WSPOMNIENIA I REFLEKSJA
To moja piąta kampania
samorządowa. Mogę powiedzieć, że jako kandydat uczestniczyłem we wszystkich
samorządowych kampaniach wyborczych od momentów, gdy wyborcy mają prawo
bezpośredniego wyboru wójta, burmistrza, prezydenta w swoich małych ojczyznach.
Nigdy jednak w małej gminie nie miała miejsca sytuacja, jaką obserwujemy
dzisiaj – czynne zaangażowanie pracowników samorządowych w kampanię i jawne
występowanie przeciwko swojemu pracodawcy, obecnemu szefowi.
Nie podważam fakty, że
każdy, kto posiada prawo wybieralności, ma prawo startować i nie podlega to
żadnej dyskusji. Dyskusyjny jest jednak fakt, w jaki sposób ludzie to robią i
co poprzez swoje decyzje wyrażają. To, że niektórzy samorządowi w mojej małej
ojczyźnie wystąpili dzisiaj przeciwko swojemu szefowi, opowiadając się za jego
oponentem, nie jest dla mnie żadną niespodzianką. Od wielu miesięcy wyrażali
bowiem (po cichu – poza plecami szefa) brak lojalności i krytykowali posunięcia
przełożonych. Mówiąc niepolitycznie – srali we własne gniazdo.
Niespodzianką była –
już nie jest – dla mnie postawa niektórych ludzi, którzy dwa, trzy miesiące
temu zapewniali mnie o swoim poparciu i mówili publicznie – wróć!!! Teraz
natomiast robią wszystko, abym przegrał, nie przebierając w środkach.
Zawsze odsuwałem
pracowników samorządowych od czynnego udziału w kampanii wyborczej i
podkreślałem, że powinni w takich przejściowych chwilach zachowywać jak
najdalej idącą neutralność. Robiłem to według zasady, że szefowie się zmieniają, a pracownicy samorządowi pozostają i powinni pracować najlepiej, jak
potrafią, z każdą kolejną władzą. Przyjąłem tę zasadę od doświadczonego i
niesamowitego pracownika samorządowego, którego miałem szczęście spotkać w
mojej samorządowej przygodzie.
Fakt, że obecnie
kandydat reprezentujący władze gminne wciągnął do swojej kampanii swoich
podwładnych świadczy o egoizmie tegoż kandydata. Nie ma to nic wspólnego z
pozycja lidera. Nie pomyślał o tym, że tam, gdzie startuje trzech kandydatów,
każdy z nich ma teoretycznie 33 i 3 w okresie % szans na "pewną" wygraną. W takim
wypadku tylko strategiczny idiota nie myśli o przegranej, nie zakłada
przegranej i wciąga do swojej wyborczej gry podwładnych.
W przypadku kandydatów
na radnych procentowa możliwość przegranej jest tym większa, im większa liczba
kandydatów.
I kiedy zaczyna się
kampania, i wkracza później w decydującą fazę, kandydaci poszczególni
zauważają, że nie jest tak, jak zakładali albo by chcieli, aby było – nie każde
spotkanie wychodzi, pojawia się krytyka, coraz więcej tłumaczyć trzeba wyborcom
swoim, trzeba się przyznać do błędów albo niedociągnięć i przychodzi refleksja:
Po co mi to było? Jak przyjdzie mi zapłacić, gdy wybory nie wyjdą?
Piszę to w oparciu o
swoje wyborcze doświadczenia i rozmowy z moimi wyborcami. Ostatnio pan X
opowiedział mi o tym, jak to jeden z kandydatów, pracownik samorządowy, skarżył
się, że jeśli nie wygra wyborów i przegra jego lider, to on może zostać zwolniony,
i płakał w rękaw X.
O tym trzeba było myśleć
i wcześniej, i nie wolno przestawać myśleć przez cały czas trwania kampanii. Jeśli
bowiem zakładamy tylko wygraną, a nie przewidujemy skutków przegranej, to później
wychodzą takie dziecinne szopki, jakieś skargi, nerwowe posunięcia, śmieszne sytuacje.
Ci sami kandydaci, którzy tak się skarżą, ciskają, narzekają, jednocześnie na swoich
plakatach, ulotkach i czymś tam jeszcze zapewniają wyborców o swoim doświadczeniu,
fachowości w pracy, opanowaniu, inwencji… To się kupy nie trzyma, to ich tylko ośmiesza.
To, co obserwuję w swojej
małej ojczyźnie podczas tej kampanii samorządowej świadczy o tym, iż niektórzy kandydaci
na wójta czy radnych nie dorośli do roli liderów i nie rozumieją idei wyborów, i
samorządności. Powtarzam jednak ciągle – dobrze, że są wybory, bo to taki czas,
kiedy dużo lepiej poznajemy siebie i trochę lepiej też poznajemy ludzi obok nas!
ROZMOWY Z PUSTAKIEM
Dzisiaj przyjedzie do
mnie jeden ze sprawiedliwych radnych gminnych i będziemy rozmawiać o sprawach publicznych
– mówi mi jeden z wyborców.
Masz jeszcze pustaki?
Pytam.
Mam, ale co to ma do
tematu?
Wybierz sobie jakiś
ładny pustak, taki nieobtłuczony i z ładnymi kantami, postaw go na stole, zrób
sobie kawę, odpręż się i pogadaj do pustaka o sprawach gminy… Więcej ci to da,
niż planowana rozmowa.
Śmiejemy się. Znajomy
jednak dochodzi do wniosku, że z radnym się spotka, a z pustakiem może spróbuje
później – będzie miał porównanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz