Żadna
przenośnia – po prostu myślę, że temat jajecznicy na maśle może być równie dobry,
jak każdy inny. Poza tym pomyślałem, że może zacząć pisać bloga kulinarnego. To
przecież takie popularne i na czasie – uwielbiamy jeść i leżeć, a zatem do
planów pisania bloga kulinarnego, dochodzi jeszcze blog o leżeniu plackiem
I
będę spełniał się, pisząc o gotowaniu, jedzeniu i leżeniu!
Chociaż,
poczekajcie!
Leżeć
nie lubię (jestem wręcz łazikiem i ciągle mnie coś tam nosi), a jajecznica, o
której wspomniałem, to nie żadna tam jajecznica, o jakiej pewnie pomyśleliście.
To była jajecznica z kawałka kiełbasy, połówki niewielkiej cebuli i – uwaga! –
z jednego, tak – z jednego jajka.
Już
słyszę Wasz śmiech!
Muszę
Wam jednak tutaj napisać, że ja gotowanie traktuję w życiu jako proces zbędny,
a wszelkie achy i ochy nad potrawami jakimiś uważam za fanaberie ludzi czasów
zaspakajania wyszukanych pragnień i konsumpcjonizmu, bo chyba – jak się nie mylę
– w takich czasach żyjemy.
Tak,
wiem, teraz już słyszę Wasze oburzenie (nic z bloga kulinarnego o gotowaniu, jedzeniu i leżeniu nie będzie), a
słynna Magda G. i jej podobni fachowcy od gotowania wyszukanego już zawczasu
przewracają się w głowie. Cholera – myślałem o „grobie”, bo każdy z nas przecież padnie i spocznie, a tymczasem
napisałem „głowie”. Dlaczego tak
zrobiłem? To pewnie szaleństwo myśli w głowie i nie pytajcie o więcej.
Jak
widać, żaden ze mnie kucharz i taki sam pisarz. Ale, ale! – jeśli będę miał
milion odsłon posta o jajecznicy, wierzcie mi, biorę się ostro za gotowanie i
robię jajecznicę z jaj, co najmniej, tuzina, z kiełbasy pęt kilku, kilku cebul
takich, jak głowa królika i wrzucę tam tyle przypraw i ziół wszelkich tyle, że
żaden wielki kucharz takiej nie ugotuje. I opublikuję przepis i rozdam go
wszystkim w sieci.
I
jeszcze zapomniałem, zapomniałem – przepraszam, że moją jajecznicę smażyłem na
maśle. Wsypałem do tego sól morską, zestaw ziół zamiast soli, pieprz cytrynowy
i później jeszcze olej sojowy.
Czujecie
bluesa?! Wiem, że to szaleństwo – ta sól morska i jeszcze zestaw ziół zamiast
soli.
To
była jajecznica – i co z tego, że z jednego jaja. Drugie zawsze się przyda, nie
tylko w lodówce.
No
i spróbujmy jakoś zakończyć to pisanie, choćby jakimś morałem, choć wiem
doskonale, że ludzie mają czas czytać, co najwyżej nagłówki, wszystko tak
zapiernicza, że strach o tym myśleć. Ale może się zdarzyć, że ktoś dojdzie do
końca i trzeba jakiś morał, jak w bajkach oświecenia, żeby ludzie może coś tam
zapamiętali, choćby na dziesięć minut – to też dobry wynik i o więcej nie
proszę.
No
to czas na ten morał: Nie umiem gotować, gotowanie uważam za zbędne zajęcie,
ale będę gotował lepiej niż słynni gotujący, jeśli post ten osiągnie milion
odsłon w sieci.
A
jeszcze to, że to było wczoraj i nie pamiętam nawet czy jajecznica była smaczna.
Zresztą już taki zwierz ze mnie, że jem, co w zęby mi wpadnie i wszystko mi smakuje,
dosłownie wszystko – jak leci. Jem po to,
żeby żyć, a nie żyję po to, żeby jeść!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz