Jak cię widzą, tak cię
piszą – kto tego nie zna! A ilu przy tym przejmuje się strasznie, żeby widziano
go dobrze i jeszcze lepiej o nim pisano! Wielu gotowych jest zrobić wszystko,
nawet zaprzeć się samego siebie – swoich poglądów i przekonań – żeby go tylko
dobrze widziano. Pełne salony kosmetyczne i fryzjerskie mówią tu same za
siebie, jak bardzo poważnie podchodzimy do wyglądu.
Takie czasy – to wygląd
decyduje, żeby cię dobrze widzieli i jeszcze lepiej o tobie pisali. Takie
czasy, że wyglancowany goguś z pustką w głowie jest dziś dożo poważniej
traktowany, niż mędrzec o zaniedbanym wyglądzie.
Gdzież te czasy
starożytne, kiedy to ludzie w drugim człowieku szukali piękna mądrości, a nie
zwracali uwagi na jakość wyglądu!?
Nie wrócą te czasy!
Daremne żale! Na nic łzy i tęsknota! Nie wrócą!
Wystarczy popatrzeć na
przedstawicieli świata polityki czy lobbingu, żeby się przekonać, jak wygląd i
układy decydują o pozycji jednostki. W głowie przeciągi, ale to nieistotne przy
nienagannym wyglądzie i manierach salonowca.
Lepiej jest w świecie
nauki, gdzie większy nacisk kładzie się przede wszystkim na zawartość głowy.
Ale któż dzisiaj podziwia zawartość głowy naukowców i traktuje ich poważnie? Na
podziw mas zasługują teraz modnie ubrani politycy czy gwiazdy małego ekranu
(dużego też!).
Czas przechodzić do
meritum sprawy. Miałem przecież od początku pisać o socjotechnice, czyli o
dziedzinie zajmującej się tłumaczeniem ludziom, jak powinni się zachowywać i
ubierać, żeby widziano nas dobrze i tak też pisano o nas. A dokładnie miałem zająć
się przede wszystkim ludzkimi nogami i przebieraniem nimi w różnych życiowych sytuacjach.
Przyglądam się zawsze
temu, jak osoby publiczne występują również publicznie, jak stoją, zachowują
się, mówią, jakie gesty wykonują (wykluczamy tu gest Kozakiewicza). Przyznam tu
bez bicia, że najbardziej interesują mnie te sprawy w odniesieniu do
establishmentu z małej gminy na końcu świata, gdzie świat się właśnie zaczyna.
Nie będzie żadnych
personaliów, nie będzie nawet określenia płci, choć tej ostatniej będzie można
się dość łatwo domyślić.
Widzę czasem wybrańców
w mojej gminie postawę na baczność. To postawa neutralna do sytuacji, bez wyrażania
tego czy ktoś ma chęć zostać, czy też odejść, czy jestem czymś zainteresowany, czy
mam to w dupie.
Widziałem notabli stojących
z szeroko rozstawionymi nogami, co w mowie ciała oznacza eksponowanie krocza.
Jakby ktoś chciał powiedzieć: ‑ Widzisz, jaki (-a) jestem powabny (-a), jak
pięknie się prezentuję. Tylko mnie pragnąć i
marzyć o mnie. No i pewnie brać!
Ale też widzę
zasłanianie dłońmi tego i owego, jakby się ludzie bali, że mogą im coś tam
urwać albo wstydzą się srodze, że nie ma się czy chwalić.
A stopa do przodu, to
tak, jakby chcieli się urwać, a tu się wyjść nie da – osoba publiczna i funkcje
publiczne wypełnia.
W końcu widzę na
zdjęciach krzyżowanie nóg i nożyczki z nóg, co nie jest dobrą oznaką – to
zwiększenie dystansu, to znak, że nie mam nic do powiedzenia, ale zostać muszę,
bom przecież człek publiczny. Męczarnia, widać męczarnię. I chcę, i się boję!
Ale stawiam na „boję”.
Jeszcze jakieś tam
krzyżowanie rąk (choć miało być tylko o nogach), które pewnie niektórzy uważają
za oznaki dumy z powodu zajmowanego stanowiska. Ale to tylko tak się zdaje, a
oznacza zupełnie co innego. Jest takie przysłowie: Kiedy ciało się zamyka, zamyka się też umysł…
I to w sumie wystarczy
na temat tego, co widać na zdjęciach i w wystąpieniach wielkich z mojej małej
gminy na końcu świata, gdzie świat się właśnie zaczyna.
A na pytanie z tytułu
odpowiem, że NIE!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz