7 maja 2015

Być sobą

Często postępujemy wbrew sobie, żeby nie narazić się na społeczną anatemę!
Najwyższą cenę płaci ten, kto zaparł się samego siebie!

Szlochu ciąg dalszy.
85.
Cały wieczór opowiadałem Hubertowi o moim Zwariowanym Przyjacielu. Ciągle przy tym myślałem o tym, skąd go znam. Nie mogłem sobie przypomnieć.
I oto pijemy rosół przyniesiony właśnie przez niego! Zakończyłem.
Hubert bez słowa wyciągnął butelkę rozweselacza i postawił na stole.
A okazja? Spytałem.
Nie spotykam się już z Izą, odpowiedział po chwili milczenia.
Czekał na moje pytania.
Milczałem i zestawiałem w myślach ostatnie wiadomości mojego Zwariowanego Przyjaciela z wyznaniem Huberta. Nalałem sobie i wypiłem, ale wódka mi nie smakowała. Zbyt smutno i jesiennie się zrobiło w duszy.
Ludzie zaczęli gadać, nagle odezwał się Hubert. Wiesz...
Nie, nie wiem! Oświeć mnie! Krzyknąłem. Słuchasz tego, co ludzie mówią? A z Izą rozmawiałeś? Wiesz, co mówi Iza?
Odwróciłem się do niego plecami i wpatrzyłem w ogień.
Usłyszałem odgłos zamykanych drzwi.
Sięgnąłem po butelkę. Chciałem, żeby zapomnienie przyszło jak najszybciej! Żeby noc mnie pochłonęła!
We śnie odwiedził mnie mój Zwariowany Przyjaciel. Nie zawsze odróżniamy jawę od snu. Początkowo poddawałem w wątpliwość tę wizytę. Jednak po przebudzeniu zauważyłem kolejne zapasy od mojego Zwariowanego Przyjaciela; zapasy tak potrzebne do walki ze światem i samym sobą. Do walki ze światem, który nieopatrznie i tak nieudolnie stworzyłem dla siebie i innych. Do walki w piekiełku, które sobie i innym zgotowałem?
Czyż potrafimy odróżnić jawę od snu?
Może właśnie snem jesteśmy?

Snem wielkiego Boga!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...