29 grudnia 2015

Na szczęście już po świętach!

Im mniej piszę, tym więcej ludzi mnie czyta!
To rachunek proporcjonalny, albowiem im mniej piszę, tym mniejsze są moje oczekiwania co do Czytelników, a im mniejsze oczekiwania, tym większa wartość każdej odsłony na blogu!

Ale trzeba zamykać tematy.
Dobrze, że już po świętach, ponieważ gdyby tak jeszcze z tydzień, to wielu z nas to całe świętowanie mogłoby przypłacić poważną utratą zdrowia! A ilu namęczyłoby się ponad miarę, żeby tylko sprostać wszystkim swoim świątecznym planom!
Kolejny raz w tym roku zauważyłem, że  święta BN niczym się dzisiaj nie różnią od innych spotkań rodzinnych czy towarzyskich. No może jeszcze czujemy jakiś tam obowiązek pojawić się u najbliższej rodziny i posiedzieć godzinę lub dwie przy ponad stan zastawionym stole.
Jednak te wizyty i tak nie różnią się niczym od innych wizyt rodzinnych, podczas których najczęściej i tak stół ugina się od jadła, które trzeba zjeść na raz, a którego mogłoby wystarczyć z powodzeniem na tydzień.
Dobra, wiem, w BN składamy sobie jakieś tam wyświechtane życzenia i dzielimy się opłatkiem, do tego udajemy, że mamy dla najbliższych prezenty od wymyślonego Mikołaja, czyli delikatnie mówiąc, powtarzamy bezmyślnie usankcjonowane przez tradycję kłamstwo.
Tylko że podczas np. wizyty z okazji urodzin, imienin czy innej jakiejś tam rocznicy, też składamy sobie życzenia, wręczamy prezenty, bez głupiego tłumaczenia, że to niby nie od nas, tylko od jakiegoś tam fikcyjnego brodacza.
Jedynym wyróżnikiem bożonarodzeniowych spotkań jest zatem dzielenie się opłatkiem. Ale weźmy taki przypadek, jaki ja przeżyłem w tym roku. Nie zdążyłem dojechać do brata w wigilijny wieczór i podzieliłem się z nim opłatkiem w pierwszy dzień świat, a z częścią rodziny podzieliłem się opłatkiem przed pojawieniem się pierwszej gwiazdki w wigilię. W jednym przypadku dzieliłem się opłatkiem, kiedy wigilia była już przeszłością, w drugim, kiedy jeszcze nie nastała. 
Czy takie dzielenie się opłatkiem liczy się? 
Chyba tak, bo przecież parlamentarzyści i tym podobni dzielili się opłatkiem na kilka dni przed BN i to się chyba liczyło, skoro brali w tym udział nawet hierarchowie Kościoła.
Skoro więc takie dzielenie się opłatkiem „na zapas” albo „na zaś” liczy się tak samo, jak dzielenie się przy wigilijnym stole, to równie dobrze mogę kupić sobie opłatek na zapas i dzielić się nim z innymi w momencie, w którym czuję taką duchową potrzebę.
Wiem, z takiego myślenia wynika jak nic, że bożonarodzeniowe spotkania niczym nie różnią się od innych spotkań z jakiejś tam okazji. Trzeba jasno powiedzieć, że poza nazwą i otoczką (każde spotkanie ma swoją otoczkę) spotkania bożonarodzeniowe nie różnią się niczym.
Jeśli o mnie idzie, to ja dorosłym odpuściłbym tę całą bożonarodzeniową szopkę i ograniczył ją do dzieci i młodzieży uczącej się. Dla dzieciaków to frajda – prezenty, Mikołaj, choinka itd., a do tego ferie świąteczne i laba od nauki. Dla nich to ma sens.
Dorosłym dałbym  do dyspozycji kolejny długi weekend, podczas którego mieliby obowiązek obdarowywać dzieciaki i młodzież prezentami.
No dobra, a co z choinką?
To duży problem! Dzieciaki lubią ubierać choinkę i lubią patrzeć na migocące lampki. No i znajdują pod choinką prezenty.
Poza tym, choinka niczemu nie służy! Zajmuje miejsce, jest kolejnym elementem bożonarodzeniowej machiny marketingowej i takiegoż biznesu. Trzeba przecież co roku dokupić przepalone lampki, stłuczone bombki, no i jeszcze tam coś.
Jeśli przy tym mamy w domu sztuczną choinkę (właśnie sztuczna choinka, jak sztuczne święta), to i tę sztuczną choinkę co jakiś czas trzeba przecież wymienić!
Tyle zachodu, żeby ewentualnie oko cieszyło! A czyż nie można nacieszyć oczu, np. patrzeniem na Księżyc albo, jak Mały Książę, na zachody słońca?
Czyż to nie głupie? A jakie tandetne!
To żadna herezja, tylko fakt, do którego ludzie zdają się nie przyznawać!
Ile w tych świętach BN jest religijności to tylko Bóg wie, a ile pogaństwa, to już sprawka Szatana!
Wypisuję tu herezje co najwyżej dla tych, którzy na świętach BN cyklicznie robią niezły interes.
Zrozumiem też gromy spadające na moją głowę albo gdy zbiorę baty od przedstawicieli Kościoła k., albowiem święta BN i okres świąteczny, to czas większych wpływów. Wiadomo, ludzie wracają na święta nawet z zagranicy, idą do kościółka, żeby podziękować za powodzenie i szczęśliwą podróż, a że z pustymi kieszeniami nie wracają, tego już chyba udowadniać nie trzeba! A skoro w kieszeniach pełno, to i podzielić się tym łatwiej! No i wiadomo, że kto więcej daje, tego Bóg bardziej miłuje! Zatem BN to większe wpływy z tak zwanych datków tacą zwanych!
Powiedzmy sobie jednak szczerze. Dla człowieka wierzącego, taka ilość zabiegów i elementów, niemających nic wspólnego z religijnym charakterem tych świąt, musi być dość frustrująca.
Piszę to z mojego punktu widzenia. Dla mnie ta cała bożonarodzeniowa otoczka, niemająca z religią nic wspólnego, jest i frustrująca, i żenująca! Dlatego od kilku lat okres przedświąteczny i same święta są dla mnie bardzo frustrujące. To okres, gdy duchowo czuję się fatalnie!
Przyznaję też ze wstydem, że przez lata uginałem się pod ciężarem tradycji i grałem w najlepsze.
Pytam jednak: Grałem rolę dobrego chrześcijanina? Rolę dobrego poganina? Sługusa i niewolnika tradycji? A może  rolę najzwyklejszego i pieprzonego przy okazji konformisty?
W tym roku doszedłem do muru i postanowiłem coś z tym zrobić! W ilu bowiem procentach to coroczne Boże Narodzenie jest zwyczajnym robieniem ludzi w bambuko, a w ilu prawdziwie religijnym świętem?
Dobre pytanie, co?
Czekam na odpowiedź!
Jasne, że chaotycznie to na razie wygląda, jeśli idzie o moje przelewanie myśli na papier albo do sieci. Nie załamuję jednak rąk, ponieważ wiem, że wszystko, co związane z BN, wyłoniło się z chaosu!
A tak, na marginesie, jest coś na tej pięknej ziemi, co się z chaosu nie wyłoniło?
Co jeszcze?

Później! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...