Przyszło
mi to do głowy w związku z ciągłym narzekaniem, kwękaniem i jeszcze coś tam
wodza mojej gminy, że nic zrobić nie można, bo gminą ja zadłużyłem, a on może
tylko chcieć, ale poza tym chceniem niewiele może zrobić, ponieważ kredyty moje
musi ciągle spłacać. Ciekawi mnie reakcja tych, co to przeczytają.
Gdyby
tak w małych i pięknych, ale biednych, gminach na końcu świata, gdzie świat się
właśnie zaczyna, pojawił się taki niby-czarodziej i powiedział do ludzi:
‑
Słuchajcie, dobrzy ludzie, zrobimy właśnie tak. Zaciągniemy kredyt i wybudujemy
do końca całą gminną, czyli naszą, infrastrukturę. Skończymy budować drogi,
wybudujemy, co trzeba, ulepszymy, co jest. Praktycznie zrobimy wszystko, co
jest na dziś do zrobienia. Zadłużymy gminę tak bardzo, jak się da, ale wszystko
skończymy i odetchniemy głęboko. A później przez lat, powiedzmy, dziesięć albo
piętnaście będziemy spłacać kredyty i cieszyć się tym, co mamy!
Fajnie
byłoby mieszkać w takiej właśnie gminie – cała infrastruktura ogarnięta, dobrze
działające instytucje gminne itd.
Ale
co by to było, gdyby naprzeciw takiego niby-czarodzieja stanął inny
niby-czarodziej, niby-realista i niby-pragmatyk. I ten drugi niby-czarodziej
zacząłby wołać do tych samych ludzi:
‑
Słuchajcie, dobrzy ludzie, mamy do spłacenia kredyt po byłym wodzu gminy i
musimy go spłacać. Nie robimy więc nic, tylko spłacamy ten kredyt. Niech będzie
tego kredytu coraz mniej, jak najmniej! Z dnia na dzień będzie nam długu tego
ubywało. Inwestycje, infrastruktura muszą poczekać trochę. Trzeba oddłużyć
gminę i my to właśnie zrobimy. Na końcu, gdy już spłacimy wszystkie nasze
kredyty, będziemy mieć bardzo wielką, wielką satysfakcję. Nieważne, że
inwestycje zostały zarzucone. Ważne, że nie ma długu i nie ma już co spłacać.
A
później jeszcze, powiedzmy, pięć, dziesięć lat oszczędzania i zaczniemy coś
robić w tej gminnej infrastrukturze. Nie każdy to doczeka. Cóż! Tak czasem w
życiu bywa. Nie każdy doczeka lepszego. Życie bywa okrutne.
Czy fajnie jest żyć z taką satysfakcją, że gmina oddłużona, a przy tym zaniedbana i trochę zacofana?
Takich
niby-czarodziejów w najbliższym czasie będzie coraz więcej. Będą snuć przed
ludźmi samorządowe plany. Ja też mam zamiar zostać takim niby-czarodziejem,
tylko takim pośrodku – i nawiedzonym samorządowo, i realistą do bólu.
Nie
trzeba być czarodziejem, żeby w samorządzie coś zrobić. Wystarczy dokładnie
widzieć to, co się w kraju dzieje.
Ale
zostawmy to wszystko i odpowiedzmy sobie. Odpowiedzmy sobie, nikomu innemu:
Która z powyższych koncepcji czy wizji działania jest mi bliższa, którą bym poparł
i którego niby-czarodzieja wybrał?
W
wigilię Dnia Kobiet mówię Wam: Dobranoc!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz