17 kwietnia 2018

Listy do Boga (III)


OBIECUJĘ!
Nie będę Ci, Boże, zawracał zbyt długo głowy swoimi polsko-zadupiastymi problemami. Muszę się jednak komuś wygadać, a ludziom dupy już tym nie idzie zawracać, bo mają tego codziennie w mediach tyle, że w pale się nie mieści!
Pogadam jeszcze raz, dwa, może trzy i będziesz miał mnie z bani.

Nie rozumiem, Boże, tego pieprzonego zakłamania jakim afiszują się publicznie osoby, które – o cherla – mają poparcie większości krajowej publiki! Nijak nie mogę tego pojąć, a jeszcze trudniej to wyrazić.
Wyobraź sobie rozmawiałem niedawno, zdaje mi się, że całkiem niedawno, ale to będzie już pewnie ponad miesiąc temu – dla niektórych to kosmos; dla mnie to też kawał czasu, a napisałem „niedawno”.
Wiem, że nie czepiasz się szczegółów, dlatego sobie pozwalam!
No to gadałem niedawno  z dwojgiem młodych ludzi i ci młodzi ludzie mówili mi, tłumaczyli, że dziś nie warto studiować. Po co, w cholerę, studiować, a później trafić na taśmę w fabryce na Zachodzie. Albo trafić na zmywak – trzeba mieć po to studia?
Ja tam mam tylko średnie i całkiem sobie radzę.
Ja też mam tylko średnie i świetnie zarabiam, nie tak, jak moi znajomi, co studia pokończyli, a teraz są na zasiłku albo pracują za grosze.
Dzisiaj liczy się to, żeby dobrze zarabiać, a to czy masz jakieś studia, to gówno, dosłownie – nic więcej.
No i masz, Dobry Boże, widzisz, jak to wszystko się zmienia!
Są młodzi i pełni życia! Wcale im się nie dziwię. Dziś w sumie to wszystkie studia strasznie spowszedniały, tak spowszedniały studia, jak chleb nasz jest powszedni. Mogły zatem te studia komuś, po prostu, się przejść albo mogą być dla kogoś całkiem nieatrakcyjne!  
Tak sobie myślę, Boże, że oni mogą mieć rację. Ja nie żałuję, że studia kiedyś skończyłem. Choć myślę tu bardziej o samym studiowaniu niż o studiów kończeniu. Muszę tu szczerze przyznać, że orłem nie tylko nie byłem, ale nie próbowałem. Należałem do paczki, która bardziej niż wiedzę, bardziej niż naukę ceniła sobie rozwój ducha – tak studencka bohema, kto nie był – nie zrozumie.
Ale co ja Ci, Boże, będę tłumaczył. Przecież dokładnie pamiętasz, jak to było z tymi moimi studiami!
No i się zagadałem o młodych ludziach, a miałem Ci przecież napisać o polskim zadupiu!
Wiesz, Boże, w Polsce to zawsze jest tak, że ci, co się dorwą do władzy, narzekają na tych, którzy byli przed nimi. Ale żebyś wiedział, jak narzekają! Nie sposób tego opisać. Ostatnio też jakoś tak się złożyło, że ci, co dzisiaj u władzy, strasznie tych wczoraj u władzy nie lubią, nie znoszą, nie cierpią. Wciąż ich krytykują! No, byli przed tymi, co dzisiaj właśnie są, więc im się dostaje. Ci, co dzisiaj są, mówią na tych, co wczoraj, że to była klika, mafia, masoni, kolesie i w tym tonie – można tym, co mówią, śmiało dzieci straszyć po nocach. Tak strasznie było wczoraj, że szkoda nawet gadać. A teraz jest tak pięknie, że gadać nie wypada!
A mnie się zdaje, Boże, że te wczorajsze paskudy podobne były do tych, co dzisiaj dzierżą władzę. Różnili się tym z pewnością, że swoim pomników nie stawiali, pomników nie burzyli, nie uświęcali zmarłych, bo to Twoja sprawa.
Ogólnie rzecz biorąc, mniej wpierniczali się w Twoje sprawy, a i urzędnicy Twoi znali swoje miejsce.
A teraz to tak to widzę, jakbym się cofnął w czasie i znalazł się znowu w krainie, gdzie kwitnie kult jednostki. I nie jest mi z tym dobrze – z tym cofnięciem się w czasie. Nie jest mi dobrze, Boże, gdy księża i biskupi poświęcają kamienia, każą kamieniom się kłaniać, że ministrowie, prezydent tłumaczą się w mediach, które miały Ciebie, Boże, przede wszystkim promować, a promują maluczkich ze świata polityki.
Zobacz, jak się powtarzam!
SKS, Boże, SKS!?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...