To, że piszę bloga, wyrażam swoje myśli, mogę
napisać, że polityka to bagno – zwłaszcza polska polityka obecnie w wykonaniu
rządzących – mogę napisać, że politycy to notoryczni kłamcy i spokojnie mogę to
udowodnić, że mogę napisać – gówno nawet w pięknym pozłotku pozostaje gównem… ‑
to może świadczyć o tym, że żyję w wolnym kraju.
Mogę też napisać, że nie cierpię prezesa – źle jemu
nie życzę, bo nikomu źle nie życzę – mam w poważaniu premiera, a prezydenta kocham,
ale tak inaczej, jak z tym mądrym inaczej, który z mądrością był bardzo, nawet bardzo
na bakier.
Mogę sobie napisać, że jestem katolikiem, takim od
siedmiu boleści, bo mnie w Kościele moim tyle mierzi i razi, że chyba do końca
życia nie zdołam się już przekonać, ale zmieniać nie będę swojego wyznania, bo
wiem doskonale, że Bóg ma to gdzieś. Mogę też napisać, że jestem muzułmaninem,
choć za to mógłbym nieźle po głowie oberwać, ale brodę mam marną, więc sobie
odpuszczam. Mogę też napisać, że jestem protestantem, prawosławnym, starozakonnym
albo buddystą na przykład i raczej nikt mi w Polsce głowy za to nie urwie, a to
by świadczyło, że żyję w wolnym kraju.
Gorzej z wolnością bywa w moim kochanym kraju dla
tych, co się za kler obiektywnie biorą – to dobry probierz wolności wyrażania
myśli w pięknym kraju nad Wisłą, gdzie klerykalizm kwitnie. Pewnie niejeden
dzisiaj nie wychyla się z tym, że w kinie przyszło mu być na filmie „Kler”, bo
to takie dzisiaj niemodne wśród katolików – nie wszystkich, bez uogólnień, mam
na myśli klerykałów.
Pieprzyć jednak wyjątki – polska to wolny kraj.
Księża na mszach zamiast kazań manifesty wyborcze wiernym odczytują i wskazują
palcem, na kogo trzeba głosować, bo przecież ksiądz wie, jak trzeba głosować, a
ciemny wierny nie wie, trzeba mu podpowiedzieć! Dlaczego w takiej szkole za podpowiedzi
się karze – i ten, co podpowiada, i drugi, do kata lub pała! – a taki ksiądz w
kościele nawet uwagi nie zarwie?
Kto w takim wolnym kraju zabroni jakiemuś księdzu
przytulić czule dzieciaka albo z chłopakiem pogadać?
Kto w takim wolnym kraju zabroni partyjnym gońcom
przemierzać wzdłuż i wszerz kraj, i kto im może zabronić pieprzyć ludziom trzy
po trzy, żeby tylko z pieprzenia tego wyszło jakieś poparcie. Tacy partyjni
gońce myślą sobie niechybnie, że gdy lud gminny zobaczy posła albo ministra, to
bardziej im uwierzy niż biskupowi nawet, a oni ludowi powiedzą, jak i na kogo
głosować, bo oni wiedzą za siebie i za lud też wiedzą – i niech mi nikt nie
pieprzy, że nie ma tu wolności!
Taki to wolny kraj, że jeśli na przykład napiszę coś
strasznego na kogoś (ktoś na mnie może też), to mnie nie spalą na stosie (tego kogoś
też) – najwyżej mnie z ambony pogłaszczą, pochwalą inaczej, obłożą anatemą,
odstraszą ode mnie ludzi, że dużo chętniej się ze mną będą żegnać niż witać.
Ale to żadna kara przy łamaniu kołem.
I tak szczęśliwie żyję w takim wolnym kraju –
wolności mam pod dostatkiem, igrzysk mam pod dostatkiem. Przydałoby się trochę
zdrowego rozsądku. Ale czy drobnostkami mam głowę ludziom wolnym zawracać?!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz