8 kwietnia 2018

Uczyć się


Bezużyteczną rzeczą jest uczyć się, lecz nie myśleć, a niebezpieczną myśleć, a nie uczyć się niczego.
Tyle chińskie przysłowie.
Jak piszę posty albo raczej, jak – moim zdaniem – teksty powinno się pisać. I znów moim zdaniem, przydaje się do tego podstawowa wiedza szkolna, ciągłe uczenie się i myślenie.

Wiadomo, że na początku trzeba mieć temat albo – jak kto woli – pomysł.
Kiedy już taki temat albo pomysł mam, siadam do odręcznego sporządzenia planu tekstu. Następnie czynność pisania. Tutaj też często (nie zawsze) piszę odręcznie, a dopiero później przepisuję tekst na komputerze. To daje mi możliwość pierwszych poprawek, czyli pierwszej redakcji tekstu.
Chwila oddechu, np. mała kawa i siadam do ponownego czytania tekstu oraz jego redakcji, czyli znowu mniejszych lub większych poprawek.
Znów robię sobie jakąś tam przerwę (czasem nawet dzień albo więcej, żeby nabrać dystansu), a później powtarzam powyższe czynności.
Teraz daję sobie jakiś czas na wymyślenie tytułu. Czasem wymyślam ich kilka i wybieram jeden (pewnie najgłupszy).
No i przychodzi czas na decyzję o publikacji tekstu, co u mnie oznacza najczęściej „wrzucenie” go do sieci na swoim blogu.
Staram się też, aby każdy post miał rozmiar, co najmniej, stronę znormalizowanego maszynopisu, tj. 1800 znaków na stronie (w tym spacje i interpunkcja). Jest tego często dużo więcej, co wynika pewnie z mojej gadatliwości i nieumiejętności jeszcze (ale się uczę) zwięzłego wyrażania myśli, co – moim zdaniem – jest wielką sztuką.
Czy zawsze tak jest? 
Oczywiście, że nie. 
Sam wymyślam, piszę i poprawiam teksty, a to dla samego tekstu i jego treści nie jest najlepsze. W ten sposób nie da się uniknąć błędów czy ramoty. Wiecie pewnie, że najgorzej być adwokatem w swojej sprawie. Najlepiej byłoby, gdyby na pewnym etapie tworzenia tekstu mogła się z nim zapoznać osoba postronna i wypowiedziała swoje zdanie na ten temat.
Trzeba siebie pochwalić, bo kto to zrobi, jeśli nie ja. 
Odczuwam satysfakcję, gdy pomyślę, że powyższy proces pisania (bardziej lub mniej okrojony, bywają bowiem i teksty pisane „na gorąco”) przeszedłem już grubo ponad 1000 razy. Takie powtarzanie to dla mnie świetna nauka pisania. Pamiętam jednak zawsze, żeby przy tym powtarzaniu nie zabrakło świadomości i myślenia, ponieważ samo w sobie powtarzanie, bez myślenia, może bardzo łatwo zmienić się w automatykę wykonywania pewnych czynności.
No to tyle na temat mojej codziennej pracy, z której – poza satysfakcją – na razie mam tyle, co Zabłocki mydła.
Bywajcie!
A, no i jeszcze to, że tego tekstu nie będę poprawiał trzy razy, co najwyżej dwa.
I jeszcze to, że pisanie jest dla mnie świetną nauką, zwłaszcza podczas obcowania z treścią tematów, które próbuję lepiej lub gorzej opisać. 
I byłbym zapomniał - cieszę się, jak cholera, że jest ileś tam osób, które chcą to czytać! 
Jeszcze raz: - Bywajcie!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...