25 marca 2018

Znów głośno o macicy....


Zwolennicy zaostrzenia prawa antyaborcyjnego w Polsce jako argument ZA podają fakt z życia matki Karola Wojtyły, której lekarz zalecał przerwanie ciąży, gdyż zapowiadał jej śmierć przy porodzie. Ona zdecydowała inaczej i urodziła przyszłego papieża.
Co by to było, gdyby matka Judasza zdecydowała się, będąc z nim w ciąży, na jej usunięcie? Nie urodziłaby zdrajcy – nie byłoby zdrady, nie byłoby zbawienia?
Takie argumenty na popieranie swojego stanowiska są tak głupie, jak tylko głupi potrafi być człowiek w swojej ograniczoności.

To będą luźne rozmyślania nad moją kondycją umysłową. To będzie sygnalizacja, nie próba odpowiedzi. To będzie tylko powierzchnia bagienka, w jakim ja i wielu Polaków z myśleniem i mentalnością swoją tkwimy, na wolność się wypinając jednocześnie strasznie. To będzie w końcu mój głos i za ten właśnie mój głos, bo to moja decyzja – mogę śmiało brać baty. Wcale się tego nie boję!
O tym, że Polacy znów zostali podzieleni przez rządzących – zaostrzenie ustawy antyaborcyjnej – to chyba już nic nowego ani dla samych Polaków, ani mieszkańców dalej.
To nie jest nowy temat i nie do końca dotyczy aborcji. To bardziej granie na uczuciach ludzkich i społecznych, i dotyczy również naszego polskiego podejścia do indywidualizmu jednostki ludzkiej, do prawa jednostki do decydowania o swoich czynach, podejścia do wolności w podejmowaniu decyzji i nasze podejście do wolności jednostki w ogóle.
Polacy zdają się nie dopuszczać do swojej świadomości, że każdy człowiek jest autonomiczną jednostką, wolną i niezależną w podejmowaniu decyzji i w wyborach, jakich dokonuje. Każda jednostka ma prawo dokonywać wyboru – to jednostka decyduje, co wybiera w danej sytuacji, w jakiej znalazła się w danym momencie życia i mierzy się później z konsekwencjami swoich decyzji.
Instytucjonalizowanie i obwarowywanie zakazami prawnymi takich obszarów życia jednostki, jak: wolność wypowiedzi, wolność sumienia czy wolność dokonywania konkretnych wyborów w konkretnych sytuacjach życiowych, przynoszą często skutki odwrotne do zamierzonych.
Już w pedagogice szkolnej wiadomo, że egzekwowanie nakazem zdobycie określonej wiedzy, powoduję pewną mechanikę nie tyle uczenia się, co nauczenia się na rozkaz – kłania się tu modna kiedyś wśród studentów, a może modna i dzisiaj zasada 4 x Z, co, wyjaśnijmy, znaczy: Zakuć – Zaliczyć – Zapić – Zapomnieć!
Czy twardy zakaz moralny i prawny: NIE ZABIJAJ! powoduje, że na świecie nie giną ludzie z sprawą innych ludzi?
Czy twardy zakaz: NIE KRADNIJ! spowodował, że zniknął na świecie problem przywłaszczania sobie dóbr materialnych jednych ludzi przez drugich. Był nawet taki czas w historii niektórych krajów, że to co skubnąłeś bliźniemu, toś ukradł, ale gdy kradłeś państwowe, to była już zaradność. Dzisiaj to już norma!
Czy kościelne nakazy pod adresem katolików, że mają co niedziela uczestniczyć we mszy i raz na jakiś tam czas spowiadać się, powodują takie właśnie zachowanie wiernych? A przecież wierni, przyznając się do przynależności do Kościoła katolickiego (innego też, oczywiście), jednocześnie zgadzają się na reguły życia zgodne z danym prawem kościelnym.
Czy radykalizacja kodeksów karnych i zaostrzenie kar w jakimkolwiek kraju doprowadziły do tego, że przestępczość istnieć tam przestała? A może to sprawiło, że przestępcy się przestraszyli i nagle nawrócili?
Czy dostojnicy kościelni (nie tylko Kk) kierują się w swoim życiu zasadą ubóstwa. A przecież Kk to Kościół ubogich. Z tego by wynikało, że to Kościół wszystkich poza jego dostojnikami. Czyż mają oni za nic dobra materialne, doczesne, przemijające? A może jest całkiem odwrotnie? Z jednej strony więc nakaz, z drugiej jego łamanie. Wyjątki od tej reguły nie potwierdzają wcale, że przedstawiciele Kościoła żyją w ubóstwie, ale tylko uwypuklają fakt, że zasada życia w ubóstwie nie ma tam powszechnego, jak chciał tego Chrystus, zastosowania.
Skoro przedstawiciele Chrystusa na ziemi nie stosują się do Jego nakazów – bądźcie ubodzy, bądźcie najmniejsi…, jak mogą tego wymagać od wiernych i popierać dążenia rządów do ograniczania dodatkową legislacją prawa wolnego wyboru jednostki w sprawach dotyczących sumienia tejże jednostki i jej bezpośredniego w tym obszarze kontaktu z Bogiem?
Kościół k. od dziesięcioleci ma problem z jednoznacznym stanowiskiem dotyczącym sztucznej regulacji urodzeń. Od Jana XXIII, poprzez pontyfikat Pawła VI, JP I, a później JP II i dalej ten temat wciąż powracał i będzie z pewnością jeszcze...
Wiadomo, że w przypadku stanowiska Kościoła nie należy się dopatrywać tylko czynnika moralnego i etycznego, ale również czynnika ekonomicznego – im więcej narodzin, tym więcej chrztów, komunii, ślubów, w końcu pogrzebów, a później jeszcze tym więcej mszy za zmarłych wiernych, no i tym większe rzesze ludzi gotowych zasilić za życia Kościół.
Żaden przywódca żadnego kościoła nie zgodzi się na to, żeby jakieś jego działania uszczuplały rzesze wyznawców tegoż kościoła. Co jest w tym wszystkim ważniejsze – ekonomia czy religia? – trudno jednoznacznie stwierdzić, zważywszy na warunki życia doczesnego dostojników kościelnych.
W Księdze Rodzaju (2, 15-17) czytamy: Pan bóg wziął zatem człowieka i umieścił go w ogrodzie Eden, aby uprawiał go i doglądał. A tak przykazał Pan Bóg człowiekowi: << Z wszelkiego drzewa tego ogrodu możesz spożywać do woli, ale z drzewa poznania dobra i zła nie wolno ci jeść, bo gdy z niego spożyjesz, niechybnie umrzesz>>.
W drugim opisie stworzenia człowieka nie było Ewy przy zakazie spożywania owoców z drzewa poznania dobra i zła. Ale zauważmy – Bóg poinformował człowieka, co może robić, dał mu prawo wyboru, poinformował o konsekwencjach ewentualnego wyboru i czekał cierpliwie, co człowiek zrobi.
Czy to prawo nie wystarczy?
Czy potrzeba jeszcze głupiego ludzkiego ustawodawstwa?
Czy pewnych spraw nie należy pozostawić człowiekowi do wyboru w zaciszu jego sumienia?
Dzisiaj rządzącym nie wystarcza już świadomość, że za pewne czyny człowiek wierzący odpowiada przed Bogiem. Rządzący chcą koniecznie karać człowieka już tu, szybko, na ziemi.
Z doświadczenia wiadomo, że kara doczesna nie zawsze odstrasza niektóre jednostki od popełniania czynów zakazanych. Często tak bywa, że im bardziej owoc zakazany, tym bardziej ponętny, bardziej pożądany.
Każdy zakaz i nakaz ograniczają wolność wyboru, ponieważ sugerują, co dobrem jest, a co złem. Czy nie lepiej pozostawić jednostce prawo wolnego wyboru swojego czynu, informując tylko o konsekwencjach przekroczenia pewnej granicy – jak uczynił to Bóg?
Coraz ostrzejsze prawo w ograniczaniu pewnych obszarów wolności wewnętrznej człowieka jest też wynikiem zakłamania instytucjonalnego, w jakim żyją dzisiaj władze świeckie i kościelne – i jedni i drudzy uwierzyli bowiem, że mogą narzucać własny punkt widzenia (poprzez wolę większości) wszystkim i decydować, co dobre, a co złe. A przecież jednostka ludzka ze swoją wolną wolą to nie jest sprawa żadnej większości, tylko sprawa jednostki. Poza tym wąska jest brama dla tych wybranych… Czyż wiara w Boga i Boskie prawa mają coś wspólnego z demokratycznym wymuszeniem czegoś na jednostce przez większość?
Zło i dobro było na świecie przed człowiekiem. On, jako jednostka wolna i niezależna, miał tylko wybór czy chce poznać dobro i zło, uświadomić je sobie. Zrobił to, czego konsekwencją jest grzech pierworodny, ale był nią też i Krzyż.
Teraz też człowiek powinien mieć wybór czy zło wybiera, czy dobro. I czyni to nieustannie – pokłosie wolnej woli.
Co ja o tym sądzę?
Ważne jest dla mnie, abym miał prawo wyboru i mierzenia się ze skutkami moich decyzji i czynów w przyszłości. Chcę robić tak i tak – z własnego nieprzymuszonego ludzkim prawem wyboru.
Im więcej zakazów i nakazów, im szerszy wachlarz kar za łamanie tych pierwszych, tym niższa świadomość tych, co zakazom i nakazom podlegają?
Niekoniecznie tak musi być, tak jednak jest z pewnością w założeniach tych, którzy nakazy i zakazy tworzą. Roszczą sobie bowiem prawo do decydowania za jednostkę o tym, co wolno, a czego nie pod karą prawnych sankcji. Roszczą sobie to prawo, zapewniwszy najpierw przeróżnymi sposobami poparcie większości w danej społeczności.
Nie ma mowy o jakiejś tam większości, gdy w grę wchodzi wolność wewnętrznego wyboru człowieka w sprawach dotyczących jego życia. Jeśli ktoś decyduje, że głodzi się na śmierć – ma do tego prawo, jeśli ktoś zdecyduje, że zabije bliźniego – pewnie to uczyni przy najbliższej okazji, jeśli ktoś chce coś ukraść – też szuka okazji, jeśli ktoś chce się zatracić – zatraca się z wyboru…
Niech ludzie decydują sami o sobie, a nie inni za nich w takich sprawach.

