Wystarczy „Wyborczych dygresji”, choć trzeba
przyznać, że każde wybory to takie festiwalowe urozmaicenie naszej codziennej
egzystencji. Można tyle nauczyć się o sobie i ludziach obok nas w tym niezwykłym
czasie.
Czy mam jakieś wątpliwości co do decyzji o starcie?
Nie!
Cieszę się z tych wszystkich spotkań indywidualnych
i zbiorowych. Cieszę się, że spotkałem po drodze ludzi, którzy jasno i
stanowczo powiedzieli mi, dlaczego nie będą popierać mojej kandydatury.
Zdziwiłem się wczoraj, gdy jedna z osób stwierdziła, że nie zrobiłem nic, gdy
ona była w potrzebie. To dziwne, bo dobrze pamiętam, że w sprawę tej osoby zaangażowany
byłem nie tylko ja, ale kilka innych osób i zrobiliśmy wszystko, aby w danym
momencie pomagać zainteresowanym. Może nie wszystko wyszło tak, jak chciałaby
tego druga strona. Jednak takie postawienie sprawy jest krzywdzące – pomijam
siebie – dla tych osób trzecich, które – dobrze pamiętam – robiły wcale
niemało!
Wszyscy, którzy decydują się na piastowanie funkcji
czy stanowisk publicznych, muszą się liczyć z tym, że znajdą się w sytuacji,
gdy trzeba przyjść z pomocą osobom potrzebującym i nie zdołają spełnić
oczekiwań strony potrzebującej. To trudne i ryje głowę, ale jeśli masz
poczucie, że w danej sytuacji zrobiłeś, ile mogłeś, to można to unieść i iść
spokojnie dalej.
ODWAGA I WIARA
Uczestniczyłem ostatnio w nabożeństwie w fajnym
wiejskim kościółku. Ksiądz w pewnym momencie zapowiedział, że będziemy
świadkami sakramentu chrztu i wyszedł przywitać „kandydata” do rodziny
parafialnej czy – szerzej – chrześcijańskiej! Zauważyłem, że z dzieckiem
wystąpiło troje dorosłych. Z reguły to czworo dorosłych – rodzice i rodzice
chrzestni występują w takiej sytuacji. Tu jednak zabrakło ojca dziecka.
Dlaczego? Nikt nie pytał. Miejscowi pewnie wiedzieli.
Ksiądz w pewnym momencie się „zaciął”, gdyż zamiast
powiedzieć rodzice, miał powiedzieć rodzic. A potem zaprosił za sobą chrzestny
orszak.
Matka czule tuliła swoje dziecko i dumnie kroczyła
główną nawą w kierunku ołtarza. Wydała mi się kobietą (miała co najwyżej
dwadzieścia parę lat) odważną, zdeterminowaną i pełną wiary. Asysta rodziców
chrzestnych zdawał mi się mała i niewidoczna przy jej wielkości przeze mnie
sobie wyobrażonej.
W małych środowiskach wiejskich, podobnie jak w
niewielkich środowiskach miejskich, pewne utarte schematy myślenia niejednego
zniechęciłyby do ceremonii chrztu podczas głównej mszy niedzielnej. Jej jednak
zdawało się to nie dotyczyć. wiedziała, czego chce. I imię, które wybrała dla
swojego syna – Dawid – tyle o niej mówiło, że słów żadnych nie trzeba.
Księga imion o „Dawidzie” – Dawid jest to imię
pochodzenia hebrajskiego, oznacza: dowódca, opiekun, również godny kochania,
ukochany.
Dawid to bardzo aktywny i ruchliwy mężczyzna.
Potrzebuje uczestniczyć w życiu świata – koniecznie do wszystkiego musi się
mieszać, doradzać, wybierać, zmieniać, inaczej czuje się niepotrzebny, a więc
nieszczęśliwy. Osądza jednak według swojej miary i własnego punktu widzenia.
Poświęca uwagę tylko tym zajęciom, które dają mu satysfakcję i przyjemność.
Jego słabym punktem jest duma – nieustannie chce imponować i zdobywać aprobatę
otoczenia. Dawid jest nadto pomysłowy, ambitny i konsekwentny…
Mama tego Dawida
sprawiła w minioną niedzielę, że jej mały król rozpoczął swoje uczestnictwo w
życiu świata duchowego, nieogarnionego, tajemniczego…, rozpoczął to życie formalnie,
ale przecież
Zawsze czułem wielki szacunek dla ludzi, którzy dumnie
płyną pod prąd czy wchodzą pod swoją górę! Budują mnie. Wdzięczny im jestem za to,
że są i robią to, co robią. I jestem taki szczęśliwy, że zbłądziłem na tę właśnie
mszę do tego właśnie kościółka!
I teraz, po kilku dniach, nie wiem już, co myślałem dokładnie
w tamtej właśnie chwili, gdym patrzył za idącymi w kierunku ołtarza w kolorowe szaty
słońca z witraży ubranych wędrowców - Dawida bezbronnego w ramionach matki jego!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz