22 marca 2018

Tak się rozmodliłem...


Tak się czasem zdarza, że człowiek się rozmodli, a słońce za oknem, tak człowiek odpowiada uśmiechem na uśmiechy bliskich, tak się rozgada życzliwie z jemu życzliwymi, że później nocy całej zasnąć jakoś nie może, bo dziwnie ciąży ten ciężar radości przeżytej.

Czytałem więc Dzieci ulicy, skoro spać nie mogłem, to czytałem Goldszmita, Starego Doktora. A że noc była długa, to książkę skończyłem. I jak to w książkach Korczaka – dużo smutku, cierpienia, jeszcze więcej zadumy i walki o człowieka, walki o godność codzienną, walki o człowieka, w którym czasami człowieka dużo mniej niż zwierzęcia.
Minęło lat kilkadziesiąt, zmieniło się środowisko, w jakim człowiek żyje, wczoraj nabrzmiałe problemy dzisiaj już nie istnieją, już wiele załatwiono, ale są wartości, jak: szacunek dla innych, szacunek dla siebie, godność, moralność, sens życia i głębia tego życia…, jakby ciągle te same, wcale niezmienione pomimo upływu czasu. Te same pytania stawia dziś sobie człowiek szukający w ciemnościach. I, zdaje się przez przypadek, jak choćby urodzenie, decyduje ciągle o losach jednostki, jego drodze życiowej, szczęściu, rozpaczy, porażce...
I to dziwne wrażenie, że życie jednostki dzieje się ciągle w rozdarciu między Niebem a Ziemią!
Inny jest wzrok pasterza, inny kochanka, poety… - Mickiewicz miał rację, jak przed nim i po nim wielu. Dlatego nie żądam, by inni myśleli tak, jak ja, zachwycali się tym, czym ja się potrafię zachwycić i płakali w zaciszu komory nad ludźmi, płakali cichutko  nad światem.
Myślę o tym, co mówią, co słyszę, co się dzieje; myślę, o czym plotkują w nudzie swej okrutnie śmiertelnej i choć niestarym jeszcze, to chętnie usunąłbym się na jakieś ludzkie zadupie, czyli z dala od ludzi. I tam na tym swoim zadupiu jeszcze raz bym spróbował przeżyć Akt Stworzenia, Akt Upadku, Akt Podniesienia, Akt Wzlotu…
A noc wciąż trwała jeszcze… A ja jakbym odchodził drogą skąpaną w ciemnościach tej nocy ciągle trwającej. Każdy ma swoją drogę. Każdy jest naznaczony piętnem samotności. Dobrze, gdy jest cel jakiś drogi i wędrowania. Dobrze gdy po drodze  z nikim się nie kopiemy.
Nie miałem do tego szczęścia. Ciągle się z kimś kopałem. Ciągle stawałem do walki przeciwko czemuś większemu. Jak Dawid biblijny, ale bez procy ręku, niczym Samson nie-siłacz, z przystrzyżonymi włosami.
Taka to długa noc – skończyłem Dzieci ulicy, a później chciałem jeszcze wybrać jakąś lekturę. Był Stasiuk, Yallop, Puzo…, a padło znów na Korczaka, jego skrawki życia, obserwacji, myśli… Dlaczego znowu Korczak? Pytałem się tamtej nocy. Może, bo płynął pod prąd, a z prądem płyną śmieci? Zresztą, nieważne, dlaczego...
Taka to była noc – pełna myśli, czytania, a pomiędzy myślami, pomiędzy kolejną książką skrawki rwących się modlitw.

I kiedym wreszcie zasnął, a później się obudziłem, wiedziałem już, że Putin wygrał kolejne wybory. I słyszałem domysły wielkich tego świata, jak to wpłynie na przyszłość i na losy ludzkości. Zastanawiali się mądrzy, jaki świat będzie jutro, jaki za lat pięćdziesiąt, a nawet za sto. Nikt jakoś przy tym nie myślał czy doczeka jutra. I że nikogo z nas nie będzie tu za lat sto z haczykiem. No to po co się martwić i głowę sobie zawracać czymś, co nas zupełnie nijak dotyczyć nie może?
A jeszcze troszeczkę później obraz Kamień na kamieniu i znów losy ludzi nie do ogarnięcia.
Gdy czytam życiorysy żywych czy zmarłych pisarzy, gdy czytam o ich debiutach, to myślę wtedy sobie – Boże, jak stary jestem, choć debiut mam już za sobą, ale tak długą drogę miałem do tego, co robię.
Ale cóż? Taka droga. Co zrobić? Taka i już! Widocznie taka być miała i taka właśnie była. Dobrze, że jeszcze trwa, że ja ciągle w drodze. Nie narzekam, bynajmniej. I cieszę się bardzo! Cieszę się, że to moja i tylko moja droga!
Czy inni mają lepszą?
Nie!
Mają swoją drogę!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...