Wybrańcy
Boga żyją krótko!?
Kiedyś
takie powiedzenie było dość modne. A jedna z amerykańskich ikon muzycznych
wypowiedziała te słowa: - Kochać mocno,
umrzeć młodo! Podpowiem, że miała na imię Janis Lyn i była córką Setha i
Dorothy i żyła tyle, co uzdolniony polski poeta Jerzy Liebert, tylko że gdy ona
się rodziła, jego wśród żywych na Ziemi już nie było.
Nie
o Janis Lyn też chcę pisać, tylko o Jerzym Liebercie – zdolnym polskim poetą,
którego Staff nazwał „najczystszym poetą Polski Odrodzonej”.
Urodził
się 23 lub 24 lipca 1904 roku w Częstochowie, a zmarł 19 czerwca 1931 roku w
Warszawie. Nie przeżył zatem nawet 27 lat.
Może
dlatego, że był chory, często pisał wiersze o tematyce religijnej. Wiemy
przecież, jak człowiek zwraca się w stronę eschatologii, gdy zdaje sobie sprawę
z ograniczoności jego czasu tutaj. Ludzie zdrowi nie myślą o śmierci – to też
zwycięstwo Szatana – ludzie chorzy nieuleczalnie widzą więcej. Dlatego z
pewnością ich życie, choć krótkie, jest nacechowane niesamowitą dynamiką
twórczości, jeśli się taką zajmują, a jeśli nie – niesamowitą dynamiką życia,
jak choćby James Byron Dean, który rodził się w tym samym roku, gdy umarł
Liebert i przeżył tylko 24 lata. Wystarczyło to, żeby dwa razy być nominowanym
do Oscara.
Wystarczyło
to i jemu i Janis Lyn, żeby stali się ikonami popkultury. On przeżyła lat 24, ona
trzy lata więcej.
Wracajmy
do Lieberta.
Któż
nie zna jego wiersza Jeździec? Co się
czepiasz? Powie mi wielu, którzy gonią di ziaj za namiastką sukcesu. Komu by
się chciało czytać jakieś wiersze poety, co dawno był umarł i niewiele napisał?
Przyznaję
im rację. Nie każdy musi przecież ogarniać takie sprawy. Trzeba robić karierę. Na
głupoty takie, jak poezja, kultura… nie ma najczęściej czasu w dzisiejszym
wyścigu szczurów.
Liebert
zadebiutował w 1921 roku. Przyjaźnił się z Iwaszkiewiczami (prawda, że „I”
wystarczy pominąć i jakie fajne nazwisko!). Po śmierci słynne stały się listy Lieberta
do Anny, jego wielkiej miłości.
Tyle
skrawków biografii z krótkiego życia Lieberta. Nie mogę się jednak oprzeć wrażeniu,
patrząc na jego twórczość, że jest ona dziwnie pełna. Jakby na tych niespełna 27
lat zaplanowana.
[Uczę
się ciebie, człowieku…]
Uczę się ciebie, człowieku.
Powoli się uczę, powoli.
Od tego uczenia trudnego
Raduje się serce i boli.
O świcie nadzieją zakwita,
Pod wieczór niczemu nie wierzy,
Czy wątpi, czy ufa — jednako —
Do ciebie człowieku należy.
Uczę się ciebie i uczę
I wciąż cię jeszcze nie umiem —
Ale twe ranne wesele,
Twą troskę wieczorną rozumiem.
Natchnienie
bolesne
Wśród złych moich
uczynków, jak wśród traw ospałych,
Płynie Twój strumień,
Panie,
Porusza moje ziemie,
otwiera moje skały
Twarde, znieruchomiałe.
Pozwól za ty strumieniem
i miodu, i mleka
Ludziom wejść na
nie.
O człowieka, o miłość
człowieka,
Modlę się Panie.
Wiersz
miłosny
Ziemia ciało pachnące
wynurza zza mgły,
Jeszcze senna od
świtu i cicha,
Piersią mokrą obłoki
roztrąca i wzdycha
A już wstaje, faluje
i drży.
Niebo w górze rozwiane
i zmięte jak tiul,
Do ust gorzkich przyciska
i chłodzi –
Blady dzień się w
pieszczocie wyłania i rodzi
W pocałunku mocniejszym
nad ból.
I od ziemskiej półkuli
aż do mlecznych dróg,
Plecie chmury z różowych
warkoczy,
Aż się w pąsach jak
róża rozwinie i stoczy
Niby dywan dla Twoich
nóg.
Wystarczy.
Tylko
młodzieńcze, a zarazem niebywale dojrzałe, uczucie może podyktować taki wiersz miłosny.
Nieprawdą jest też to, że trzeba sto lat przeżyć, żeby miłość zrozumieć i móc o niej
mówić.
Ciągle
mnie nurtują ci twórcy, co niby za wcześnie odeszli i skąd ta pełnia dziwna w pozostawionej
twórczości?
Ale
moja pokora podpowiada mi szybko, że są na ziemi sprawy, o których ludziom się nie
śniło…
I więcej pytań nie mam!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz