Wiem, że mogę już
niektórych całkiem nieźle nudzić i męczyć swoim chaotycznym drążeniem tematu
sporu o Marię, matkę Jezusa, między katolikami i świadkami Jehowy.
Jednak to dobry
przykład na to, jak wiele nas różnie tam, gdzie powinniśmy wspólnie wyśpiewywać
hymny Bogu; jak wiele nas różni we wspólnej wierze w tego samego Boga.
To tylko wycinek
problemu. Świadomie posłużyłem się tylko kwestią Marii i sporem o nią między
wyznawcami Kościoła katolickiego i świadkami Jehowy. Na koniec dodam jeszcze
przykłady pytań, jakie stawiają w tej kwestii rasowi empirycy.
Wszystko po to,
żeby pokazać, jak bardzo różnimy się w sporach o kroplę, gdy zanurzamy się w
oceanie wiary.
Teraz będę
ironiczny, a czasem, dla wielu, wręcz przykry, ale inaczej się nie da.
Już wiem, że
tematu nie wyczerpię w jednymi wpisie czy dwóch, a sprawy nie chcę spłycać
nawet na poziomie moich płytkich rozważań. Dlatego krok po kroku spróbuję
rozpisać się na rozpoczęty temat.
W sumie, to
nigdzie mi się nie spieszy! Ani do sławy, ani do poklasku, ani do uznania.
Co najwyżej
zmierzam do odrobiny spokoju, ale tu pośpiech tym bardziej nie jest wskazany,
bo, spiesząc się, mogę co najwyżej sknocić to, do czego zmierzam.
A zatem spokojnie
podążajmy do końca rozpoczętej przeze mnie opowieści o głupich sporach niby
mądrych, a przy tym uważających się za wierzących, ludzi.
Często w
dyskusjach na temat roli Marii w dziele zbawienia i jej pozycji w Kościele
katolickim czytam wypowiedzi w dość ostrym tonie. Pojawiają się one, o dziwo po
stronie tych, którzy bronią kultu Marii, czyli katolików.
Moim zdaniem, to
małe nieporozumienie, bo co my możemy widzieć o roli, jaką Bóg przeznaczył
poszczególnym postaciom bezpośrednio lub pośrednio związanym z aktem zbawczym
krzyża?
Dlaczego nikt nie
spiera się na temat tego, co też się stało z kogutem, który zapiał ileś tam
razy i udowodnił Kefasowi, jaki jest słaby i że psu na budę zdały się jego
zapewnienia, że z Jezusem to nawet na śmierć pójść gotów. Przecież to musiał
być konkretny ptak! Musiał w danej chwili wydać swój głos. A później? Jeśli
został zabity, to czy smaczny był rosół?
Drzewo figowe,
osiołek, trędowaci, opętani, córka Jaira, sługa setnika, teściowa Piotra,
Łazarz i jego pierwsza śmierć, Maria, Marta, Maria Magdalena, Tomasz, kłosy
zbóż, Piłat, arcykapłani, saduceusze, faryzeusze… wszyscy i wszystko w
najdrobniejszym szczególe zdaje się być dopasowane do słów i chwil życia Jezusa
z czasów Jego nauczania albo Jego słowa i On sam zdają się być dopasowani do
dziejącej się wokół rzeczywistości…
Co my, robaki,
możemy wiedzieć na temat roli kogokolwiek czy jakiegokolwiek elementu z życia
Jezusa w dziele zbawienia?
Możemy co najwyżej
za żyjącym przed Jezusem Sokratesem krzyknąć: Wiem, że nic nie wiem! A później paść
w duchu w pył ziemi i prosić o łaskę poznania.
Maria Orędowniczka!
Maria Gwiazda Zaranna! Maria, Wieża Dawidowa! Maria, Wieża z Kości Słoniowej! Królowa
Polski! Królowa Świata! Królowa Nieba i Ziemi! I tak dalej.
O ile tradycja katolicka,
bo przecież nie chrześcijańska, choć katolicyzm jak najbardziej chrześcijański jest,
przepięknie poetycko zobrazowała Marię, matkę Jezusa, i jej pozycję oraz rolę zarówno
w dziele zbawienia, jak i samym Kościele katolickim, to czy nie czuć przesady, a
nawet czystej logicznej głupoty w tej materii?
Weźmy tylko określenia
Marii jako królowej. Jeśli nazywamy ją Królową Świata, to po co jeszcze określenia
Królowa Ziemi, Królowa Polski? Jeśli jestem panem świata, to chyba nikogo nie muszę
utwierdzać w tym, że poszczególnych krajów też!
A tak naprawdę, to
po co ta Królowa Świata, skoro Królowa Nieba i Ziemi?
Takie bezmyślne rozumowanie
(nielogiczne stwierdzenie), to chyba nie tylko przesada, ale coś więcej i raczej
Bogu miłe to być nie może, że Jego wyznawcy tak się gubią w myśleniu.
W tego typu sporach
nie lubię najbardziej z jednej strony przesady, a z drugiej niedociągnięć. I o ile
u katolików nie podoba mi się ich zacietrzewienie, to u świadków Jehowy ich prowokacja
i przemilczenia, jak choćby na temat przykładu cudu w Kanie Galilejskiej, o którym
wspominałem wcześniej. Jeśli mamy rozgrywać, to rozgrywajmy to spokojnie i w oparciu
o wszystkie argumenty dostępne obu stronom. Tak będzie z pewnością lepiej.
Moim zdaniem, Maria
jest orędowniczką i widać to na przykładzie wcześniej wspomnianego cudu Jezusa.
Przecież była orędowniczką gospodarza wesela, który z pewnością modlił się do wszystkich
możliwych świętych, żeby stał się cud i wina mu przybyło, i uniknąć wstydu przed
wszystkimi. Za sprawą Marii wyszło lepiej niż to sobie na początku planował, bo
wino z cudu okazało się lepsze niż to oferowane przez gospodarza.
Wstawiła się za gospodarzem? Wstawiła!
Stało się, jak chciał gospodarz?
Stało się nawet lepiej!
Nie da się zaprzeczyć
temu, że była orędowniczką!
Na tym koniec do jutra!
Jutro będzie ciąg
dalszy!
Jeśli to jutro będzie
dane mi od Boga!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz