Tak się czasem zdarza, że człowiek się
rozmodli, a słońce za oknem, tak człowiek odpowiada uśmiechem na uśmiechy bliskich, tak
się rozgada życzliwie z jemu życzliwymi, że później nocy całej zasnąć jakoś nie
może, bo dziwnie ciąży ten ciężar radości przeżytej.
Czytałem więc Dzieci ulicy, skoro spać nie mogłem, to czytałem Goldszmita, Starego
Doktora. A że noc była długa, to książkę skończyłem. I jak to w książkach
Korczaka – dużo smutku, cierpienia, jeszcze więcej zadumy i walki o człowieka,
walki o godność codzienną, walki o człowieka, w którym czasami człowieka dużo
mniej niż zwierzęcia.
Minęło lat kilkadziesiąt, zmieniło się
środowisko, w jakim człowiek żyje, wczoraj nabrzmiałe problemy dzisiaj już nie
istnieją, już wiele załatwiono, ale są wartości, jak: szacunek dla innych,
szacunek dla siebie, godność, moralność, sens życia i głębia tego życia…, jakby ciągle te
same, wcale niezmienione pomimo upływu czasu. Te same pytania stawia dziś sobie
człowiek szukający w ciemnościach. I, zdaje się przez przypadek, jak choćby
urodzenie, decyduje ciągle o losach jednostki, jego drodze życiowej, szczęściu, rozpaczy, porażce...
I to dziwne wrażenie, że życie jednostki
dzieje się ciągle w rozdarciu między Niebem a Ziemią!
Inny jest
wzrok pasterza, inny kochanka, poety…
- Mickiewicz miał rację, jak przed nim i po nim wielu. Dlatego nie żądam, by
inni myśleli tak, jak ja, zachwycali się tym, czym ja się potrafię zachwycić i
płakali w zaciszu komory nad ludźmi, płakali cichutko nad światem.
Myślę o tym, co mówią, co słyszę, co się
dzieje; myślę, o czym plotkują w nudzie swej okrutnie śmiertelnej i choć niestarym jeszcze,
to chętnie usunąłbym się na jakieś ludzkie zadupie, czyli z dala od ludzi. I
tam na tym swoim zadupiu jeszcze raz bym spróbował przeżyć Akt Stworzenia, Akt
Upadku, Akt Podniesienia, Akt Wzlotu…
A noc wciąż trwała jeszcze… A ja jakbym
odchodził drogą skąpaną w ciemnościach tej nocy ciągle trwającej. Każdy ma
swoją drogę. Każdy jest naznaczony piętnem samotności. Dobrze, gdy jest cel
jakiś drogi i wędrowania. Dobrze gdy po drodze z nikim się nie kopiemy.
Nie miałem do tego szczęścia. Ciągle się z kimś
kopałem. Ciągle stawałem do walki przeciwko czemuś większemu. Jak Dawid
biblijny, ale bez procy ręku, niczym Samson nie-siłacz, z przystrzyżonymi włosami.
Taka to długa noc – skończyłem Dzieci ulicy, a później chciałem jeszcze
wybrać jakąś lekturę. Był Stasiuk, Yallop, Puzo…, a padło znów na Korczaka,
jego skrawki życia, obserwacji, myśli… Dlaczego znowu Korczak? Pytałem się
tamtej nocy. Może, bo płynął pod prąd, a z prądem płyną śmieci? Zresztą,
nieważne, dlaczego...
Taka to była noc – pełna myśli, czytania, a
pomiędzy myślami, pomiędzy kolejną książką skrawki rwących się modlitw.
I kiedym wreszcie zasnął, a później się
obudziłem, wiedziałem już, że Putin wygrał kolejne wybory. I słyszałem domysły
wielkich tego świata, jak to wpłynie na przyszłość i na losy ludzkości.
Zastanawiali się mądrzy, jaki świat będzie jutro, jaki za lat pięćdziesiąt, a
nawet za sto. Nikt jakoś przy tym nie myślał czy doczeka jutra. I że nikogo z nas nie będzie tu za lat sto z haczykiem. No to po co się martwić i głowę
sobie zawracać czymś, co nas zupełnie nijak dotyczyć nie może?
A jeszcze troszeczkę później obraz Kamień na kamieniu i znów losy ludzi nie
do ogarnięcia.
Gdy czytam życiorysy żywych czy zmarłych
pisarzy, gdy czytam o ich debiutach, to myślę wtedy sobie – Boże, jak stary
jestem, choć debiut mam już za sobą, ale tak długą drogę miałem do tego, co
robię.
Ale cóż? Taka droga. Co zrobić? Taka i już! Widocznie taka być miała i taka właśnie była. Dobrze, że jeszcze trwa, że ja
ciągle w drodze. Nie narzekam, bynajmniej. I cieszę się bardzo! Cieszę się, że
to moja i tylko moja droga!
Czy inni mają lepszą?
Nie!
Mają swoją drogę!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz