Zwolennicy zaostrzenia prawa
antyaborcyjnego w Polsce jako argument ZA podają fakt z życia matki Karola
Wojtyły, której lekarz zalecał przerwanie ciąży, gdyż zapowiadał jej śmierć
przy porodzie. Ona zdecydowała inaczej i urodziła przyszłego papieża.
Co by to było, gdyby matka Judasza
zdecydowała się, będąc z nim w ciąży, na jej usunięcie? Nie urodziłaby zdrajcy
– nie byłoby zdrady, nie byłoby zbawienia?
Takie argumenty na
popieranie swojego stanowiska są tak głupie, jak tylko głupi potrafi być
człowiek w swojej ograniczoności.
To
będą luźne rozmyślania nad moją kondycją umysłową. To będzie sygnalizacja, nie
próba odpowiedzi. To będzie tylko powierzchnia bagienka, w jakim ja i wielu
Polaków z myśleniem i mentalnością swoją tkwimy, na wolność się wypinając
jednocześnie strasznie. To będzie w końcu mój głos i za ten właśnie mój głos,
bo to moja decyzja – mogę śmiało brać baty. Wcale się tego nie boję!
O
tym, że Polacy znów zostali podzieleni przez rządzących – zaostrzenie ustawy
antyaborcyjnej – to chyba już nic nowego ani dla samych Polaków, ani
mieszkańców dalej.
To
nie jest nowy temat i nie do końca dotyczy aborcji. To bardziej granie na
uczuciach ludzkich i społecznych, i dotyczy również naszego polskiego podejścia
do indywidualizmu jednostki ludzkiej, do prawa jednostki do decydowania o
swoich czynach, podejścia do wolności w podejmowaniu decyzji i nasze podejście
do wolności jednostki w ogóle.
Polacy
zdają się nie dopuszczać do swojej świadomości, że każdy człowiek jest
autonomiczną jednostką, wolną i niezależną w podejmowaniu decyzji i w wyborach,
jakich dokonuje. Każda jednostka ma prawo dokonywać wyboru – to jednostka
decyduje, co wybiera w danej sytuacji, w jakiej znalazła się w danym momencie
życia i mierzy się później z konsekwencjami swoich decyzji.
Instytucjonalizowanie
i obwarowywanie zakazami prawnymi takich obszarów życia jednostki, jak: wolność
wypowiedzi, wolność sumienia czy wolność dokonywania konkretnych wyborów w
konkretnych sytuacjach życiowych, przynoszą często skutki odwrotne do zamierzonych.
Już
w pedagogice szkolnej wiadomo, że egzekwowanie nakazem zdobycie określonej
wiedzy, powoduję pewną mechanikę nie tyle uczenia się, co nauczenia się na
rozkaz – kłania się tu modna kiedyś wśród studentów, a może modna i dzisiaj
zasada 4 x Z, co, wyjaśnijmy, znaczy:
Zakuć – Zaliczyć – Zapić – Zapomnieć!
Czy
twardy zakaz moralny i prawny: NIE ZABIJAJ! powoduje, że na świecie nie giną
ludzie z sprawą innych ludzi?
Czy
twardy zakaz: NIE KRADNIJ! spowodował, że zniknął na świecie problem przywłaszczania
sobie dóbr materialnych jednych ludzi przez drugich. Był nawet taki czas w
historii niektórych krajów, że to co skubnąłeś bliźniemu, toś ukradł, ale gdy
kradłeś państwowe, to była już zaradność. Dzisiaj to już norma!
Czy
kościelne nakazy pod adresem katolików, że mają co niedziela uczestniczyć we
mszy i raz na jakiś tam czas spowiadać się, powodują takie właśnie zachowanie
wiernych? A przecież wierni, przyznając się do przynależności do Kościoła katolickiego
(innego też, oczywiście), jednocześnie zgadzają się na reguły życia zgodne z danym
prawem kościelnym.
Czy
radykalizacja kodeksów karnych i zaostrzenie kar w jakimkolwiek kraju
doprowadziły do tego, że przestępczość istnieć tam przestała? A może to
sprawiło, że przestępcy się przestraszyli i nagle nawrócili?
Czy
dostojnicy kościelni (nie tylko Kk) kierują się w swoim życiu zasadą ubóstwa. A
przecież Kk to Kościół ubogich. Z tego by wynikało, że to Kościół wszystkich
poza jego dostojnikami. Czyż mają oni za nic dobra materialne, doczesne, przemijające?
A może jest całkiem odwrotnie? Z jednej strony więc nakaz, z drugiej jego
łamanie. Wyjątki od tej reguły nie potwierdzają wcale, że przedstawiciele
Kościoła żyją w ubóstwie, ale tylko uwypuklają fakt, że zasada życia w ubóstwie
nie ma tam powszechnego, jak chciał tego Chrystus, zastosowania.
Skoro
przedstawiciele Chrystusa na ziemi nie stosują się do Jego nakazów – bądźcie
ubodzy, bądźcie najmniejsi…, jak mogą tego wymagać od wiernych i popierać
dążenia rządów do ograniczania dodatkową legislacją prawa wolnego wyboru
jednostki w sprawach dotyczących sumienia tejże jednostki i jej bezpośredniego
w tym obszarze kontaktu z Bogiem?
Kościół
k. od dziesięcioleci ma problem z jednoznacznym stanowiskiem dotyczącym
sztucznej regulacji urodzeń. Od Jana XXIII, poprzez pontyfikat Pawła VI, JP I,
a później JP II i dalej ten temat wciąż powracał i będzie z pewnością jeszcze...
Wiadomo,
że w przypadku stanowiska Kościoła nie należy się dopatrywać tylko czynnika
moralnego i etycznego, ale również czynnika ekonomicznego – im więcej narodzin,
tym więcej chrztów, komunii, ślubów, w końcu pogrzebów, a później jeszcze tym
więcej mszy za zmarłych wiernych, no i tym większe rzesze ludzi gotowych
zasilić za życia Kościół.
Żaden
przywódca żadnego kościoła nie zgodzi się na to, żeby jakieś jego działania
uszczuplały rzesze wyznawców tegoż kościoła. Co jest w tym wszystkim ważniejsze
– ekonomia czy religia? – trudno jednoznacznie stwierdzić, zważywszy na warunki
życia doczesnego dostojników kościelnych.
W
Księdze Rodzaju (2, 15-17) czytamy: Pan
bóg wziął zatem człowieka i umieścił go w ogrodzie Eden, aby uprawiał go i
doglądał. A tak przykazał Pan Bóg człowiekowi: << Z wszelkiego drzewa
tego ogrodu możesz spożywać do woli, ale z drzewa poznania dobra i zła nie
wolno ci jeść, bo gdy z niego spożyjesz, niechybnie umrzesz>>.
W
drugim opisie stworzenia człowieka nie było Ewy przy zakazie spożywania owoców
z drzewa poznania dobra i zła. Ale zauważmy – Bóg poinformował człowieka, co
może robić, dał mu prawo wyboru, poinformował o konsekwencjach ewentualnego
wyboru i czekał cierpliwie, co człowiek zrobi.
Czy
to prawo nie wystarczy?
Czy
potrzeba jeszcze głupiego ludzkiego ustawodawstwa?
Czy
pewnych spraw nie należy pozostawić człowiekowi do wyboru w zaciszu jego
sumienia?
Dzisiaj
rządzącym nie wystarcza już świadomość, że za pewne czyny człowiek wierzący
odpowiada przed Bogiem. Rządzący chcą koniecznie karać człowieka już tu,
szybko, na ziemi.
Z
doświadczenia wiadomo, że kara doczesna nie zawsze odstrasza niektóre jednostki
od popełniania czynów zakazanych. Często tak bywa, że im bardziej owoc
zakazany, tym bardziej ponętny, bardziej pożądany.
Każdy
zakaz i nakaz ograniczają wolność wyboru, ponieważ sugerują, co dobrem jest, a
co złem. Czy nie lepiej pozostawić jednostce prawo wolnego wyboru swojego
czynu, informując tylko o konsekwencjach przekroczenia pewnej granicy – jak
uczynił to Bóg?