Mówiłem, że żadnych odpowiedzi w tym temacie nie będzie. Ale mogę się pokusić o odpowiedź: Dlaczego? Dlaczego co jakiś czas rządzący dzisiaj Polską rzucają takie hasła i drażliwe tematy.
To świetny sposób na to, żeby sprawdzić raz jeszcze, na ile elektorat jest czujny i bojowy. Można w ten właśnie sposób odciągnąć uwagę tłumy od tego, co ważne, jak np. wycofywanie się w niektórych kwestiach z reformy sądownictwa czy tego, że jakiś akt prawny na tyle okazał się bublem, że nawet sam jego twórca poprosił Trybunał Konstytucyjny, aby ten akt uwalił.
Aborcja, esbecy, Żydzi, wszelkiej maści afery, katastrofy lotnicze i zamachy stanu to przecież dobre tematy, żeby ludowi nad Wisłą skutecznie zaciemnić obraz tego, co rzeczywiście.
I to się widocznie sprawdza – skaczemy sobie do gardła przy każdym z tych tematów. I ci, co dziś za aborcją, mogą spokojnie zatłuc tych, co są strasznie przeciw, a zwolennicy zamachu w Smoleńsku bez wahania zadepczą przeciwników ich w tym temacie myślenia. 

Polak lubi mieć wroga. Polak musi mieć wroga, nawet gdy wrogiem Polaka ma być drugi Polak. I tak jest właśnie teraz, bo skoro nikt z zewnątrz z nami nie chce wojować, to walczymy ze sobą!
Amen!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...