Świadkowie Jehowy
zarzucają katolikom, że modlą się do Marii, matki Jezusa, jak do Boga, czego,
ich zdaniem, nie powinien robić prawdziwy chrześcijanin.
Wydaje się jednak, że
tutaj znów świadkowie Jehowy idą na skróty i świadomie upraszczają problem,
żeby znaleźć zarzut przeciwko kultowi Marii.
Jasne, że trudno
obronić tezę, iż modlitwa do Marii to to samo, co modlitwa do Boga. Jezus
bowiem zostawił jasne zalecenia co do modlitwy, czyli „Ojcze nasz…”
Ale z jednej
strony zdarzenie w Kanie Galilejskiej daje nam do myślenia, że Maria zrobiła
swoje nawet wtedy, gdy Jezus początkowo się temu sprzeciwił.
Z drugiej jednak
strony modlitwa różańcowa, bo ta jest typową modlitwą skierowaną do Marii, w
swoim znaczeniu duchowym jest łączeniem się chrześcijanina z Marią i wspólnie z
nią kontemplowanie jej i Jezusa życia.
To by oznaczało,
że poprzez modlitwę do Marii i dzięki Marii chrześcijanie docierają do Jezusa.
Inną sprawą jest
to, jak modlitwę różańcową rozumieją wyznawcy kultu Marii oraz na ile świadkowie
Jehowy wiedzą o znaczeniu duchowym tej modlitwy?
Nie wiem!
O modlitwie różańcowej
jeszcze będzie, a teraz wrócę do wyrażonej już wcześniej myśli.
Martwi mnie, że świadkowie
Jehowy poniekąd prowokują katolików swoim głoszeniem na temat Marii i że katolicy
bardzo łatwo dają się ponieść emocjom, co widać w ich wypowiedziach, choćby w sieci.
Martwi mnie ta jakaś ograniczoność w myśleniu braci i sióstr moich w wyznaniu katolickim,
którzy to z lubością obrażają się na świadków Jehowy czy choćby zielonoświątkowców
i adwentystów za ich stosunek do Marii, a nie mają za złe tego pierwszym chrześcijanom.
Martwi mnie też podnoszenie
kwestii stosunku Jezusa do Marii. Czytałem nawet rozprawę, w której autor stwierdził,
że Jezus był wręcz nieuprzejmy dla swojej matki.
Wrócę tu do myśli
o uniwersalnym charakterze misji Jezusa. Nie dziwię się, że na każdym kroku musiał
podkreślać, że to, co tworzy, to nie ciasne ramy więzów krwi, ale jedność w kosmosie
ducha. Kto tego nie rozumie albo nie próbuje zrozumieć, ten będzie z każdym darł
koty, żeby tylko udowodnić swoją rację.
Nawet głupcy mają
swoją opowieść – stwierdził autor Desideraty i, zaprawdę, nie mylił się!
Wciąż myślimy i dyskutujemy
w świecie, który nie jest Królestwem Jezusa. Królestwo Jego nie jest z tego świata.
Natomiast Książę tego świata nie ma nic przeciwko temu, abyśmy sobie tak głupieli
na punkcie sporów i różnic. Może nawet tym steruje, podgrzewając odpowiednio atmosferę,
oczywiście nie do piekielnej temperatury.
Gdyby bowiem ludzie w sprawach tego typu zamiast
umysłów swoich dopuścili do głosu ducha swego, to cisza głucha zapadłaby. Jeśli
bowiem zachwyt nad rozkwitającym kwiatem, kiełkującym liściem, źdźbłem trawy… przybliża
mnie do Boga, to uświęcenie w myślach matki Jego Syna, może mnie od Niego oddzielać?
Jedno jest pewne.
Maria jest tą, przez którą zbawienie osiągnęło ludzki wymiar w krzyżu. I choć działo
się to w przestrzeniach Ducha, można je, dzięki Marii, namacalnie umieścić w ograniczoności
historycznego myślenia ludzkiego.
Zatem modlić się do
Marii czy nie?
Jeśli modlić się,
to szczerze!
Jeśli nie, to nie
bronić tego innym ani tym bardziej tego u innych nie krytykować!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz