13 września 2015

Co słychać w moim kościele!?!

Nie jestem z tych, co to co tydzień muszą być w kościele, bo trzeba, bo wypada, bo tak nakazuje Kościół.
Nie jestem z tych, co udają miłość do bliźniego przez godzinę w tygodniu i czują się rozgrzeszeni.

Ale nie tylko unikam zgromadzeń z fałszywą miłością w tle. Nie lubię też słuchać bzdur, co płyną z ust wybranych, a co, jak pisał Herbert, wcale nie jest Jordanem; nie lubię słuchać słów, które potrafią zdołować, oderwać od życia, a przecież powinny być siłą wiary, paliwem na życie zaraz, bramą do życia w pełni, nadzieją na mnie lepszego, bo chyba właśnie tak trzeba, bo chyba właśnie po to zostali powołani ci, co podczas każdej mszy mówią albo starają się mówić.
Ostatnio ksiądz był wykrzyczał owieczkom swoim brak wiary, bo narzekają na suszę i nieprzychylność natury. A przecież tak nie wolno, bo chrześcijanie powinni z nadzieją patrzeć na teraz, z nadzieją patrzeć w jutro; muszą mieć silną wiarę; silną wiarę i już!
A to mi przypomniało inne podobne zdarzenie, gdy wierni nie dosyć dawali na remont świątyni swojej. Wówczas kapłan grzmiał z góry, że bez pieniędzy się nie da; że tak nie wolno i w ogóle narzekał, że pracy nie zdoła dokończyć. Przyszłość prac czarno widział i wcale nie kipiał nadzieją! Dość jednoznacznie wskazywał, kto go nadziei pozbawił!
A przecież tak nie wolno – nie wolno narzekać, wątpić, nie wolno biadolić, nie wolno bez nadziei patrzeć w jutrzejszą dal. Trzeba koniecznie dziękować za to, co mamy w tej chwili i krzyczeć, jak jest nam dobrze, nawet gdy żar doskwiera! Trzeba krzyczeć, jest super, nawet gdy jest pod górę! Nawet krzyczeć, dziękuję, za to, że wiary brak!
W innym miejscu i czasie słucham kazania w świątyni. I jakże niewyraźnie mówi wybraniec (czyj?), jak się plącze w temacie, jak kiepsko dobiera słowa, jak bardzo mu pod górę do zakończenia homilii.
A wszystko takim tonem, że sam już nie wiedziałem czy słucham mężczyzny, kobiety czy może słucham anioła!!!
Ognia tam wcale nie było. Nie było zdecydowania.
Nie słyszałem człowieka, który wie, co mówi, a już na pewno postawą i zdecydowaniem nie zarażał słuchaczy ziewających w ukryciu.
Chcę ognia Prawdy w Kościele!
Chcę zdecydowania! Chcę, żeby mnie mówca przygniótł swoim zdecydowaniem, że on wie, co mówi, bo mówi z nakazu Boga! Bo wszyscy wokół chcą wierzyć, że mówi nie tylko od siebie!
Trzeba mi życia wiecznego w Kościele posmakować i zatęsknić za wiarą w Tego, który JEST Życiem!
Chcę znaleźć w Kościele miłość do tych, co mnie kopali i do tych, którym kopanie mnie jeszcze się nie znudziło!
Chcę znaleźć w Kościele nadzieję!
Chcę znaleźć w Kościele nadzieję!
Chcę...
Chcę...
Chcę...
Nie znajdę tego wszystkiego w niedzielnej króciutkiej mszy!
Nie znajdę tego w słowach coniedzielnych homilii!
Może za dużo chcę znaleźć?
Może nie szukam, gdzie trzeba?
....................................................
Ale i tak nie przestanę, choćbym miał cel poszukiwań osiągnąć w sercu pustyni. 
W sercu mojej pustyni jest dosyć miejsca dla Boga!

Czasami trzeba pobłądzić, żeby odnaleźć drogę!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...