestem teraz jej częścią, tylko marzę o tym. Zawód aktora to piękna sprawa, ale każdy z nas, w istocie, gra swoją rolę. Jedni nazywają to Życiem, inni Losem, a jeszcze inni Krzyżem.
J.J.K. swoją poetyką przypomina mi i pewnie wielu ludziom zapomnianą boskość. Jesteśmy dziećmi Boga – pamiętamy o tym?
Wracam!

Dość powszechnym obrazem w samorządowej rzeczywistości jest to, że każdy wódz, nawet najmniejszej gminy, obwiesza się błyskotkami i różnej maści stanowiskami. To o czymś tam świadczy, a głównie świadczy o tym, że ludzie są śmieszni i kupują to. Kto to kiedyś powiedział, że człowiek brzmi dumnie?
Kolejny raz powtarzam i robię to w skrócie – wódz każdej małej gminy powinien unikać „zaszczytów” posiadania coraz to nowych funkcji, ponieważ to, czego się podejmuje, świadczy tylko o tym, że bierze się za sprawy, których zupełnie nie kuma. Trudno jest się oprzeć kolejnym tam funkcjom, jakie młodemu wodzowi proponuje samorządowy świat.
W samorządzie gminnym, gdy młody wódz żółtodziób dochodzi do władzy, wszystko go strasznie cieszy. Najmniej go cieszą robota i odpowiedzialność. Za to wszelkie zaszczyty, typu: prezes, członek komisji…, to czysta przyjemność – łechce próżność okrutnie. I zasiadają wodzowie w dziesiątkach różnych komisji, o których działaniu nie mają bladego pojęcia, a może mają aż blade pojęcie. Dajmy dla przykładu działalność OSP. Przyjętym jest zwyczajem, że prezesem gminnych struktur OSP zostaje wódz. Nieważne przy tym czy wódz ten ma na ten temat jakąkolwiek wiedzę. Z reguły jej nie ma, bo nigdy strażakiem nie był. Skoro jednak dają stanowisko prezesa, to godzi się na nie i udaje, że zna się!
Ja też tak robiłem i wiem, o czym piszę. Na początku też chętnie przyjmowałem wszelkie społeczne funkcje i szacun wątpliwy z tymi funkcjami związany. Nie znałem się na tym wcale. Uczyłem się dużo. W końcu zrozumiałem, że to nie ma sensu i zrzekłem się wszelkich takich pustych zaszczytów. Oddałem je tym, którzy temat znali.
Wiem, że takimi lukami moje pisanie zieje, że mało kto zrozumie, o co mi w tym chodzi. Nie piszę jednak dla wszystkich i nie wszyscy muszą…
Wrócę do myśli wczorajszej – spotkałem się z księdzem proboszczem , to jest wodzem parafii. Noc ciemna już zapadła, chociaż późno nie było i jeszcze był czas, żeby do sklepu zajrzeć. Na schodach do sklepu spotkałem księdza proboszcza.
‑ Witam, pana burmistrza! – ksiądz wyciągnął rękę na powitanie.
Uścisnąłem dłoń, nie wiem czy nie za mocno, bo już mi zwracano uwagę, że ściskam mocno rękę. Przyznam, trochę speszony i lekko zaskoczony Mówię do księdza:
‑ Szczęść Boże! Dziękuję za tytuł, bo startuję w tym roku i takie mnie nazywanie może coś przynieść na tak!
I tu elokwencja, umiejętność znalezienia szybkiej, trafnej riposty, inteligencja wrodzona, panowanie nad emocjami dały znać o sobie w odpowiedzi proboszcza:
‑ To tak, jak z pewną kobietą, która kiedyś tam raz stanęła pod … Raz stanie i już ma tytuł na całą resztę życia! – usłyszałem w odpowiedzi i wszystko było jasne, że być wodzem gminy to taka łata życiowa, nie zawsze przyjemna, ale nie musi tak być.
Rozmawialiśmy później o życiu tu i teraz. 
A później pomyślałem, gdy tacy, jak ja i proboszcz ludzie walczą ze sobą, to nie ma wygranych – wszyscy są przegrani.
Co mam na myśli?
A co to, spowiedź?
Z niejednego pieca chleb jadłem. Niejedno widziałem. Mam więcej doświadczenia, choćby z racji wieku, niż ksiądz proboszcz, ale wiem dobrze, że ksiądz proboszcz miał w życiu swoim luksus, że skupiał się na istocie, nie błądził, jak ja, po manowcach życia. 
Lubię w człowieku to, że wie, co chce zrobić.
Takim ludziom pomagać, a nie przeszkadzać, trzeba!
Co z tego chaosu wynika?
Każdy wódz małej gminy powinien ogarniać wszystkie przejawy aktywności ludzkiej i starać się nie przeszkadzać, a gdzie można, pomagać, żeby coraz aktywniej ludzie mówili, co trzeba zrobić na już! 
A i jeszcze o tym - niektórzy skarżą się na mnie, że nie dbam o zaszczyty. 
Co zatem ze mnie będzie za wódz?! 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...