Bezużyteczną rzeczą
jest uczyć się, lecz nie myśleć, a niebezpieczną myśleć, a nie uczyć się
niczego.
Tyle chińskie
przysłowie.
Jak piszę posty albo
raczej, jak – moim zdaniem – teksty powinno się pisać. I znów moim zdaniem,
przydaje się do tego podstawowa wiedza szkolna, ciągłe uczenie się i myślenie.
Wiadomo, że na początku
trzeba mieć temat albo – jak kto woli – pomysł.
Kiedy już taki temat
albo pomysł mam, siadam do odręcznego sporządzenia planu tekstu. Następnie
czynność pisania. Tutaj też często (nie zawsze) piszę odręcznie, a dopiero
później przepisuję tekst na komputerze. To daje mi możliwość pierwszych
poprawek, czyli pierwszej redakcji tekstu.
Chwila oddechu, np.
mała kawa i siadam do ponownego czytania tekstu oraz jego redakcji, czyli znowu mniejszych lub większych poprawek.
Znów robię sobie jakąś
tam przerwę (czasem nawet dzień albo więcej, żeby nabrać dystansu), a później powtarzam powyższe czynności.
Teraz daję sobie jakiś
czas na wymyślenie tytułu. Czasem wymyślam ich kilka i wybieram jeden (pewnie
najgłupszy).
No i przychodzi czas na
decyzję o publikacji tekstu, co u mnie oznacza najczęściej „wrzucenie” go do sieci na swoim blogu.
Staram się też, aby
każdy post miał rozmiar, co najmniej, stronę znormalizowanego maszynopisu, tj.
1800 znaków na stronie (w tym spacje i interpunkcja). Jest tego często dużo
więcej, co wynika pewnie z mojej gadatliwości i nieumiejętności jeszcze (ale
się uczę) zwięzłego wyrażania myśli, co – moim zdaniem – jest wielką sztuką.
Czy zawsze tak jest?
Oczywiście, że nie.
Sam wymyślam, piszę i poprawiam teksty, a to dla samego
tekstu i jego treści nie jest najlepsze. W ten sposób nie da się uniknąć błędów czy
ramoty. Wiecie pewnie, że najgorzej być adwokatem w swojej sprawie. Najlepiej byłoby, gdyby na pewnym etapie tworzenia tekstu mogła się z
nim zapoznać osoba postronna i wypowiedziała swoje zdanie na ten temat.
Trzeba siebie pochwalić,
bo kto to zrobi, jeśli nie ja.
Odczuwam satysfakcję, gdy pomyślę, że powyższy proces pisania (bardziej lub mniej okrojony, bywają bowiem i teksty pisane „na gorąco”) przeszedłem
już grubo ponad 1000 razy. Takie powtarzanie to dla mnie świetna nauka pisania.
Pamiętam jednak zawsze, żeby przy tym powtarzaniu nie zabrakło świadomości i myślenia,
ponieważ samo w sobie powtarzanie, bez myślenia, może bardzo łatwo zmienić się w automatykę
wykonywania pewnych czynności.
No to tyle na temat mojej
codziennej pracy, z której – poza satysfakcją – na razie mam tyle, co Zabłocki mydła.
Bywajcie!
A, no i jeszcze to, że tego
tekstu nie będę poprawiał trzy razy, co najwyżej dwa.
I jeszcze to, że pisanie
jest dla mnie świetną nauką, zwłaszcza podczas obcowania z treścią tematów, które
próbuję lepiej lub gorzej opisać.
I byłbym zapomniał - cieszę się, jak cholera, że jest ileś tam osób, które chcą to czytać!
Jeszcze raz: - Bywajcie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz