Kontynuując
rozważania na temat religijnych sporów i niesnasek pomiędzy wyznawcami, dzisiaj
trochę o sobie, a później już do konkretów.
Nie potrafię
sobie dokładnie odpowiedzieć, dlaczego Maria, żona Józefa, kobieta z rodu
Dawida, matka Jezusa, była mi zawsze bliska.
Mogłem przed
chwilą nieświadomie skłamać, bo jako dziecię Kurpiowszczyzny mogłem wyssać z
mlekiem matki kult Marii. Kurpie uważali zwierzchność królewską, boską i Matki
Boskiej nad sobą. Innej władzy nie uznawali!
Później, już w
decyzyjnym wieku, otarłem się o zakon marianów i zapewne wstąpiłbym w ich szeregi,
gdyby na mojej drodze, z przyzwolenia bożego (inni mogą twierdzić inaczej), nie
stanęła kobieta.
Jak by nie
patrzeć na moją drogę życia duchowego, przyznaję, że nie pamiętam, aby w nim
kiedykolwiek nie było Marii, matki Jezusa.
Może dlatego
jestem kobieciarzem i żona ciosała i ciosać nie przestaje mi kołków na głowie,
wynajdując coraz to nowe moje przewinienia w tej materii. Wystarczy, że łypnę
wzrokiem nie tam, gdzie trzeba i wolno, i mam przerąbane na całej linii. Tylko
o moją miłość duchową do Marii, matki Jezusa, nie dąsa się i nie zżyma. Nawet
kiedy mówię, że kolejny raz wybrałbym się do któregoś z miejsc jej kultu, to
słowa sprzeciwu nie słyszę.
Wracam jednak
czym prędzej z profanum do sfery sacrum.
Gdy byłem
dzieckiem, jak pisał Szaweł, myślałem jak dziecko i w myśleniu tym nie było ani
zbędnych pytań, ani wątpliwości dotyczących wyjątkowości Marii oraz jej kultu.
Nie było mowy o wątpieniu w niepokalane poczęcie, wolności od grzechu
pierworodnego czy wniebowstąpieniu.
Teraz, kiedy
dziecięciem mi być nie wypada, a wiek wskazuje niezbicie, iż mężczyzną po
drodze się stałem, nie mogę też wierzyć we wszystko z tamtą dziecięcą ufnością,
dlatego zadaję pytania i szukam odpowiedzi.
I powiem, co już
wiem, jak na mężczyznę przystało, w kwestii mojego stosunku do Marii, matki
Jezusa. Będę swą prawdę wyjawiał przy okazji omawiania niezgody, jaka panuje w
związku z Marią i jej rolą, pomiędzy katolikami, a braćmi ich młodszymi w
historii chrześcijaństwa, świadkami Jehowy. Znam trochę świadków Jehowy i
dyskurs z nimi prowadzę i wiem, że do sprawy Marii podchodzą inaczej niż
katolicy, ale po kolei.
Katolicy jakby
rozpuszczają plotkę, pewnie nieświadomie, że świadkowie Jehowy nie wierzą w
Marię. W sumie to trzeba tu wspomnieć, że katolicy gotowi są uwierzyć nawet w
najgłupszą plotkę, byleby w sprawach wiary ich prawda była na wierzchu.
Tymczasem
świadkowie Jehowy wierzą, że Maria była dziewicą i urodziła Jezusa.
Nie wierzą, że
jest Matką Boską, gdyż Jezus dla nich nie jest Bogiem, tylko Synem Boga, a dla nich
to dwie różne sprawy.
Głoszą, że
najstarsi Ojcowie Kościoła uważali Marię za świętą, ale nie bezgrzeszną.
Przecież grzech
nie wyklucza świętości, ale wytłumacz to katolikom.
Nie tylko
świadkowie Jehowy wiedzą, że dogmat o Przenajświętszej Dziewicy Marii wolnej od
zmazy grzechu pierworodnego od chwili poczęcia sformułował Pius IX w połowie
XIX wieku (1854).
Na jakiej
podstawie to zrobił? Pytaj sobie ludu! Pius nie wyjaśnił też tego, jak to z
Marią było do chwili poczęcia, skoro od chwili poczęcia była wolna od zmazy grzechu
pierworodnego!
Świadkowie i nie
tylko oni wiedzą, że Sobór Watykański II w latach 60. ubiegłego wieku (1962-1965)
potwierdził ten dogmat, który już na całego stał się elementem wiary katolików,
choć w Biblii nie ma o tym ani słowa.
Świadkowie
wierzą, że Maria nie została wyłączona z dziedzictwa grzechu Adama i Ewy. Na
potwierdzenie podają, że 40 dni po narodzinach Jezusa Maria złożyła w świątyni
dar ofiarny grzech na oczyszczenie. Zgodnie z prawem mojżeszowym chciała oczyścić się z grzechu.
Nie wierzą też świadkowie
Jehowy we wniebowzięcie Marii. W sumie to się nie dziwię, bo to „młodziutki”
dogmat. Papież od holokaustu (Pius XII) ukuł go w połowie XX wieku. Od tego
czasu stał się ten dogmat oficjalnym artykułem wiary katolickiej.
Biblia w tej materii
oczywiście milczy.
Nie wierzą świadkowie
Jehowy, że Maria jest orędowniczką. Stoją na stanowisku, że Jezus dał jasne
zalecenia co do modlitwy (Ojcze nasz…)…
Już trochę się nazbierało
różnic pomiędzy świadkami Jehowy i katolikami w kwestii kultu Marii, matki Jezusa.
Pierwsi mówią, że drudzy przesadzają w swoim uwielbieniu, a drudzy nie lubią pierwszych
za to, że nie podzielają ich fascynacji i kolorytu kultu do ich Matki Boskiej!
Jeszcze dziś wrócę
do rozważań!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz