Nie męczę się spotkaniami
i rozmowami z ludźmi – ja karmię się tym, odżywiam, pożywieniem mi jest spotkać
drugiego człowieka, paliwem na dalszą drogę i snu spokojnego zwiastunem. Najdziwniejsze
w tym to, że w środku, głęboko w sobie jestem strasznym odludkiem, samotnikiem,
sam...
Z pewnością nie ja jeden
żyję w takich skrajnościach, borykam się sam ze sobą, próbuję sobie tłumaczyć. Jakże
często jest tak, że człowiek nie robi tego, co tak bardzo chciałby, a w czym aż
tak dobry wcale być nie musi. I często robi to, czego wcale nie pragnie, ale właśnie
w tej działce jest prawdziwym fachowcem.
I znów ten podrzędny diabeł
z Mefisstofelesa, który chcąc czynić zło,
dobro zawsze czynił i szarpał się w tym swoim duchowym jestestwie, i nijak wyrwać
się nie mógł z wewnętrznego więzienia.
To ziemskie życie wydaje
się takie bardzo za krótkie na wszystko, co tutaj istotne i godne uwagi. A czego
jeszcze nie wiemy! Na co jeszcze nie zwróciliśmy uwagi! Jak mało prawdy w tym życiu
udało się zgłębić o sobie!
Wszędzie daleko i blisko!
Zawsze za późno lub nigdy!
Oddycham spokojnie, głęboko
i mrużę oczy, bo słońce tak pięknie dzisiaj świeci, choć to jesień przecież!
Tak oto jakoś kiedyś marny
poeta pisał o życiu:
Stąd do nieba droga niedaleka:
dzieciństwo,
młodość,
garb na plecach,
odrobina sensu,
kilka łopat ziemi –
żeby tylko niczego nie zabrakło!
Napisałem „marny” – mam
przecież chyba prawo tak napisać o sobie i pisaniu swoim!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz