Poprzez oddzielenie się od jedności
staliśmy się „istotą wiecznego braku”, której brakuje miłości, zdrowia,
zrozumienia, poczucia przynależności, sukcesów, siły osobistej, radości,
spełnienia…
Teraz
znów jest tak, że coraz więcej czytam.
Jak
tylko sięgam pamięcią, w moim życiu czytanie zawsze odgrywało dużą rolę. Był
okres w moim życiu, gdy każdą wolną chwilę poświęcałem na lekturę książek.
Nawet kradłem te chwile, żeby uciekać w świat myśli innych – zmyślonych i tych
nie. Może właśnie dlatego w lokalnym świecie konkretu i pracy stałem się w
pewnym momencie odludkiem i nieszkodliwym dziwakiem.
Później
przyszedł czas, że na czytanie, które przynosiło prawdziwą radość, nie miałem
czasu. Pochłonęły mnie całkowicie sprawy najpierw szkolne (z tej drugiej strony
szkolnej barykady), a następnie samorządowe. Wtedy też dużo czytałem, ale to
była nauka - zdobywanie wiedzy fachowej, żaden relaks, tylko gonitwa, bo wciąż
tej wiedzy za mało… To była lista lektur narzuconych przez okoliczności i
potrzeby zewnętrzne, a nie potrzeba serca.
Teraz
jest tak, że znów wracam do wcześniejszych przyzwyczajeń i coraz więcej czytam
dla przyjemności i potrzeby rozwoju duchowego.
Czy
to oznaka starości, że czuję się, jakbym zatoczył krąg i znalazł się w miejscu,
które zda mi się znane. Nie wiem, zaiste, nie wiem, ale dobrze mi z tym i cenię
sobie wielce chwile spędzane na czytaniu i pisaniu.
Za
oknem znów niedziela, kolejna niedziela skąpana w słońcu. Wiosna już nie
odpuści – i dobrze, to bardzo dobrze!
Wczoraj
czytałem jakiś tekst o istotach duchowych, ale tych światła – aniołach i o
modlitwie czytałem, jej roli w tym czasie, gdy człowiek stanowił jedność z
boskością, czyli tej modlitwy pierwotnej, nieskażonej.
Gdy człowiek żył jeszcze w jedności z boskością,
modlitwa była pierwotną formą sławienia i dziękczynienia Stwórcy i stworzeniu.
Z biegiem czasu coraz bardziej stawała
się formą prośby o spełnienie pragnień, życzeń, udzielenie pomocy.
Poprzez oddzielenie się od jedności staliśmy
się „istotą wiecznego braku”, której brakuje miłości, zdrowia, zrozumienia, poczucia
przynależności, sukcesu, siły osobistej, radości, spełnienia itd.
Obie formy modlitwy – jako prośby i pochwały
– są jak najbardziej odpowiednie.
Poprzez modlitwę człowiek natychmiast łączy
się ze stworzeniem i boskim źródłem, z bogiem. W gruncie rzeczy modlitwa służy nawiązaniu
kontaktu z boskością. Można ją odmawiać w każdej chwili. Jest to najefektywniejsza
i najszybsza forma nawiązywania połączenia z siłami światła i ich aktywowaniu.
Modlitwę można nazwać „windą” do Boga.
Nie
wiem, dlaczego zostałem jakoś tam dziwnie – kościelnie – zaprogramowany wewnętrznie,
że jak się tam jakoś pomodlę raz na tydzień (czy od święta) na mszy, to sprawa załatwiona.
Tylko jak tu się skupić pod takim obstrzałem spojrzeń, różnego rodzaju chrząknięć,
stękań i pomrukiwań, pociągania nosem lub smarkaniem w chustkę; jak się skutecznie
modlić w takiej mnogości zapachów?
Z
drugiej strony, odkąd pamiętam, rodzice przykładali dużą wagę do codziennego wieczornego
wspólnego pacierza. Rzadko było tak, abyśmy razem nie klękali do wspólnej wieczornej
modlitwy.
Dzisiaj
trudno mi dostrzec w tych wieczornych rodzinnych pacierzach jakieś modlitewne uniesienie.
To było raczej takie codzienne spełnienie duchowego obowiązku. Ale, jak później
zrozumiałem, kształtowało to podskórnie charakter, co widzę dzisiaj u siebie i swojego
rodzeństwa.
Chyba
się rozpisuję, a chciałem tylko o tym, że teraz jest, jak dawniej – coraz więcej
czytam, doceniam coraz bardziej chwile spędzone na czytaniu, rozmyślaniu i pisaniu.
Próbuję też codziennie otwierać i czytać Biblię, próbuję szukać siebie, tego spoza
ciała.
Choć
mam głowę zaprzątniętą codziennymi sprawami i kłopotami na niby, to – na szczęście
– znajduję czas, żeby pytać się siebie:
Po
co ja tutaj jestem?
Jaki
mam cel?
Co
zmienić!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz