12 października 2018

Wyborcze dygresje [18]


WSPOMNIENIA I REFLEKSJA
To moja piąta kampania samorządowa. Mogę powiedzieć, że jako kandydat uczestniczyłem we wszystkich samorządowych kampaniach wyborczych od momentów, gdy wyborcy mają prawo bezpośredniego wyboru wójta, burmistrza, prezydenta w swoich małych ojczyznach. Nigdy jednak w małej gminie nie miała miejsca sytuacja, jaką obserwujemy dzisiaj – czynne zaangażowanie pracowników samorządowych w kampanię i jawne występowanie przeciwko swojemu pracodawcy, obecnemu szefowi.

Nie podważam fakty, że każdy, kto posiada prawo wybieralności, ma prawo startować i nie podlega to żadnej dyskusji. Dyskusyjny jest jednak fakt, w jaki sposób ludzie to robią i co poprzez swoje decyzje wyrażają. To, że niektórzy samorządowi w mojej małej ojczyźnie wystąpili dzisiaj przeciwko swojemu szefowi, opowiadając się za jego oponentem, nie jest dla mnie żadną niespodzianką. Od wielu miesięcy wyrażali bowiem (po cichu – poza plecami szefa) brak lojalności i krytykowali posunięcia przełożonych. Mówiąc niepolitycznie – srali we własne gniazdo.
Niespodzianką była – już nie jest – dla mnie postawa niektórych ludzi, którzy dwa, trzy miesiące temu zapewniali mnie o swoim poparciu i mówili publicznie – wróć!!! Teraz natomiast robią wszystko, abym przegrał, nie przebierając w środkach.
Zawsze odsuwałem pracowników samorządowych od czynnego udziału w kampanii wyborczej i podkreślałem, że powinni w takich przejściowych chwilach zachowywać jak najdalej idącą neutralność. Robiłem to według zasady, że szefowie się zmieniają, a pracownicy samorządowi pozostają i powinni pracować najlepiej, jak potrafią, z każdą kolejną władzą. Przyjąłem tę zasadę od doświadczonego i niesamowitego pracownika samorządowego, którego miałem szczęście spotkać w mojej samorządowej przygodzie.
Fakt, że obecnie kandydat reprezentujący władze gminne wciągnął do swojej kampanii swoich podwładnych świadczy o egoizmie tegoż kandydata. Nie ma to nic wspólnego z pozycja lidera. Nie pomyślał o tym, że tam, gdzie startuje trzech kandydatów, każdy z nich ma teoretycznie 33 i 3 w okresie % szans na "pewną" wygraną. W takim wypadku tylko strategiczny idiota nie myśli o przegranej, nie zakłada przegranej i wciąga do swojej wyborczej gry podwładnych.
W przypadku kandydatów na radnych procentowa możliwość przegranej jest tym większa, im większa liczba kandydatów.
I kiedy zaczyna się kampania, i wkracza później w decydującą fazę, kandydaci poszczególni zauważają, że nie jest tak, jak zakładali albo by chcieli, aby było – nie każde spotkanie wychodzi, pojawia się krytyka, coraz więcej tłumaczyć trzeba wyborcom swoim, trzeba się przyznać do błędów albo niedociągnięć i przychodzi refleksja: Po co mi to było? Jak przyjdzie mi zapłacić, gdy wybory nie wyjdą?
Piszę to w oparciu o swoje wyborcze doświadczenia i rozmowy z moimi wyborcami. Ostatnio pan X opowiedział mi o tym, jak to jeden z kandydatów, pracownik samorządowy, skarżył się, że jeśli nie wygra wyborów i przegra jego lider, to on może zostać zwolniony, i płakał w rękaw X.
O tym trzeba było myśleć i wcześniej, i nie wolno przestawać myśleć przez cały czas trwania kampanii. Jeśli bowiem zakładamy tylko wygraną, a nie przewidujemy skutków przegranej, to później wychodzą takie dziecinne szopki, jakieś skargi, nerwowe posunięcia, śmieszne sytuacje. Ci sami kandydaci, którzy tak się skarżą, ciskają, narzekają, jednocześnie na swoich plakatach, ulotkach i czymś tam jeszcze zapewniają wyborców o swoim doświadczeniu, fachowości w pracy, opanowaniu, inwencji… To się kupy nie trzyma, to ich tylko ośmiesza.
To, co obserwuję w swojej małej ojczyźnie podczas tej kampanii samorządowej świadczy o tym, iż niektórzy kandydaci na wójta czy radnych nie dorośli do roli liderów i nie rozumieją idei wyborów, i samorządności. Powtarzam jednak ciągle – dobrze, że są wybory, bo to taki czas, kiedy dużo lepiej poznajemy siebie i trochę lepiej też poznajemy ludzi obok nas!

ROZMOWY Z PUSTAKIEM
Dzisiaj przyjedzie do mnie jeden ze sprawiedliwych radnych gminnych i będziemy rozmawiać o sprawach publicznych – mówi mi jeden z wyborców.
Masz jeszcze pustaki? Pytam.
Mam, ale co to ma do tematu?
Wybierz sobie jakiś ładny pustak, taki nieobtłuczony i z ładnymi kantami, postaw go na stole, zrób sobie kawę, odpręż się i pogadaj do pustaka o sprawach gminy… Więcej ci to da, niż planowana rozmowa.
Śmiejemy się. Znajomy jednak dochodzi do wniosku, że z radnym się spotka, a z pustakiem może spróbuje później – będzie miał porównanie.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...