20 kwietnia 2018

Moje pisanie kalekie


Kiedyś ukułem ze słów takie określenie – moje wiersze kalekie. Jakaś skromność pewnie podsunęła mi tę myśl, choć jestem przekonany, że każdy twór, jaki wychodzi spod pióra danego człowieka nie jest ani lepszy, ani gorszy od innych. Jest po prostu odbiciem jakieś życiowej chwili, jakąś kalką chwili życia wewnętrznego jednostki.
Dopiero pewne ludzkie schematy, swoista społeczna umowa nakazały klasyfikowanie poszczególnych utworów literackich bądź na jakichś tam szczytach, bądź na peryferiach krytyki – nazywanie czegoś ramotą to też taka ludzka umowa.

Jak z przymrużeniem oka traktujemy dziś poezję religijną z przeszłości, w której twórcy wykorzystywali nagminnie tzw. rym częstochowski – prosty, niewyszukany, a jednocześnie śpiewny i tak bliski człowiekowi, który szuka wytchnienia.
Całe disco polo, country t tym podobne rodzaje muzyki opierają sie właśnie o tę prostotę środków poetyckich wyrazu i treści. I choć tak wielu się od tego odcina, tak wielu to krytykuje, odmawia artyzmu, to koncerty takiej właśnie muzyki cieszą się wielką popularnością. Mogę się tutaj założyć, że gdyby z tych koncertów zrobiono coś na kształt balów maskowych, to na koncertach disco polo czy pięknej muzyki cygańskiej znalazłoby się wielu tzw. klasyków muzyki, przedstawicieli tzw. sztuki wzniosłej, muzyki niby prawdziwej, prawdziwszej niż disco polo.
Pamiętam, nie  ‑ czytałem gdzieś o tym – jak wyglądały początki Presleya czy Beatlesów. O, jak na nich psy wieszano, jak ich odżegnywano od czci muzycznej i wiary, zarzucano niemalże muzyczny prymitywizm, a w zachowaniu na scenie nawet wyuzdanie…
A później co było? Chyba nie trzeba mówić!
Przypominam też sobie z literatury nędze Van Gogha, niezrozumienie wielu malarzy przez im współczesnych. O literatach takich ‑ Norwid – przyjdzie jeszcze mi pisać, jeśli będzie mi dane napisać cokolwiek jeszcze.
Niejako utarło się już w sztuce wszelkiej, że tylko to, co niesie ze sobą poklask i szybki sukces jest sztuką, choćby na krótką metę – szybki sukces zwiastuje dzisiaj nietrwałość i równie szybkie przemijanie pewnych estetycznych bodźców chwili. Następnie ustępują one miejsca kolejnym chwilowym hitom.
Do czego zmierzam? Mam zamiar napisać o swoich książkach, ale znów mnie humanistyczne gadulstwo poniosło niesamowicie. Jeszcze tylko to, że twórczość każdego człowieka – czy jest on artystą, czy jest on rzemieślnikiem – kimkolwiek by nie był, jest niepowtarzalna. W każdym ludzkim czynie, w każdym wytworze rąk ludzkich czy umysłu ludzkiego zaklęty jest sam człowiek – ze swoimi pomysłami, inwencją, uporem, trudem przebijania się przez bariery, a później radość albo rozczarowanie z owoców wykonanej pracy, ponieważ jakieś tam wewnętrzne przekonanie, jakiś wewnętrzny głos, jakiś człowiek wewnętrzny mówi, że mogło być lepiej. Jakiś wewnętrzny malkontent siedzący w każdym twórcy mówi, że to nie jest tak, że to nieprofesjonalne, że to można inaczej…
Co to jest perfekcjonizm? C to takiego jest?
Perfekcyjny piłkarz, ogłoszony legendą, strzelający bramek bez liku, że już nikt liczyć nie chce… No i staje ten piłkarz przed wykonaniem rzutu karnego, taka ważna bramka, na miarę zwycięstwa. I karnego nie strzela. Przecież rzut karny to w fachu piłkarskim najlepsza szansa na gola. Co się stało, że ten perfekcjonista nie strzelił? Perfekcjonista, profesjonalista w swoim fachu.
Co się stało?
Perfekcjonizm, jak inne ludzkie nazwy i określenia, nie uwzględniają czynnika ludzkiego, jego duchowej przestrzeni, którą trzeba przypisać koniecznie niedoskonałemu ciału – nie zawsze jest tak, jak chcemy; nie zawsze wychodzi tak, jak zaplanowaliśmy. Błędy są kamieniami węgielnym budowli doskonałości, której – tylko rozumni to wiedzą – na ziemi nie sposób osiągnąć.
Współczesny świat i media lansują dzisiaj wartość sukcesu za wszelką cenę, nawet chwilowego, ale przecież sukcesu i popularności z nim związanej – nikt dziś nie uczy pokory, nie uczy tego, że każdy akt pracy rąk ludzkich i umysłu jest niepowtarzalny, unikatowy, wielki na miarę wykonawcy…
No i znów zgubiłem się w tym, a raczej odbiegłem od tego, co miało być takie proste i proste jest w istocie, ale trzeba słów kilku, by sprawę przyszłą rozjaśnić – tak sobie teraz myślę, a jak jest naprawdę?
Miałem pisać o swoich książkach – „swoich” – jak fajnie to brzmi. Miałem pisać o tym, co wyszło ze mnie, jest moje. I napisałem tyle o wszystkim, tylko nie o tym, o czym pisać miałem, ale jeszcze napiszę! 
PS 
Niektórych drzew na zdjęciu już nie ma i nie będzie. 
Tak bywa też z ludźmi - znikają z horyzontu! 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...