Coraz
ostrzejsze prawo w ograniczaniu pewnych obszarów wolności wewnętrznej człowieka
jest też wynikiem zakłamania instytucjonalnego, w jakim żyją dzisiaj władze
świeckie i kościelne – i jedni i drudzy uwierzyli bowiem, że mogą narzucać
własny punkt widzenia (poprzez wolę większości) wszystkim i decydować, co
dobre, a co złe. A przecież jednostka ludzka ze swoją wolną wolą to nie jest sprawa
żadnej większości, tylko sprawa jednostki. Poza tym wąska jest brama dla tych
wybranych… Czyż wiara w Boga i Boskie prawa mają coś wspólnego z demokratycznym
wymuszeniem czegoś na jednostce przez większość?
Zło
i dobro było na świecie przed człowiekiem. On, jako jednostka wolna i
niezależna, miał tylko wybór czy chce poznać dobro i zło, uświadomić je sobie.
Zrobił to, czego konsekwencją jest grzech pierworodny, ale był nią też i Krzyż.
Teraz
też człowiek powinien mieć wybór czy zło wybiera, czy dobro. I czyni to
nieustannie – pokłosie wolnej woli.
Co
ja o tym sądzę?
Ważne
jest dla mnie, abym miał prawo wyboru i mierzenia się ze skutkami moich decyzji
i czynów w przyszłości. Chcę robić tak i tak – z własnego nieprzymuszonego
ludzkim prawem wyboru.
Im
więcej zakazów i nakazów, im szerszy wachlarz kar za łamanie tych pierwszych,
tym niższa świadomość tych, co zakazom i nakazom podlegają?
Niekoniecznie
tak musi być, tak jednak jest z pewnością w założeniach tych, którzy nakazy i
zakazy tworzą. Roszczą sobie bowiem prawo do decydowania za jednostkę o tym, co
wolno, a czego nie pod karą prawnych sankcji. Roszczą sobie to prawo,
zapewniwszy najpierw przeróżnymi sposobami poparcie większości w danej
społeczności.
Nie
ma mowy o jakiejś tam większości, gdy w grę wchodzi wolność wewnętrznego wyboru
człowieka w sprawach dotyczących jego życia. Jeśli ktoś decyduje, że głodzi się
na śmierć – ma do tego prawo, jeśli ktoś zdecyduje, że zabije bliźniego –
pewnie to uczyni przy najbliższej okazji, jeśli ktoś chce coś ukraść – też
szuka okazji, jeśli ktoś chce się zatracić – zatraca się z wyboru…
Niech
ludzie decydują sami o sobie, a nie inni za nich w takich sprawach.
Mówiłem,
że żadnych odpowiedzi w tym temacie nie będzie. Ale mogę się pokusić o odpowiedź:
Dlaczego? Dlaczego co jakiś czas rządzący dzisiaj Polską rzucają takie hasła i drażliwe
tematy.
To
świetny sposób na to, żeby sprawdzić raz jeszcze, na ile elektorat jest czujny i
bojowy. Można w ten właśnie sposób odciągnąć uwagę tłumy od tego, co ważne, jak
np. wycofywanie się w niektórych kwestiach z reformy sądownictwa czy tego, że jakiś
akt prawny na tyle okazał się bublem, że nawet sam jego twórca poprosił Trybunał
Konstytucyjny, aby ten akt uwalił.
Aborcja,
esbecy, Żydzi, wszelkiej maści afery, katastrofy lotnicze i zamachy stanu to przecież
dobre tematy, żeby ludowi nad Wisłą skutecznie zaciemnić obraz tego, co rzeczywiście.
I
to się widocznie sprawdza – skaczemy sobie do gardła przy każdym z tych tematów.
I ci, co dziś za aborcją, mogą spokojnie zatłuc tych, co są strasznie przeciw, a
zwolennicy zamachu w Smoleńsku bez wahania zadepczą przeciwników ich w tym temacie
myślenia.
Polak
lubi mieć wroga. Polak musi mieć wroga, nawet gdy wrogiem Polaka ma być drugi Polak.
I tak jest właśnie teraz, bo skoro nikt z zewnątrz z nami nie chce wojować, to walczymy
ze sobą!
Amen!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz