7 kwietnia 2018

Masakra


Wierzcie mi – pięć razy umrę, a i tak nie dam rady rozpisać wszystkich pomysłów, jakie noszę w głowie. Tak mi się w głowie mnożą te pomysły przeróżne, że aż w uszach mi piszczy. Zapisuję je zatem, jak kura pazurem, na różnych karteluszkach żeby nic nie zapomnieć. Muszę tu wyjaśnić, że z reguły tak jest, iż siadam do pisania z jakimś piórem w ręku, czasami to długopis, ostatnio najczęściej. Uwielbiam skrobać po kartach jakimś tam skrobadłem i myśl mi biegnie spiesznie od wersy do wersu. Dopiero potem siadam do pisania na komputerze. Tak jest najczęściej, ale nie zawsze – to tak na wszelki wypadek, żeby być zupełnie szczerym. 

No, ale wracam do tej mnogości pomysłów, co o pisk w uszach mnie przyprawiają.
Wczoraj, na przykład, spotkałem przyjaciela, co nosi imię, jak nasz rajski prarodzic, co w tłumaczeni znaczy człowiek. Płakałem mu w rękaw (temuż przyjacielowi), że mnie demony męczą, że gadam z aniołami. To jednak, co czasami nosi mnie na manowce, to raczej nie robota aniołów światłości. Ale zaznaczę tutaj, że te moje demony, to też istoty duchowe, tylko nieszczęśliwe, oddzielone od Boga – zagubione jak ja, szarpiące się nieustannie, bez szans na zwycięstwo. Jak one – te właśnie nieszczęśliwe anioły, demonami zwane –mnie dopadną, to krzywdzę wszystkich dokoła i nurzam się w tym, co ludzie zwą najgorszym bagnem.
A później do rozmowy dołączyła się moja przyjaciółka, a zarazem małżonka mojego przyjaciela o wdzięcznym rajskim imieniu. Z kolei jego żona ma też wdzięczne imię, tożsame z imieniem niepozorna matki z biednego miasta Kalkuty. No i dobroć kobiety tak mnie była ujęła, żem zdradził im swój pomysł – pracuję teraz nad Wstydem – zdradziłem pomysł fabuły, zdradziłem pomysł formy i kilka szczegółów. Nie żałowałem wcale, bo wiem, że oni mnie nie kopną. Inni tak - nie oni! 
A później poszedłem do domu. Po drodze na chwilę zbłądziłem. Jednak gdym w końcu dotarł i wszyscy z rodziny zasnęli, znów się zaczęła – w mordę – prawdziwa burza pomysłów. Wymyśliłem sobie, że na tym to blogu napiszę list do przyjaciela, a później do wszystkich bliskich – żyjących i nie. To dość dużo listów, a jam nie napisał nawet jeszcze obiecanego listu Cygance mi znanej.
A jeszcze później – o spaniu znów nie mam mowy, wróciły długie noce, bardzo białe noce – Lady in Black w telewizji (polecam, naprawdę warto!). A potem Zabij mnie glino – już nawet nie pamiętam, ile to razy wdziałem i były jakieś modlitwy, i Apel Jasnogórski. Cholera, jeszcze coś tam było, ale na tym koniec. 
O, Boże! I wszystko to w głowie rodziło mi nowe pomysły.
Pięć razy zdążę umrzeć, zanim to zdołam opisać. Cóż jednak na to poradzę, że jestem tak krótkowieczny!? Cóż jednak na to poradzę, że jestem tak porąbany!?
Nie płaczę jednak wcale, ponieważ wiem, wiem to dobrze, że życia ziemskiego tak mało. Najwyżej jakiś kawałek ducha można opisać. Ale próbować trzeba ciągle i ciągle od nowa. MASAKRA to dobre słowo jaki człowiek malutki!
Tony nowych pomysłów codziennie mnie wali po głowie, a ludzie później się dziwią, że czasem – po prostu – odpływam!
Mówię Wam: – MASAKRA!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...